32. Mroczny znak

3.7K 222 24
                                    

— Alexandro! — powiedział Fred, podchodząc do mnie. — Wygraliśmy pieniądze, a ty siedzisz.
Złapał mnie za rękę i zaciągnął mnie do George'a, który tańczył irlandzki taniec i śpiewał. Fred ustawił mnie pomiędzy sobą a George'em i dołączył do brata. Zaśmiałam się pod nosem i próbowałam naśladować ich taniec, ale chyba mi jakoś nie wychodziło.
— Viktor nie ma równych, to artysta! — powiedział Ron.
Bliźniacy zaczęli tańczyć wokół niego i śpiewać, że Ron zakochał się w Krumie. Przewróciłam oczami z uśmiechem i usiadłam na krześle obok Harry'ego.
— Irlandczycy strasznie świętują — powiedziała Hermiona.
— Stop! — krzyknął pan Weasley, wchodząc do namiotu. — To nie Irlandczycy. Szybko wychodźcie!
Zdezorientowana spojrzałam na przyjaciół.
— Wychodźcie! — pan Weasley podniósł głos.
Szybko ruszyliśmy ku wyjściu w namiocie. Wyszłam zaraz za Harrym i zobaczyłam, że ludzie wrzeszczą, ale nie z radości. Wszyscy uciekali w stronę lasu.
— George! Pilnuj Ginny i schowajcie się wszyscy w lesie. My — wskazał na siebie, Billa, Charliego i Percy'ego — pomożemy Ministerstwu.
Spojrzałam za siebie i zobaczyłam czarne, zamaskowane postacie idące i rzucające zaklęciami na prawo i lewo.
— Alex! — Usłyszałam krzyk, Hermiony.
Odwróciłam się i szybko ruszyłam za przyjaciółmi. Przemierzaliśmy szybko las, by móc schować się jak najdalej. Nagle usłyszałam huk i odruchowo się odwróciłam. Zobaczyłam, że nie ma Rona, Hermiony i Harry'ego.
— Cholera — powiedziałam pod nosem.
Zacisnęłam zęby ze złości na moją głupotę i ruszyłam biegiem w kierunku w którym pobiegli moi przyjaciele.
— ...poszukamy reszty — Usłyszałam głos Hermiony.
— Tylko trzymaj nisko tę rozczochraną głowę, Granger — powiedział Malfoy.
Opierał się o jedno z drzew, a naprzeciwko niego stali moi przyjaciele.
— Idź do tatusia i mu pomóż, żeby przypadkiem go nie złapali — powiedziałam, podchodząc do przyjaciół.
— Potter, jak ty mnie irytujesz, wiesz?
— Zdaję sobie z tego sprawę, Malfoy.
— Chodźcie — powiedziała Hermiona i pociągnęła Rona za rękę, a za nimi poszedł Harry.
Zmierzyłam Malfoya wzrokiem, który jak zawsze miał ten głupi uśmieszek na twarzy. Przekręciłam oczami i ruszyłam za przyjaciółmi.
— O nie... zgubiłem różdżkę!
— Matko... Harry! — zdenerwowałam się.
— No przepraszam! — powiedział Harry też lekko wzburzony.
Jako że obok nas ciągle ktoś przebiegał, nie mogłam zaświecić swoich oczu. Złapałam za różdżkę i przyświeciłam sobie drogę pod nogami. Podobnie do mnie zrobiła Hermiona i Ron.
Usłyszałam jakieś szmery w krzakach przede mną i spojrzałam w tamtą stronę. Był to skrzat domowy. Najwyraźniej też uciekał przed zamaskowanymi postaciami.

— To Mrużka — powiedziała Hermiona, gdy skrzat nas minął. — Skrzatka pana Croucha.
— Jakoś dziwnie szła — skomentował Ron.
— Pewnie robiła to z własnej woli. To okropne!
Ze skraju lasu dobiegł kolejny huk.
— Może lepiej jak pójdziemy dalej? — zaproponował Ron, rzucając zaniepokojone spojrzenie na Hermione.
Harry pokiwał głową i ruszyliśmy w głąb lasu. Zatrzymaliśmy się w samym sercu lasu. Na odległość paru metrów nie było widać, żadnego czarodzieja.
— Może zaczekacie tu, a ja rozejrzę się za Fredem i George'em? Jakby nie patrzeć, trochę się o nich martwię — powiedziałam, rozglądając się po lesie.
— Oszalałaś? Jeszcze coś ci się stanie i co wtedy?
— Nie wiem — mruknęłam zrezygnowana. — Tylko kawałek się oddalę. Jak ich nie znajdę to się wrócę, okej?
— Kawałek — powiedział Harry.
Kiwnęłam głową i ruszyłam przed siebie, rozglądając się i próbując wyśledzić choćby zapach, któregoś z bliźniaków lub Ginny. Problem w tym, że tędy przebiegało paręset ludzi. Zrobiłam kółko wokół miejsca, gdzie stali moi przyjaciele i nic. Zrezygnowana wróciłam do miejsca, gdzie rozstałam się z przyjaciółmi. Byłam już dość blisko tego miejsca, gdy usłyszałam czyjś głos:
— MORSMORDRE!
To chyba było zaklęcie, bo po usłyszeniu go między drzewami przebiło się zielone światło i poszybowało w stronę nieba. Rozbłysnęło się i pojawiła się zielona czaszka, a spomiędzy jego szczęk wyłaniał się wąż.
— Padnij! — usłyszałam kolejny głos, tym razem Harry'ego.
Biegiem ruszyłam w tamtą stronę, słysząc parę innych głosów wymawiających zaklęcie drętwoty. Gdy znalazłam się na miejscu, zobaczyłam, że Harry, Hermiona i Ron są otoczeni przez pracowników Ministerstwa.

Jak się okazało ten znak to, był znak Voldemorta. Oskarżyli moich przyjaciół o wyczarowanie go, a jak zobaczyli mnie to i ja zostałam oskarżona. Na szczęście uwierzyli, że nie bylibyśmy do tego zdolni. Jednak znaleźli Mrużkę z różdżką Harry'ego. Jest to pogwałcenie prawa i działa na niekorzyść Croucha.
Po wszystkim, razem z panem Weasleyem ruszyliśmy z powrotem do namiotu. Gdy stanęliśmy tuż przed naszymi namiotami, z jednego z nich wyłoniła się głowa Charliego.
— George, Fred i Ginny już wrócili, nic im się nie stało, a reszta...
— Są ze mną, Charlie — oznajmił, wchodząc do środka, a my za nim.
Bill siedział przy kuchennym stoliku i przyciskał prześcieradło do ramienia, z które krwawiło, Fred, George siedzieli na kanapie, razem z Ginny, natomiast Charlie siedział z rozdartą koszulą na fotelu, a Percy stał opierając się o ścianę i wycierał krew kapiącą z nosa.
— Zaraz wracam — powiedziałam i ruszyłam namiotu swojego i dziewczyn.
Weszłam do środka i wyciągnęłam ze swojego plecaka butelkę wody. Znów weszłam do namiotu chłopaków i usiadłam obok Billa.
— Weźmiesz prześcieradło? Uleczę cię.
— Potrafisz? — zapytał zdziwiony.
— Nauczyłam się jednego zaklęcia leczącego — odpowiedziałam.
Zabrał prześcieradło, a ja przemyłam ranę wodą i wytarłam czystą ściereczką. Złapałam za różdżkę i skierowałam na ranę.
— Enervate — mruknęłam.
Ramie Bill'ego było jak nowe.
— Nigdy nie miałem ręki do zaklęć leczących — uśmiechnął się Bill. — Dziękuje, od razu lepiej.
Po krótkiej rozmowie z miedzy sobą położyliśmy się spać. Mieliśmy z samego sana udać się świstoklikiem do domu.

Nim się obejrzałam, byliśmy już w Norze.
— Szkoda, że nie zdążyliśmy spotkać się z Lee. Mam nadzieję, że nic mu nie jest — powiedziałam, siedząc z bliźniakami w ogrodzie.
— Tata powiedział, że nikomu nic się nie stało, więc pewnie nic mu nie jest — odezwał się Fred.
Przytaknęłam głową i zastanawiałam się nad tym, jak będzie wyglądał nasz kolejny rok szkolny.

Dziś już przedostatni dzień u Weasleyów. Za dwa dni już będę siedzieć w pociągu. Wchodziłam właśnie po schodach, by dostać się do swojego pokoju i zacząć się wreszcie pakować.
— Alex, kiedy jest pełnia? — zapytał George, doganiając mnie na schodach.
— Czemu pytasz?
— Tak z ciekawości, po prostu chciałem wiedzieć — powiedział i uśmiechnął się.
— Będzie w drugim tygodniu września — odpowiedziałam.
— To w sumie dobrze — zaśmiał się.
— Tak... Gdzie Fred? — zapytałam.
— Siedzi nad listą Magicznych Wynalazków Weasleyów.
— Ach... no tak, mogłam się spodziewać — uśmiechnęłam się. — Mam nadzieję, że wam się uda, choć nie ukrywam, wolałabym jakbyście skupili się trochę bardziej na nauce.
— Dobrze wiesz, że my nigdy nie będziemy tacy jak Percy, Bill czy Charlie.
— Ale czy ja powiedziałam, że macie być prymusami, George? Po prostu uczycie się, jakbyście byli półgłówkami, a tak naprawdę jesteście naprawdę inteligentni. Nie wiem, dlaczego nie chcecie tego wykorzystać.
— Może skończmy temat szkoły, co?
— Ale... — zaczęłam.
— Ciii — powiedział i przyłożył swój palec do moich ust.
Przewróciłam oczami i zabrałam dłoń George'a sprzed mojej twarzy.
— Powiem ci, że chyba lepiej wam było w krótkich włosach — skomentowałam, łapiąc za końcówki włosów George'a.
— Może za rok je obetniemy — powiedział.
— Będę czekała, a teraz muszę iść do pokoju. Jeszcze się nie spakowałam, a nie chce jak zawsze robić tego na ostatnią chwilę.
— Jasne, ja idę pomóc Fredowi — uśmiechnął się i wszedł do swojego obecnego pokoju.

Czarownica z Wilczym SercemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz