17. Tom Riddle i bazyliszek

3.8K 216 9
                                    

Do egzaminów zostały już tylko trzy dni, powtórzyłam sobie już większość rzeczy, szczególnie historię magii i eliksiry. To z tych przedmiotów jestem najsłabsza. Pomagałam trochę Ronowi i Harry'emu, bo bez Hermiony nauka jakoś ciężko im idzie.
Dziś w porze lunchu profesor McGonagall ogłosiła, że osoby spetryfikowane niedługo zostaną wybudzone, z czego wszyscy się ucieszyli.

Gdy siedziałam sobie w Pokoju Wspólnym, przybiegli do mnie Harry i Ron.
— Alex! Patrz, co Hermiona miała w ręku! — krzyczał Ron.
— Nie krzycz, słyszę — uśmiechnęłam się.
Podali mi kawałek pergaminu.
— Wiemy, że to jest bazyliszek, więc... — powiedziałam i spojrzałam na nich.
— Tak, ale widzisz co tu napisała Hermiona — powiedział Harry i wskazał palcem na pergamin.
— Rury... Racja, on musi poruszać się rurami, dlatego nikt go nie widzi, a ja myślałam, że słyszę go ze ściany.
— Nie rozumiem tylko jednego — powiedział Ron. — Skoro on zabija wzrokiem, to czemu nikt nie umarł.
— Bo nikt bezpośrednio go nie widział — mruknęłam.
— Colin zobaczył go przez aparat — powiedział Harry.
— Kotka Filcha... na podłodze było pełno wody, zobaczyła odbicie bazyliszka w wodzie — kontynuowałam.
— Justyn musiał zobaczyć go przez ducha, Nick przyjął najgorsze uderzenie, ale jest duchem, nie może umrzeć dwa razy — rzekł Harry.
— A przy Hermionie znaleziono lusterko, wiedziała, co jej grozi, dlatego wiedziała, że nie może spojrzeć na niego bezpośrednio.
— Wejście do Komnaty Tajemnic, a jeśli to łazienka Jęczącej Marty? — zapytał Ron.
— Może to ona wtedy zginęła... Pająk Hagrida powiedział, że to nie on zabił tę dziewczynę w ŁAZIENCE! — podkreśliłam ostatnie słowo.
— Idziemy do pokoju nauczycielskiego, musimy powiedzieć o tym McGonagall — powiedział Harry, a my biegiem ruszyliśmy we wskazane miejsce.
— Wszyscy uczniowie mają wrócić do swoich dormitoriów. Natychmiast — po szkole rozniósł się głos profesor McGonagall.
— Wracamy? — zapytał Ron.
— Nie — odpowiedział Harry.
— Chodźcie — pociągnęłam ich w miejsce, gdzie się schowaliśmy.
— Stało się — usłyszeliśmy głos profesor McGonagall. — Potwór porwał uczennice. Zawlókł ją do samej Komnaty. Dziedzic Slytherina zostawił wiadomość. Jej szkielet będzie spoczywać w Komnacie na wieki.
— Kto to? — zapytała pani Hooch. — Czyja uczennica?
— Ginny Weasley.
Gdy to usłyszałam, myślałam, że mnie sparaliżowało. Odwróciłam się w stronę Rona i zobaczyłam, że osunął się na podłogę.
— Tak mi przykro... Coś mnie ominęło? — zjawił się Lockhart.
— Oto nasz człowiek — powiedział Snape. — Porwano uczennice, Lockhart. Pora byś zaczął działać.
— Tak, mówiłeś wczoraj, że wiesz, gdzie jest Komnata Tajemnic — odezwała się profesor Sprout.
Dalej nie za bardzo chciałam słuchać, usiadłam obok Rona i głaskałam go po ramieniu. Jeśli wyślą Lockharta, to w Komnacie będą dwa szkielety. Skoro tylko my wiemy, co robić to trzeba to zrobić, nie ma innego wyjścia nie zostawię Ginny na pastwę losu.

— Trzeba coś zrobić — powiedziałam. — Na pewno jest jakieś wyjście. Ja tego tak nie zostawię — powiedziałam, gdy razem z Ronem, Harry, Fredem i George'em siedzieliśmy w pokoju wspólnym.
— Alex... A co można zrobić? — zapytał George, podnosząc głowę, by na mnie spojrzeć.
Ja nic nie powiedziałam, tylko podniosłam się i wyszłam z pokoju wspólnego. Na korytarzach nikogo nie było, więc biegiem ruszyłam w stronę łazienki Jęczącej Marty.
— Marto! — zawołałam w miarę cicho. — Potrzebuję twojej pomocy. Proszę...
— O co chodzi? — zapytała Marta.
— Chciałam się dowiedzieć, jak umarłaś.
— Och! To było straszne. To było w tej kabinie, schowałam się w niej, bo Oliwia Hornby mi dokuczała. Drzwi były zamknięte, ja ryczałam i nagle usłyszałam, jak ktoś wchodzi. Wchodzi i mówi coś dziwnego. Chyba w obcym języku. W każdym razie wydawało mi się, że mówi to chłopiec. Więc otworzyłam drzwi, żeby mu powiedzieć, że to łazienka dla dziewczyn i wtedy... wtedy umarłam.
— Widziałaś coś?
— Tylko parę żółtych oczu, a potem czułam, jak zdrętwiało mi całe ciało i szybowałam już jako duch.
— Ten ktoś, kto wszedł, mówiłaś, że on mówił w obcym języku. Czy było to coś jak syk?
— Można tak powiedzieć, było podobne do syczenia, ale płakałam, więc za bardzo nie zwracałam na to uwagi.
— Bardzo mi pomogłaś, dziękuje.
Rozejrzałam się po łazience i niczego nadzwyczajnego nie zauważyłam, oparłam się o umywalkę i spojrzałam w lustro. Myśl Alex... Zamknęłam oczy i opuściłam głowę, wzięłam głęboki wdech. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że z boku kranu jest wyrzeźbiony wąż. Harry... Potrzebny mi jest Harry.
Nagle usłyszałam głosy, a chwilę potem w drzwiach łazienki zobaczyłam mojego brata, który celował różdżką w Lockharta, a obok nich Rona.
— Co on tu robi? — zapytałam.
— Pomoże nam, chciał zwiać ze szkoły.
— On wie tyle, co pierwszoroczniak w pierwszym miesiącu szkoły — prychnęłam. — Dobra nie mamy czasu, Harry stań przy tej umywalce — Harry wysłał mi pytające spojrzenie. — Po prostu stań i powiedz coś w języku węży.
Usłyszałam syk z ust Harry'ego. Cała umywalka zniknęła i pojawiła się ogromny wylot do rury.
— Skąd ty? — zapytał Ron.
— Kiedy indziej o tym porozmawiamy. Ja idę pomóc Ginny.
— No to ja może już... sporo nie jestem potrzebny — Lockhart zaczął cofać się do drzwi.
— Wejdziesz tam pierwszy — powiedział Harry.
Widząc przerażoną minę Lockharta, powiedziałam:
— Przy tych wszystkich twoich przygodach, zjazd tą rurą, jest dla ciebie jak zabawa w Wesołym Miasteczku.
— Widzę, że zachowujesz się jak wielka gwiazda — odezwał się Lockhart. — Od razu wiedziałem, że tak będzie, gdy pierwszy raz cię spotkałem.
— Nie obchodzi mnie twoje zdanie na mój temat, a teraz hop do rury — powiedziałam i uśmiechnęłam się sztucznie.
Lockhart wskoczył do rury, a za nim Harry. Zaraz za nim wskoczyłam ja, a po mnie Ron.
Wylądowałam na jakiejś obślizgłej podłodze. Wstałam i odsunęłam się, by Ron na mnie nie wpadł.
— Ohyda — mruknęłam.
Ja i Harry zapaliliśmy różdżki. Szliśmy w wężyku, więc na chwilę zaświeciłam swoje oczy, by zobaczyć, co jest wokół nas.
— O cholera — powiedziałam, a Harry się do mnie odwrócił.
Spojrzał na mnie zdziwiony, chyba przez sekundę widział moje żółte oczy.
— O co chodzi? — odezwał się Ron zza moich pleców.
— Tu jest masa kości — odpowiedziałam, ignorując spojrzenie Harry'ego.
— Harry, tam coś jest... — powiedział Ron, a ja spojrzałam w tamtą stronę.
Wszyscy stanęli, a ja ruszyłam przed siebie.
— Alex! Oszalałaś! — Słyszałam szept Rona.
— To skóra — powiedziałam, podchodząc bliżej.
Zaraz obok mnie znaleźli się moi towarzysze.
— To coś musi mieć z dwadzieścia metrów — odezwał się Ron. — Wstawaj!
Odwróciłam się i zobaczyłam jak Lockhart podrywa się i rzuca na Rona, wyrywając mu różdżkę.
Razem z Harrym podnieśliśmy swoje różdżki kierując na Lockharta.
— Koniec zabawy — odezwał się. — Wezmę kawałek skóry, powiem, że było już za późno, a wy straciliście pamięć ze względu na to, co zobaczyliście. Obliviate!
Różdżka eksplodowała, a ja z Harrym rzuciłam się w stronę skóry, by nas nie przygniotły kamienie. Spojrzałam w stronę Rona, ale zobaczyłam tylko ścianę gruzu.
— Ron! — zawołał Harry. — Ron! Wszystko w porządku?
— Nic mi nie jest! — odkrzyknął. — Lockhart stracił pamięć! Co teraz?
— Usuń trochę gruzu, my pójdziemy szukać Ginny — powiedziałam.
— Jasne!

Czarownica z Wilczym SercemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz