26. „Chciałaś żebyśmy dowiedzieli się tak samo?"

4.2K 223 16
                                    


Zbliżał się czerwiec, a radość z wygranego Pucharu Quidditcha nas nie opuszczała. Na dworze prawie codziennie była piękna ciepła pogoda, a dziś miałam zamiar wybrać się do lasu.
Siedziałam właśnie z bliźniakami w bibliotece. Bliźniacy Weasley w bibliotece. Widok wręcz bezcenny.
— Ja nie wiem, jak ty możesz tyle tu siedzieć — odezwał się Fred, siedząc na krześle i rozglądając się po regałach z książkami.
— Moja mama zawsze bardzo lubiła czytać. Jak byłam mała, powiedziała mi tak: „Czytelnik może żyć życiem tysiąca ludzi, zanim umrze. Człowiek, który nie czyta ma tylko jedno życie".
— Więc... lubisz żyć cudzym życiem? — zapytał Fred po dłuższej chwili.
— Czy twój mózg na pewno nie jest uszkodzony? — zapytałam z politowaniem.
— Nie — wyszczerzył się.
Odwróciłam się i spojrzałam na George'a.
— Najwyraźniej z was dwojga to ty dysponujesz większym mózgiem
— George ma większy mózg, a ja coś innego — powiedział Fred.
— Sprawdzałeś? — zapytałam, patrząc na tego idiotę.
George zaczął się śmiać, a ja razem z nim. Niestety już po chwili pojawiła się pani Pince. Jak można było się spodziewać, już po chwili nasza trójka stała na korytarzu.
— Co powiesz na nocną przechadzkę po Hogwarcie? — zapytał George.
— Dziś nie mogę, chłopaki.
— Dlaczego? — zapytali obydwoje.
— Ymm... Babskie pogaduszki — wymyśliłam na poczekaniu.
— Babskie pogaduszki powiadasz? — zapytali obydwoje i poruszyli znacząco brwiami.
— Ani mi się ważcie! Żadnego podsłuchiwania! Jak któregoś z was przyłapie to się zemszczę — powiedziałam i ruszyłam w stronę błoni, gdzie stał Harry. — To samo tyczy się Lee! — rzuciłam przez ramię.
— Kurczę! — powiedzieli obydwoje, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.


Podeszłam obok siedzącego na trawie Harry'ego i usiadłam obok niego.
— Czemu siedzisz sam?
— Hermiona się uczy, a Ron poszedł po jakąś książkę — wyjaśnił.
— Jak ona zalicza te wszystkie przedmioty? — zapytałam.
— Nikt tego nie wie.
— No cóż... Jak tam samopoczucie przed egzaminami?
— Okropnie się stresuje, a ty?
— Ja też się nieźle stresuje, mimo iż raczej ze wszystkim sobie radzę.
— Dostałem list od Hagrida. Apelacja w sprawie Hardodzioba będzie szóstego... Ma przyjść ktoś z Ministerstwa i kat.
— Kat? — zdziwiłam się. — Tak mi go szkoda. Gdyby Malfoy nie robił z siebie debila i ofiary losu to, by do tego nie doszło... Porozmawiam dziś z Hagridem.
Harry spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
— Idę dziś do lasu. Muszę trochę odreagować przed egzaminami i zbliża się pełnia. Im bliżej pełni, tym szybciej można mi podnieść ciśnienie...
— Uważaj na siebie, wiesz, że nie jest zbyt bezpiecznie.
— Ja też jestem niebezpieczna także... — zaśmiałam się lekko.
— Myślę, że w lesie są większe zwierzęta niż wilk, siostrzyczko.
— Mam prawie metr osiemdziesiąt, braciszku. Zaatakowałbyś takiego wilka?
— Jest to jakiś argument... Dlaczego jeszcze nie widziałem cię pod postacią wilka?
— Nie było okazji — mruknęłam i oparłam się plecami o drzewo, zamykając oczy.
Słońce tak cudownie grzało, ptaki ćwierkały...


Nadeszła godzina dwudziesta trzecia, a ja po cichu wymknęłam się z zamku i ruszyłam w kierunku chatki Hagrida.
— Witaj, Hagridzie — przywitałam się z gajowym, wchodząc do chatki. — Jak się trzymasz?
— Nie za dobrze... Dziobek też markotnieje...
— Bądźmy dobrej myśli...
— Ta... — mruknął. — Ty pewno idziesz do lasu?
Kiwnęłam głową potwierdzająco. Wsłuchałam się w dziwne dźwięki, które wydobywały się z jakiegoś pudła.
— Nie mogłabyś się powstrzymać, zanim nie będzie wystarczająco bezpiecznie?
— Dobrze wiesz, że nie mogę. Zresztą, nawet jeśli spotkałabym Syriusza Blacka, w co wątpię, to i tak będę pod postacią wilka. Nie rozpozna mnie, uwierz mi. Oprócz mojej przyszywanej rodziny, Harry'ego, ciebie i Dumbledore'a nikt nie wie, że jestem wilkołakiem — powiedziałam i usłyszałam dźwięk jakby upuszczonego garnka i głos.
— Cholera! — powiedziałam i szybo wyszłam z chatki, ruszając na jej tyły.
Zobaczyłam Freda i George'a, którzy patrzyli się na mnie z rozczarowaniem i zawodem.
— Dajcie mi to wytłumaczyć... — zaczęłam.
— Nie ufasz nam? — zapytał George.
— Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi i mówimy sobie o tak ważnych rzeczach — dodał Fred.
— Jasne, że wam ufam, po prostu... nie mogłam wam powiedzieć...
— Harry'emu powiedziałaś...
— Bo dowiedział się przez moją nieuwagę.
— Chciałaś, żebyśmy dowiedzieli się tak samo? — zapytał George.
— Udało ci się — powiedzieli obydwaj.
— Chciałam wam powiedzieć, ale... — urwałam i spojrzałam się w bok.
— ...nie mogłaś — dokończył Fred.
— ...nie chciałaś — dopowiedział George.
Nie chciałam!? Chyba sobie żartują! Próbowałam im to powiedzieć przez cały ostatni rok.
— Lepiej jest nas okłamywać i mówić, że ma się babskie pogaduszki...
— ... albo, że masz szlaban...
— ...lub jesteś zmęczona...
— Co tam jeszcze było? No tak... że chętnie byś z nami poszła, ale musisz się pouczyć z Hermioną.
No i podniosło mi się ciśnienie.
— Chcecie wiedzieć, dlaczego wam nie powiedziałam!? Zbierałam się na to cały rok! I wiecie co, już miałam wam powiedzieć, ale zapytałam się was, co byście zrobili, gdyby ktoś z waszych znajomych był wilkołakiem albo wampirem. To wasza odpowiedź to zrujnowała. Gdyby nie to, to pewnie byście już wiedzieli, więc nie miejcie pretensji do mnie! Bałam się wam to powiedzieć! Nie rozumiecie, że ludzie boją się takich osób jak ja!?
Wyrzuciłam wszystko, co leżało mi na sercu i zauważyłam, że Fred i George stali parę kroków dalej niż wcześniej, a ich serca zdecydowanie przyśpieszyły. Bali się? Odwróciłam się w stronę szyby chatki i zobaczyłam w niej odbicie żółtych oczu. Zamknęłam oczy i próbowałam się uspokoić, by przywrócić ich normalny kolor. Już nie byłam zdenerwowana, teraz byłam zrozpaczona, że wyszło tak, jak wyszło. Do moich oczu naleciały łzy. Szybko ruszyłam w stronę lasu. Gdy znalazłam się wystarczająco daleko, usiadłam pod jednym z drzew. Wypuściłam głośno powietrze. Muszę trzymać emocje na wodzy, tak jak uczył mnie tata. Bycie wilkołakiem nie jest łatwe... Nie można zbytnio ponosić się emocją. Trzeba je kontrolować, szczególnie te negatywne...
Do zamku wróciłam o trzeciej w nocy. Byłam tak zmęczona, że od razu usnęłam.
Dziś zaczynały się egzaminy. Mam nadzieję, że ich nie obleję. Ciągle myślałam o bliźniakach i Lee. Ciekawe czy mu powiedzą...
— Alex! — z rozmyśleń wyrwał mnie głos Hermiony.
— Hm?
— Przygotowana na egzamin z numerologii, transmutacji i zaklęć?
— Tak, raczej tak.
— No to wspaniale... — zawołała zadowolona, ale z daleka można było wyczuć, że się denerwuje.
— Hermiona... Przepraszam za to wszystko. Wiesz, poniosło mnie trochę, nie chciałam cię urazić. Wybaczysz mi i wrócimy do tego, co było?
— Jasne — uśmiechnęła się. — Właśnie po to przyszłam. Chciałam się pogodzić... Ty też się tak denerwujesz?
— Będzie tak jak co roku. Skończymy te egzaminy prawie z samymi wybitnymi! — powiedziałam, by podnieść ją na duchu.
Uśmiechnęła się, a jej serce trochę zwolniło.


Następnego dnia odbyły się egzaminy z opieki nad magicznymi zwierzętami, eliksirów, a o północy odbył się egzamin z astronomii.
W środę był egzamin z historii magii, co chyba poszło mi najgorzej, choć z eliksirów też nie będę miała wybitnego... Następny był egzamin z zielarstwa, a potem ze starożytnych run.
Ostatniego dnia był egzamin z obrony przed czarną magią. Cieszyłam się, że to już po wszystkim i teraz będę się tylko stresowała, że tak długo nie dostałam wyników.
Od tamtego pamiętnego dnia nie rozmawiałam z bliźniakami. Jedynie zamieniłam parę zdań z Lee. Wychodzi na to, że nawet nie wie, dlaczego razem z bliźniakami się do siebie nie odzywamy. No cóż... Ja nie będę się wtrącała. Zdaję sobie sprawę, że może nie chcą mieć ze mną kontaktu, dlatego nie mam zamiaru się narzucać. Wiem, że to też moja wina, ale nie cofnę czasu...
Szłam sobie korytarzem i spotkałam Rona.
— Jak egzamin z wróżbiarstwa? — zapytałam, uśmiechając się lekko.
— Wszystko naściemniałem — zaśmiał się. — Mam tylko nadzieję, że się nie skapnęła.
— Wątpię, nie jest zbyt inteligentna, jeśli chodzi o tego typu sprawy.
— Zgadzam się.
— A gdzie Harry?
— Właśnie zdaje.
— Okej, pójdę i na niego poczekam pod salą.
— Jasne, pa!
— Cześć — pożegnałam się i ruszyłam w stronę najwyższej wieży.
Byłam w połowie drogi schodami i zauważyłam schodzącego Harry'ego. Był jakiś blady.
— Wszytko w porządku? — zapytałam.
— Nie... Trelawney właśnie mi powiedziała, że Voldemort chce odzyskać moc i że wraca jego sługa.
— Jak to?
— Miałem już wychodzić, gdy usłyszałem taki chrapliwy, przenikliwy głos. Odwróciłem się i zobaczyłem jak Trelawney miała nieprzytomne oczy i zaczęła o tym mówić. Potem tak jakby się ocknęła i powiedziała, że jej się przysnęło.
— To chyba nie jest dobry znak. Myślisz, że naprawdę coś przewidziała? — zapytałam, schodząc razem z Harrym ze schodów.
— Możliwe...
Weszliśmy razem z Harrym do pokoju wspólnego i ruszyliśmy w kierunku Rona i Hermiony.
— Już po Hardodziobie — powiedział Ron.
Spojrzałam na niego pytająco, a ten podał mi kartkę.
— O nie... — szepnęłam.
— Musimy tam iść! — powiedział Harry. — Hagrid nie może tam siedzieć sam i czekać na kata.
— Oczywiście, że musimy tam iść.
— To o zachodzie słońca. Nie możemy nigdzie wychodzić... Szczególnie wy...
— Gdybyśmy tylko mieli pelerynę niewidkę... — mruknął Harry.
— Jak to? Nie masz jej? — zapytałam.
— To dłuższa historia... W każdym razie jest pod posągiem jednookiej czarownicy.
— Dlaczego jeszcze jej nie wziąłeś? — zapytałam.
— Gdyby Snape mnie tam zobaczył...
— Harry, proszę cię... Myślisz, że Snape chodzi tylko obok posągu jednookiej czarownicy — zapytałam z ironią. — Zaraz ją przyniosę, dajcie mi chwilę.
Zanim zdążyli coś powiedzieć, ja byłam już za portretem Grubej Damy.
Bez problemu wzięłam pelerynę i wróciłam do Pokoju Wspólnego.
— Co się tak patrzycie? Zbierajcie się, zaraz kolacja.
Hermiona poszła odłożyć książki, a Ron poszedł na chwilę do Seamusa.
— Alex, co się stało między tobą a bliźniakami? — zapytał Harry.
— To nie najlepszy moment...
— Alex! — przerwał mi.
— Dowiedzieli się, kim jestem. Oczywiście przez przypadek. Podsłuchali moją rozmowę z Hagridem...
— To jest powód, przez który się do siebie nie odzywacie? — zapytał trochę z nutką niedowierzania w głosie.
— Najwyraźniej nie chcą zadawać się z wilkołakiem... — powiedziałam i uśmiechnęłam się blado.
To zdecydowanie nie był prawdziwy uśmiech.
— Dokończymy tę rozmowę — powiedział, bo w naszym kierunku zbliżał się Ron.

Czarownica z Wilczym SercemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz