67. Porwanie Umbridge

2K 140 24
                                    


Biegiem przemierzałam korytarze zamku szukając Irytka.
— Irytku! — zawołałam, a z jednej ścian wyłonił się poltergeist.
Zatoczył kółko nad moją głową i zachichotał.
— Potrzebuję twojej pomocy — rzekłam.
— Pomocy? — zapytał zaciekawiony. — Jakiej pomocy?
— Chciałabym, żebyś trochę narozrabiał. Po uderzaj zbroją i możesz porzucać czymś w uczniów. Tylko mówiąc czymś, mam na myśli coś bezpiecznego. Im głośniej będziesz się zachowywał, tym lepiej. A i jeszcze jedno, rób to na piątym lub siódmym piętrze. Więc...? Co ty na to?
Irytek przyglądał mi się przez chwilę, po czym uśmiechnął szatańsko i odfrunął w stronę schodów. Pochwaliłam siebie w myślach i ruszyłam szybkim na drugie piętro wprost do gabinetu Umbridge.
Zapukałam do drzwi i poczekałam na zaproszenie.
— Dzień dobry, pani dyrektor — powiedziałam z nadmierną uprzejmością.
— Dzień dobry, co cię do mnie sprowadza, Potter? — zapytała, odkładając pióro na biurko.
— Na piątym piętrze grasuje Irytek. Chyba się na coś zdenerwował, bo rozwala wszystko i stał się groźny dla uczniów.
Umbridge spojrzała na mnie podejrzliwie.
— Właśnie tamtędy przechodziłam i jakiś Ślizgon dostał gałęzią po głowie — rzekłam z udawanym zatroskaniem i przerażeniem. — Już dawno nie widziałam, żeby Irytek był tak wściekły.
— No dobrze — powiedziała. — Chodźmy to sprawdzić.
Podniosła się z krzesła i szybkim krokiem wyszłyśmy z jej gabinetu.
— Naprawdę nie wiem, co go dziś opętało — odrzekłam i mrugnęłam do stojących na końcu korytarza Ginny i Luny.
Gdy byliśmy już na czwartym piętrze podszedł do nas jeden z najbardziej denerwujących mnie Ślizgonów.
— Pani dyrektor coś się stało na drugim piętrze. Podobno na korytarzu przy pani gabinecie rozpylono jakiś gaz duszący.
— Niemożliwe — odrzekła Umbridge. — Przed chwilą tamtędy przechodziłam. No dobrze sprawdzę to.
— Ale pani profesor co z Irytkiem? — zatrzymałam ją.
Na moje słowa coś głośno huknęło na piętrze nad nami.
— Warrington pójdziesz z Potter i zobaczysz, co tam się dzieje, a ja pójdę zobaczyć, co się stało z korytarzem przy moim gabinecie — powiedziała i odwróciła się, robiąc kilka kroków w stronę schodów.
— Pani profesor, ale my sami nic nie zdziałamy. Irytek nie posłucha się zwykłego ucznia — wskazałam na Ślizgona. — Jedynie pani ma jakieś szanse go powstrzymać.
— O ile wiem, to ciebie i tych zbiegłych Weasleyów ten poltergeist słucha, więc spróbuj sama coś zdziałać, ja mam ważniejszą sprawę.
Ruszyła szybkim krokiem po schodach w dół. Zaklęłam cicho pod nosem i podbiegłam do niej.
— Próbowałam przemówić mu do rozsądku, ale nic nie działa naprawdę — skłamałam. — Nie uważa pani, że bezpieczeństwo uczniów jest ważniejsze niż jakiś zadymiony korytarz?
— Parę minut nie zrobi tu różnicy. Zresztą pan Filch już pewnie usłyszał hałas i zaraz zajmie się Irytkiem.
— Ale co pan Filch ma zrobić sam z...
— Zamilcz dziewczyno — przerwała Umbridge i jeszcze bardziej przyśpieszyła kroku.
Od znalezienia się na drugim piętrze dzieliło nas tylko kilkanaście stopni. Liczyłam na to, że Ginny lub Luna nas zauważą i dadzą sygnał ostrzegawczy Harry'emu, Ronowi i Hermionie, zanim będzie za późno. Jednak, gdy tylko zeszłyśmy na dół, zobaczyłam, że korytarz jest pusty, ale słyszałam rozmowę dochodzącą z korytarza obok. Wiedziałam, że jesteśmy w wielkim bagnie w tym momencie, bo nawet jeśli nas zauważą, gdy wyjdziemy z zakrętu to i tak będzie za późno.
— Widzi pani? Żadnego dymu, Warrington musiał pomylić korytarze, ale chciał panią wprowadzić błąd — powiedziałam dość cicho, by Malfoy i jego banda stojąca na drugim końcu korytarza nas nie zauważyła. — Wróćmy na piąte piętro.
— Jak słyszysz, już wszystko ucichło, więc Irytek najwyraźniej już się uspokoił — zauważyła landryna i ruszyła w stronę grupki Ślizgonów dyskutujących z Ginny, Neville'em i Luną.
— O! Pani dyrektor! — zawołał Malfoy. — Dobrze, że pani się pojawiła. Te dwie uczennice rozpowiadają wszystkim, że nie można wejść do tego korytarza, bo jest tu jakiś gaz duszący. A jak dobrze pani widzi, niczego takiego tu nie ma.
— Wprowadźcie je do mojego gabinetu, zaraz sobie to wyjaśnimy — odrzekła Umbridge.
Zatrzymała się przy drzwiach od swojego gabinetu i złapała za klamkę. Nim jednak zdążyła pociągnąć za drzwi, ja położyłam szybko na nich dłoń, naciskając na nie swoją siłą.
— Czy naprawdę chce pani pozwolić Irytkowi terroryzować uczniów?
— Och, odsuń się dziewczyno! — warknęła i odepchnęła mnie od drzwi.
Pociągnęła za klamkę i weszła do środka.
— A cóż to za...! — zawołała. — Brać ich!
Malfoy złapał mnie za nadgarstek i wepchnął do gabinetu. Zaraz po mnie w środku znaleźli się Ginny, Luna i Neville.
— Mamy wszystkich — powiedział Crabbe.
— Świetnie — powiedziała Umbridge. — Mam wrażenie, że Hogwart niedługo będzie wolny od Weasleyów.
Malfoy roześmiał się głośno, a ja przewróciłam oczami.
— Tak, Potter... Rozstawiłeś czujki wokół mojego gabinetu, a twoja siostra miała mnie odciągnąć od twojego gabinetu. Muszę przyznać, że na początku jej uwierzyłam, ale gdy Warrington powiedział mi o jakimś gazie dymiącym obok mojego gabinetu, zrobiło się to wszystko bardzo podejrzane. Jest oczywiste, że chciałeś sobie z kimś porozmawiać. Może z Albusem Dumblerore'em? Albo z tym mieszańcem Hagridem? Bo chyba nie z Minerwą McGonagall. Słyszałam, że nie jest w stanie z nikim rozmawiać...
Malfoy i kilku innych Ślizgonów wybuchnęli śmiechem.
— No tak — odezwałam się. — Uznała pani, że nie ma pani najmniejszych szans z profesor McGonagall w uczciwej walce, więc posłużyła się pani wczorajszą możliwością, by się jej pozbyć?
— To ona nigdy nie miała ze mną szans, Potter!
— No tak... — powiedziałam. — Rozumiem panią, ja też czasem sobie wmawiam różne rzeczy.
— Ja nic sobie nie wmawiam! — krzyknęła, a jej twarz przybrała czerwony kolor.
— Oczywiście — odpowiedziałam, patrząc na nią, jakbym rozmawiała z kimś niedorozwiniętym.
— Koniec tych niedorzeczności! Z kim rozmawiałeś Potter!? — wróciła się do Harry'ego.
— Nie pani sprawa z kim rozmawiam — odpowiedział.
— Rozumiem... — odrzekła już spokojniejszym głosem. — Dałam ci szanse, żebyś sam się przyznał, ale skoro odmówiłeś... Draco, sprowadź tu profesora Snape.
Właśnie w tym momencie zdałam sobie sprawę z naszej głupoty. Wszyscy uznaliśmy, że w zamku nie ma już żadnego członka Zakonu, a przecież był jeszcze Snape...

Czarownica z Wilczym SercemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz