30. William i Charlie Weasley

4.1K 234 35
                                    


Stałam właśnie z rodzicami w salonie i czekałam, aż pojawią się moi przyjaciele. Usiadłam na fotelu i zastanawiałam się, czy na pewno wszystko spakowałam. W końcu już nie wrócę do domu.
Moje rozmyślenia przerwał niezbyt głośny huk w kominku i pył z niego wypadający. W stałam z fotela, a chwilę po tym przed moimi oczami pojawił się pan Weasley.
— Dzień dobry! — powiedziałam razem z rodzicami.
— Witam! — również się przywitał.
Nim ktokolwiek znów się odezwał, z kominka wyskoczyła kolejna osoba.
— Alex! Moja ty przyjaciółeczko! — krzyknął Fred, biegnąc w moim kierunku.
Przytulił mnie i okręcił wokół siebie.
— Też się stęskniłam Fred — zaśmiałam się.
— Też bym się chciał przywitać, idioto! — powiedział głos zza Freda.
— Byłem pierwszy, George! Teraz jej nie puszczę! — powiedział, bardziej mnie ściskając.
— Puść mnie, bo cię ugryzę — szepnęłam mu do ucha.
Fred szybko się ode mnie odsunął, a ja wpadłam w objęcia George'a.
— Co ja się z wami mam chłopaki — zaśmiałam się.
— Dobrze wiemy, że nas kochasz — powiedział roześmiany George.
Odsunęliśmy się od siebie i przypomniało mi się, że nie jesteśmy tu sami.
— O! Mamo, tato, to jest Fred — wskazałam na rudzielca po mojej lewej — a to George.
— Miło państwa poznać! — powiedzieli równocześnie.
— Nam was też chłopcy — uśmiechnęła się mama.
— Wyobrażałem sobie was trochę inaczej — oznajmił tata. — Na pewno myślałem, że będziecie niżsi...
— Daj spokój, Carter! — mama machnęła ręką. — Zostaniecie może na herbatce? Upiekłam ciasto.
— Bardzo chętnie! — powiedział uśmiechnięty pan Artur. — Chłopcy, jeśli zrobicie to, co u państwa Dursleyów, to nie ręczę za waszą matkę.
— Przecież to nie nasza wina! — krzyknęli obaj.
— Sam to zjadł — rzekł George.
— Czy ktoś mu kazał?
— Nie. A to nie nasza wina, że wypadły Fredowi z kieszeni.
— Mógł po prostu tego nie jeść — oznajmił Fred.
— Nie byłoby problemu.
Przyglądałam się tej wymianie zdań między bliźniakami, skierowanych do ich ojca. Gdy tylko skończyli pan Weasley pokręcił głową i poszedł z moimi rodzicami do kuchni. Chłopcy uznali, że nie chcą ciasta i posiedzą ze mną w salonie.
— Jak wakacje chłopcy? Z tego, co słyszę, było ciekawie.
— W sumie jak zawsze — wzruszył ramionami Fred.
— A co do Dursleyów, to wczoraj u nich byliśmy, żeby zabrać Harry'ego — wyjaśnił George.
— No i NIECHCĄCY wypadło mi z kieszeni Gigantojęzyczne toffi.
— A ten Dudley to zjadł, no i wiadomo, jak to się skończyło — zakończył George i wszyscy razem się zaśmialiśmy.
— Pewnie wam się oberwało, co? — zapytałam.
— Niestety, ale to było do przewidzenia.
— Czyli widzę, że wasze wynalazki na serio wam się udają. Co macie zamiar z tym zrobić?
— Może Miodowe Królestwo będzie chciało je kupić albo jakiś inny sklep — wytłumaczył Fred.
— Ale to nie będzie dobry zysk. Zresztą znam was długo i wiem, że raczej pracować w Ministerstwie nie chcecie. Zostało wam tylko dwa lata nauki. A co dalej, skoro nie Ministerstwo? Nie myśleliście nigdy o otworzeniu jakiejś własnej działalności? Skoro wymyślacie produkty na bieżąco i jak na razie pomysłów macie dużo, to czemu nie? Na przykład taki własny sklep. Jeśli będą w nim takie rzeczy jak choćby to Gigantojęzyczne toffi to myślicie, że to się nie sprzeda? Uwierzcie mi, że to będzie hit!
— Jesteś cudowna! — krzyknęli. — Przecież to jest genialny pomysł!
— Naprawdę nie wpadliście na pomysł z własnym sklepem?
— Nie! Ale od tego mamy ciebie! — Rzucili się na mnie i mocno przytulili.
— Alex, George, Fred, chodźcie dzieciaki, zbieramy się. Pewnie Bill i Charlie, czekają, by w końcu cię poznać, Alex — rzekł pan Weasley.
— Kto? — zdziwiłam się. — Chodzi o waszych starszych braci? — zapytałam się bliźniaków. — Skąd wiedzą, że przyjeżdżam? Przecież oni mnie nie znają.
— Zgadza się, nie znają cię. Ale widzisz, w naszym domu dużo się o tobie mówi, a właściwie Fred i George o tobie mówią — wyjaśnił tata bliźniaków.
— Czyli, że oni wiedzą o mnie dość dużo, a ja tylko znam ich imiona i czym się zajmują?
— Na to wygląda — zaśmiali się bliźniacy.
— Alex ty jako pierwsza — oznajmił pan Weasley.
Ruszyłam, żeby wziąć walizkę, ale George mnie wyprzedził.
— Ja wezmę, ty już idź.
— Ja sobie dam radę, George. Nie musisz za mnie nosić rzeczy.
— Nie robię tego z przymusu, a teraz zmykaj, bo lekka to ona nie jest.
— No to...
— Alex! Pozwól mu być dżentelmenem, niech się chłopak choć raz wykażę — zaśmiał się Fred.
— Niech wam będzie — westchnęłam.
Wzięłam proszek w rękę i weszłam do kominka.
— Do Nory! — krzyknęłam.
Zamknęłam oczy i trzymałam kciuki, żeby już się to skończyło. Nie lubię tego typu podróży. Gdy tylko poczułam, że stoję na twardej powierzchni, otworzyłam oczy i ucieszyłam się, widząc Harry'ego i Rona siedzących na kanapie.
— Alex! — krzyknęli oboje i ruszyli w moim kierunku.
Wyszłam z kominka i od razu ich przytuliłam.
— A gdzie reszta? — zapytał Ron.
Odsunęłam się od chłopaków i odwróciłam się, by spojrzeć na kominek, w którym pojawił się George. Chwilę po nim pojawił się Fred i na końcu pan Artur.
— No to jesteśmy wszyscy w komplecie! — zawołał pan Artur. — Pójdę do Molly, a wy sobie porozmawiajcie.
Pan Weasley wyszedł, a do pomieszczenia weszło dwóch chłopaków.
— Myśleliśmy, że się rozmyśliłaś i nie chcesz przyjechać — zaśmiał się niższy z braci. — Jestem Charlie.
— Nawet gdybym nie chciała, to i tak bym została tu przyciągnięta siłą — również się zaśmiałam. — Jestem Alex, ale to chyba wiecie.
— Zgadza się, już trochę się o tobie nasłuchaliśmy — uśmiechnął się ten drugi, czyli Bill.
— Na początku myśleliśmy, że wymyślili sobie koleżankę. Jednak wszyscy potwierdzili, że nie jesteś wytworem wyobraźni tej dwójki.
— No i trzeba im przyznać, że jesteś bardzo ładna i nie dziwie się, że chodzisz z Woodem — skomentował Charlie.
— Dziękuje — Zarumieniłam się lekko. — A jeśli chodzi o Olivera, to zerwaliśmy.
— Co!? — krzyknęli Fred, George, Ron, Harry.
— Jeju! Nie spodziewałam się takiej reakcji... Uznaliśmy, że to się nie uda i tyle.
— Dlaczego nam nie powiedziałaś wcześniej? — zapytał Harry i bliźniacy.
— Nie wiem, uznałam, że powiem wam osobiście. No i powiedziałam, więc zmieńmy temat. Jak tam ze smokami, Charlie?
— A dobrze, zresztą w sumie jak zawsze. A lubisz smoki?
— W sumie to tak, ale niektóre nie lubią mnie. W każdym razie jak mam zaryzykować i zbliżyć się do smoka, a potem stracić perukę, to podziękuje.
Wszyscy się zaśmiali.
— Widzę, że urosłeś Harry? — mruknęłam niezadowolona.
— Trochę — odpowiedział.
— Jeszcze trochę i zacznę chodzić na szczudłach.
— Nie martw się Alex, będziemy kucali, żeby cię przytulić — zaśmiał się Ron.
— Twoje włosy coraz mniej przypominają kolor brązowy — Fred obracał kosmyk moich włosów w palcach.
— Przynajmniej będę do was pasowała — zaśmiałam się. — Będziemy niczym trojaczki!
— Jesteś za niska jak na naszą bliźniaczkę — powiedział George.
— Osz ty! Nagrabiłeś sobie George. Nadal pamiętam jak dostałam wiadrem i wodą.
— To wiadro nie było zamierzone — oznajmił Fred.
— Zresztą Lee to wieszał, nie my — bronił się George.
— Ale jak widzicie, nie ma tu Lee, więc jak na razie zemszczę się tylko na was.
— Może to i lepiej, że śpisz u Ginny — skomentowali bliźniacy.
— A właśnie, gdzie Ginny i Hermiona? — zapytałam.
— Są w pokoju. Nawet chyba nie wiedzą, że przyjechałaś — oznajmił Ron.
— Później się z nimi przywitam.
— Witaj kochanieńka! — zawołała pani Weasley, wchodząc do pomieszczenia.
— Dzień dobry!
— Zmieniasz się w oczach, kochanie. Pewnie nie możesz się opędzić od adoratorów — zaśmiała się lekko. — Bill, Charlie ustawcie, proszę, stoły na dworze. Dziś tam zjemy kolacje.
Obydwaj wstali i ruszyli w stronę drzwi.
— Może w czymś pani pomóc? — zapytałam.
— Jeśli nakryłabyś do stołu, byłabym ci wdzięczna.
— Nie ma sprawy, już pomagam.
Wstałam i ruszyłam za panią Molly do kuchni. Wzięłam wszystko, co potrzebne i wyszłam na zewnątrz. Usłyszałam głośne trzaski i krzyki moich przyjaciół. Niosąc tacę z talerzami i sztućcami, udałam się w tamtą stronę. Gdy weszłam do ogrodu, zobaczyłam Charliego i Billa z różdżkami, którzy sterowali fruwającymi stołami. Fred i George stali i im kibicowali, Ginny pokładała się ze śmiechu, a Hermiona siedziała przy żywopłocie.
— Chłopaki dosyć tej zabawy! — powiedziałam głośno, by usłyszeli.
— Coś za coś Alex — wyszczerzył się Charlie.
— Mianowicie?
— Jutro w południe, mecz quidditcha. Słyszałem, że jesteś niezła.
— Nie ma sprawy. Ale Harry jest równie dobry co ty w łapaniu znicza, więc życzę powodzenia.
— Już nie mogę się doczekać — zaśmiał się i odstawił stół na trawę.
Po przywitaniu z dziewczynami, z ich pomocą nakryłam do stołu.
O siódmej wieczorem na stole znajdowały się różne potrawy, a przy nim siedziało dwanaście osób. Harry, Ron, Hermiona i Ginny spokojnie sobie rozmawiali. Pan Weasley rozmawiał z Percym o Ministerstwie. Pani Weasley kłóciła się z Billem o jego kolczyki i długie włosy. Natomiast ja, Fred, George i Charlie rozmawialiśmy na różne tematy i co chwila wybuchaliśmy śmiechem. 

— Wstawaj, księżniczko! — Usłyszałam głos bliźniaków.
— Dajcie mi pospać. Wczoraj do 3 nad ranem rozmawiałam z dziewczynami — wymruczałam w poduszkę.
— To już nie nasza wina — oświadczył George.
— Zero zrozumienia... — mruknęłam niezadowolona.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na bliźniaków siedzących na moim łóżku.
— Nie wyglądasz jak byś dopiero co zarwała noc — skomentował Fred.
— Bo nie będę tak wyglądała — uśmiechnęłam się. — Jak bym zarwała dwie, może trzy noce, to dopiero wtedy bym tak wyglądała.
— Okej, to teraz przedstawimy ci nasz grafik — oznajmił Fred, zmieniając temat.
— Idziemy teraz na śniadanie...
— Po śniadaniu, zrobisz to, co robią dziewczyny rano... — kontynuował Fred.
— A potem QUIDDITCH! — dokończył George.
— Okej, nie ma sprawy — uśmiechnęłam się.

Usiadłam przy stole, pomiędzy bliźniakami.
— Dzień dobry! — przywitałam się.
— Dzień dobry, słońce — odpowiedziała pani Weasley.
Spojrzałam na Charliego, który siedział naprzeciwko mnie. Uśmiechnęłam się, a on puścił mi oczko.
— Jutro o świcie musimy wstać, więc dziś po kolacji od razu kładziemy się spać — oświadczył pan Weasley.
— Ostatni finał trwał pięć dni — wtrącił Bill.
— Ekstra! — zawołał Harry.
— Mam nadzieję, że w tym razem tak nie będzie — oświadczył Percy. — Strach pomyśleć co mógłbym zastać w mojej skrzynce, po tylu dniach.
— Tak, ktoś znów mógłby ci podrzucić smocze łajno, no nie, Percy? — zakpił Fred.
Spojrzałam pytająco na George'a.
— To była próbka nawozu z Norwegii! — oburzył się Percy, jednocześnie robiąc się lekko różowawy na twarzy. — To nie był żaden dowcip!
Przewróciłam oczami i wzięłam łyk wody ze szklanki.
— Był — szepnął do mnie Fred. — My mu to posłaliśmy.
Momentalnie wyplułam wodę z ust, wybuchając śmiechem. Śmiech Freda i Georga roznósł się po całym pokoju, natomiast mi przestało być do śmiechu, jak spojrzałam na Charliego.
— O mój Boże, Charlie, ja nie chciałam — zaczęłam panikować i podałam mu serwetkę do wytarcia twarzy.
— Następnym razem nie usiądę przed tobą, gdy będziesz miała obok siebie bliźniaków.
— Naprawdę nie chciałam, tak cię przepraszam. Gdybym...
— Daj spokój, nic się nie stało — zaśmiał się lekko Charlie. — Uwierz mi, że w tym domu można się wszystkiego spodziewać.
— Pójdę lepiej się przebrać i wziąć miotłę... — powiedziałam i ruszyłam na górę.
Usiadłam na łóżku i przeanalizowałam całą sytuację, która miała miejsce przed chwilę. Jak się tak zastanowić... musiało to być śmieszne. Zaśmiałam się pod nosem, po czym ruszyłam do toalety, żeby się przebrać.

— Okej, ja i Bill wybieramy drużyny — oznajmił Charlie. — Zaczynam, Alex.
— Harry.
— George.
— Fred — powiedział Bill.
— Ron
— Ginny, a ty Hermiono nie chcesz grać?
— Nie, ale chętnie popatrzę.
— Co wy na to, żebyśmy trochę pomieszali?
— Mianowicie Alex i ja będziemy szukającymi. Fred, George obrońcami, a Bill i Ron będą pałkarzami. Ginny i Harry ścigającymi. Oczywiście, jako że jest nas mało obrońcy czy szukający mogą pomagać ścigającym.
— Żartujesz? — zapytałam z rozbawieniem. — Mam być szukającą?
— Tak, a czemu nie? Boisz się, że będę lepszy?
— Charlie... złapie go, zanim ty go zauważysz — zaśmiałam się.
— Tu akurat może mieć racje — oznajmił Harry. — Ale w sumie nie mamy znicza...
— Zaczarujemy śliwkę — uśmiechnął się.
— To START! — krzyknął, a my wzbiliśmy się w powietrze.
Uśmiechnęłam się pod nosem i od razu ruszyłam za fioletową kulką. Gdy tylko ją dogoniłam to wyciągnęłam rękę i złapałam śliwkę.
— To gramy jeszcze raz!? — krzyknęłam, by wszyscy usłyszeli.
— CO? JAK?
— Ostrzegałam Charlie, więc może teraz zagramy tak, jak powinno być? — zapytałam i oddałam mu owoc.
— Ale... jak?
— Kiedyś ci powiem, obiecuję.
— Złapałaś ją, a ja nawet nie zdążyłem jej dobrze wypatrzeć. Dlaczego nie jesteś na pozycji szukającej?
— Bo jest na niej Harry, a ja wolę być ścigającą — powiedziałam, wzruszając ramionami. — To, co gramy normalnie?
Charlie kiwnął tylko głową, a ja uśmiechnęłam się do moich przyjaciół.
— Ja i Ginny będziemy ścigającymi, Harry, Charlie szukającymi. Fred, George pałkarzami, a Ron i Bill obrońcami, pasuje?
Wszyscy odpowiedzieli potwierdzająco i zaczęliśmy grać. Gra toczyła się zawzięcie, ale co chwila wybuchaliśmy śmiechem.

Czarownica z Wilczym SercemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz