27. Peter Pettegrew

4K 223 17
                                    

  Szybko wyjęłam różdżkę i skierowałam w jego stronę.

— Expelliarmus! — zawołał, a nasze różdżki wystrzeliły w powietrze.
Wyszłam przed Harry'ego i Hermionę.
— Zrób im coś, a nie wyjdziesz stąd w jednym kawałku — warknęłam.
— A co ty możesz mi zrobić? — zapytał z kpiącym uśmiechem.
— Oj zdziwiłbyś się. Pytanie brzmi, dlaczego byłeś taki miły, gdy byłam tu ostatnim razem. Mogłeś mnie zabić, bez żadnych światków. Co prawda wątpię, że by ci się to udało, ale spróbować mogłeś.
— Myślisz, że chce cię zabić? Alex jesteś bardzo dzielna i Harry również, przybiegliście na ratunek swojemu przyjacielowi. James zrobiłby to samo dla mnie...
— Może gdybyś go nie skazał na śmierć, to może i by ci pomógł...
— Uważasz, że zabiłem waszych rodziców? — zapytał.
— Nie no co ty, to były wróżki zębuszki — powiedziałam sarkastycznie.
Syriusz Black wyszczerzył się i zrobił jeden krok w naszą stronę.
— Alex — szepnęła Hermiona i złapała mnie za ramię, szarpiąc lekko.
— Myślisz, że się go boje? — zapytałam Hermiony. — No może trochę — stwierdziłam i usłyszałam śmiech Blacka. — Nie wiesz, co ja potrafię... Nie mam zamiaru się przed nim chować.
— Jeśli będziesz chciał zabić Harry'ego i Alex to najpierw będziesz musiał zabić nas — oznajmił Ron.
— Tej nocy zginie tylko jedna osoba — oznajmił Black.
— Tylko jedna? — prychnął Harry, stając obok mnie. — Zabiłeś tyle niewinnych ludzi. Dlaczego nie miałbyś zabić nasz wszystkich? Czyżbyś osłabł w Azkabanie? Złagodniałeś?
— Harry! — jęknęła Hermiona. — Uspokój się!
— ON ZABIŁ NASZYCH RODZICÓW! PRZEZ NIEGO PRZEZ JEDENAŚCIE LAT NIE WIEDZIAŁEM, ŻE MAM SIOSTRĘ! — ryknął i rzucił się na Blacka.
— Harry! — krzyknęłam i podniosłam swoją różdżkę.
Zobaczyłam, że Syriusz Black zacisnął ręce na szyi Harry'ego. Wycelowałam różdżką w mężczyznę i wypowiedziałam zaklęcie, które odepchnęło go od Harry'ego.
Harry szybko złapał swoją różdżkę i wycelował w Syriusza.
— Wysłuchajcie mnie... Nie rozumiecie....
— Rozumiem więcej, niż ci się wydaję — oznajmił Harry.
— Harry... — zaczęłam i spojrzałam na niego wymownie.
— Chyba sobie żartujesz!?
— Nie za bardzo. Myślisz, że po co wtedy tu przyszłam? Nasz tata nie żyje, ten Peter też...
— Właśnie... — przerwał mi Black.
— Cicho! — powiedziałam i znów spojrzałam na Harry'ego. — Jedynym źródłem, żeby dowiedzieć się czegoś o naszym tacie, jest on albo profesor Lupin. Niestety, z nim się trudno dogadać, jeśli chodzi o tę kwestię. Daj mi zamienić z nim parę zdań. Zresztą chyba nie chcesz go zabić? Co jak co, Harry, ale nie pozwolę ci zostać mordercą.
— Alex, nie widzisz powagi sytuacji?!
— Okej! Chciałam po dobroci i spokojnie, ale widać z ciebie jest zawładnięty gniewem troll! Ogarnij się i daj mi z nim porozmawiać! — powiedziałam, a Harry zacisnął zęby i oddalił się do miejsca, gdzie stała Hermiona. — Nie można było tak od razu? Tylko mi ciśnienie podniosłeś, a wiesz czym, to grozi akurat DZIŚ.
— Tylko rozmowa? — zapytał Black.
— Tak.
Gdy miałam, już coś powiedzieć usłyszałam, że ktoś tu idzie.
— Mamy towarzystwo — powiedziałam i spojrzałam na moich przyjaciół.
— TU JESTEŚMY! — krzyknęła Hermiona.
— Co ty robisz?!
— Wołam o pomoc! Alex siedzimy w nawiedzonym domu...
— On nie jest nawiedzony — wtrąciłam.
— Ron jest ranny, a obok nas siedzi morderca! — kontynuowała.
— Nie zdajesz sobie sprawy z tego, że nikt kto nie znałby mapy albo... — urwałam.
Mapa! Mój wzrok automatycznie padł na Blacka, który lekko się uśmiechał. Jak ja mogłam tego nie zauważyć!
— Znasz mapę Huncwotów! Dlatego widziałeś o tym przejściu tak jak ja. Łapa, Glizdogon, Lunatyk i Rogacz... Ty jesteś Łapą! Zamieniasz się w psa! — mówiłam, słysząc kroki już na schodach. — Lunatyk... to musiał być Remus Lupin! Jest... — urwałam, bo drzwi od pokoju huknęły, a w nim staną profesor Lupin.
Profesor Lupin omiótł spojrzeniem cały pokój.
— Eksperiallmus! — krzyknął, a różdżka, którą trzymałam w ręku, wyleciała mi z ręki, tak samo różdżka Harry'ego.
— Gdzie on jest, Syriuszu? — zapytał Lupin.
Black po chwili osłupienia wskazał na Rona. Chyba czegoś nie rozumiem... Co do tego ma Ron?
— Ale... — mruknął Lupin. — Czy to on... Zamieniliście się, nikomu o tym nie mówiąc?
Black kiwnął głową.
— Dobra, koniec porozumiewania się na migi i domysły — powiedziałam. — Możecie nam po prostu to wytłumaczyć?
Żaden z nich się nie odezwał. Jedynie profesor Lupin podszedł do Blacka i uścisnął go jak brata.
— TO NIEMOŻLIWE! — krzyknęła Hermiona.
— Czego się spodziewałaś? — zapytałam, jakby to była normalna sytuacja. — Są przyjaciółmi, mogliśmy się tego spodziewać.
— Ale... — zacięła się Hermiona.
Odwróciłam się i spojrzałam na Lupina.
— Dlaczego, gdy zabierał mi pan mapę, nie powiedział, że jest pan jej współtwórcą? — zapytałam.
— Skąd ty...?
— Wystarczyło złączyć fakty — uśmiechnęłam się blado w jego kierunku. — Strzelam, że Rogacz to był mój tata, pasowałoby to — zaśmiałam się, mimo iż ogarnął mnie smutek. — W każdym razie panowie... Wiem, że jestem dość miła i nie próbuje was zabić jak na przykład Harry, ale jest w tym haczyk. Którykolwiek z was podniesie różdżkę i będzie próbował nas skrzywdzić, prawdopodobnie skończy z połamanymi kończynami. Więc, warto będzie?
— Alex ty chyba oszalałaś?! Zastanów się, co robisz?! — krzyknął Harry.
— On jest wilkołakiem! Sama nam to chwilę temu powiedziałaś! A teraz zachowujesz się jakby to był tylko Malfoy! Chociaż nie! Nawet na niego jesteś się w stanie szybciej rzucić niż na mordercę swojego ojca i groźnego wilkołaka, który się z nim z pouchwala!
Zacisnęłam zęby i odwróciłam się w jej stronę.
— Rozumiem, że Black to morderca, ale rusz głową! Gdyby chciał cię zabić, to już dawno byłabyś plamą na ścianie! A co do wilkołaków, to uważaj na słowa — ostatnie zdanie wycedziłam przez zęby i powolnym krokiem ruszyłam w jej kierunku. — Uważasz, że jak ktoś jest wilkołakiem, to już nie jest godny zaufania i jest zwykłą bestią!? Uważasz, że potrafi tylko zabijać i nie ma serca?!
— Alex... — odezwał się Harry i staną między mną, a Hermioną. — Wiesz, że Hermiona nie miała tego na myśli... Opanuj emocje, proszę cię!
— Teraz już za późno! Niech zobaczy z kim miała do czynienia, przez te trzy lata! — powiedziałam, a moje oczy przybrały żółtą barwę.
Hermiona pisnęła z przerażenia i cofnęła się pod ścianę.
— Alex — usłyszałam głos profesora za plecami. — Harry ma rację... Masz więcej szczęścia niż ja i potrafisz to kontrolować. Zrób to dla siebie, jak i dla nas...
Wypuściłam głośno powietrze i zmieniłam kolor oczu. Spojrzałam na przerażoną Hermionę, Rona i wystraszonego Harry'ego. Odwróciłam się i spojrzałam na profesora.
Moje oczy wróciły do piwnego koloru i odwróciłam się do Lupina i Blacka.
— Wróćmy do sprawy, dla której się tu zjawiliśmy.
Remus odrzucił nam nasze różdżki.
— Alex, było nas czterech, prawda? — zapytał Lupin.
— Tak... — odpowiedziałam, nie wiedząc, do czego zmierza.
— Czwarty był Peter Pettigrew, zwany Glizdogonem.
— On nie żyje! Ty go zabiłeś! — powiedział Harry i wskazał na Blacka.
— Też tak myślałem, dopóki nie zobaczyłem go na mapie — oznajmił Remus. — A teraz jest tutaj z nami!
— Jak to? — zapytałam.
— To on! — krzyknął Syriusz i wskazał na Rona.
— Ja?! — odezwał się przerażony Ron.
— Nie ty! Twój szczur!
— Nie możliwe! Jest w mojej rodzinie od...
— Od dwunastu lat! Zaskakująco długo jak na szczura, prawda?
— Jest animagiem! Tak jak ty — powiedziałam, patrząc na Syriusza. — Zamieniał się w szura, stąd ta ksywka, Glizdogon.
— Dokładnie! — powiedzieli obydwaj.
— Odciął sobie tchórz palec, żeby myśleli, że nie żyje! — dodał Black. — Ty razem go zabije!
— Najpierw musimy im wszytko wytłumaczyć. Myślę, że Harry'emu i Alex należą się jakieś wyjaśnienia.
— Możemy to zrobić później! — powiedział dziko Black.
— Nie, Syriuszu, musimy...
— Zgadzam się z Syriuszem — przerwałam Lupinowi. — Szczegóły możemy omówić, kiedy indziej. Jeśli to naprawdę jest Peter Pettigrew i to on jest winien śmierci naszych rodziców, to czas najwyższy po dwunastu latach coś z tym zrobić. A wierzę w wasze słowa, bo przez trzy lata mapa była w moim posiadaniu i przynajmniej z pięć razy spotkałam się z jego nazwiskiem na mapie. Gdybym wiedziała kto to jest... od razu bym zareagowała. Później w sumie też mogłam, ale zupełnie zapomniałam, że gdzieś się już spotkałam z tym nazwiskiem, gdy usłyszałam je od McGonagall.
— Widzisz, ona nie potrzebuje teraz szczegółowych wyjaśnień — zwrócił się do Lupina Black.
— A ty Harry? — zapytał Lupin.
— Powiedzmy, że zaufam mojej siostrze.
— No dobrze, Ron daj mi szczura — powiedział Lupin i podszedł do Rona.
Ron wahał się, ale po chwili oddał wiercącego się zwierzaka.
— Razem? — zapytał Syriusz.
— Razem — odpowiedział Lupin i strzelili w szczura niebieskim światłem.
Szczur zaczął się miotać i już po chwili na miejscu szczura pojawił się niski mężczyzna.
— Cześć, Peter — odezwał się Lupin. — Kupa lat.
— R-remus... S-syriusz... Moi przyjaciele...
We trójkę wymienili kilka zdań między sobą, a potem Peter zwrócił uwagę na nas.
— Harry... jesteś tak podobny do ojca...— powiedział, zbliżając się do mojego brata. — Alexandra... niesamowite, że was spotykam...
— Gdybyś nie zdradził naszych rodziców, pewnie miałbyś więcej okazji, by nas widzieć — powiedziałam z pogardą.
— Zdradziłeś Lili i Jamesa, tak? — zapytał Remus.
— Nie chciałem tego — mruknął Peter, rozglądając się najwyraźniej, którędy może uciec.
— Trzeba było pomyśleć, że jeśli nie zabił cię Voldemort to my to zrobimy — powiedział Lupin.
— NIE! — krzyknął Harry. — Nie możecie go zabić. Oddamy go w ręce dementorów.
Lupin dzięki czarom związał zdrajcę. Lupin i Ron przykuli do siebie Petera i ruszyli ku wyjścia z chaty jako pierwsi.
Szliśmy tunelem w ciszy. Najpierw Lupin, Ron i Peter, następnie Syriusz i ja, a za nami Harry i Hermiona. Ona chyba nadal była w szoku po tym, co zobaczyła. No cóż, teraz już każdy z moich przyjaciół wie kim jestem... no oprócz Lee. Ale skoro wiedzą wszyscy to i jemu będę musiała to powiedzieć, nie ważne, jakie będą tego konsekwencje.
— Wiesz, co to oznacza? — zapytał nagle Syriusz. — Zdemaskowanie Petera?
— Już nie będziesz ścigany przez dementorów. Jesteś wolny.
— Tak... Ale jestem też... nie wiem, czy ktoś wam powiedział — zwrócił się również do Harry'ego, który szedł za nami. — Jestem waszym ojcem chrzestnym.
— Tak, wiemy o tym — odrzekł Harry.
— No więc... wasi rodzice wyznaczyli mnie waszym opiekunem — powiedział sucho Black. — Oczywiście zrozumiem, jeśli będziecie chcieli zostać z waszymi opiekunami.
Uśmiechnęłam się wiedząc, do czego zmierza.
— Syriuszu — zaczęłam, a on spojrzał na mnie. — Nie chce wypowiadać się za Harry'ego, ale jeśli chodzi o mnie... — mówiłam gestykulując rękami — Po prostu ja mam raczej kochającą się rodzinę i... nie to, że nie chciałabym... ale to jednak jako tako moi rodzice... — opuściłam ręce i spojrzałam na Syriusza. — Przepraszam... ale na pewno z chęcią, będę do ciebie przyjeżdżała, jeśli, będziesz chciał.
— Rozumem i możesz mnie odwiedzać, kiedy będziesz chciała. Musisz mi dużo opowiedzieć, tak samo Harry.
— A co do mnie... — odezwał się Harry. — Ja chętnie z tobą zamieszkam. Skorzystam z każdej okazji, by tylko wyprowadzić się od Dursleyów!
Syriusz uśmiechnął się do nasz szczerze.
— A tak w ogóle, to przepraszam cię Hermiono i ogólnie was wszystkich za to, co dziś zrobiłam — uśmiechnęłam się lekko. — Obiecuję, że jak będziesz chciała mieć ze mną jeszcze jakiś kontakt to wszystko ci wyjaśnię — zwróciłam się do Hermiony.
— Przepraszam, że tak powiedziałam na temat wilkołaków. Ja naprawdę nie chciałam...
— Nic się nie stało. Ludzie często oceniają coś tylko z pozorów, to normalne.
Doszliśmy do końca tunelu i wyszliśmy na zewnątrz. Było już ciemno, spojrzałam w niebo i próbowałam odnaleźć księżyc. Dziś pełnia, a już czuję, że księżyc wzeszedł. Wszystkie wilkołaki na całym świecie teraz pewnie biegają po lasach albo siedzą gdzieś zamknięte. Spuściłam wzrok z nieba i spojrzałam przed siebie... Cholera! Moja głupota przewyższa dziś wszytko!
— Uciekajcie do zamku natychmiast! — krzyknęłam.
— Dlaczego? — zapytała się Hermiona.
— Dziś jest pełnia! Kompletnie wypadło mi z głowy, że profesor Lupin...
Syriusz zamarł. Spojrzałam na Remusa. Zesztywniał i zaczął cały dygotać.
— Nie zażył dziś swojego eliksiru! — jęknęła Hermiona.
— Uciekajcie jak najszybciej do zamku! Pod żadnym pozorem macie się nie zatrzymywać, rozumiecie!? — powiedziałam mocno zdenerwowana.
Oni tylko kiwnęli głową, ale Ron był skuty z Remusem. Nie mogłam ryzykować życia Rona. Podeszłam szybko do ręki Remusa i złapałam kajdany, które były przy jego ręku. Zacisnęłam ręce z całej siły na łańcuchu i rozerwałam go.
— Uciekajcie! — krzyknęłam na trzy słupy soli, które stały i się patrzyły.
— Alex! Nie możesz tu zostać! — odezwał się Ron.
— Nic mi nie będzie! Już! Uciekajcie!
Odwróciłam się i zobaczyłam, że Syriusz się przemienił złapał wilkołaka i odciągnął zębami od nas. Zobaczyłam, że Peter uciekł, przeklęłam pod nosem i wysunęłam swoje pazury, zęby i zmieniłam kolor swoich oczu, po czym warknęłam na wilkołaka, który szarpał się, by rzucić się w moją stronę.

Ruszyłam w stronę wilkołaka, jednak usłyszałam krzyk i odwróciłam się za siebie. Już miałam ruszyć, by zobaczyć, o co chodzi, ale usłyszałam pisk psa za drzewami. Byłam rozdarta. Jednak wolałam pomóc Syriuszowi. Skoczyłam w dół urwiska w międzyczasie zmieniając się w wilka. Dobiegłam do wilkołaka i uderzyłam go łapą z pazurami, a ten zatoczył się i uderzył w drzewo. Spojrzałam swoimi żółtymi oczami na psa. Kiwnęłam głową, pokazując mu tym, by uciekał. Był mocno ranny nie mogłam pozwolić, by wilkołak znów go zaatakował. Musiałam powstrzymać go, by nie dotarł do Rona, Hermiony i Harry'ego, jak i Syriusza. Jednocześnie nie mogłam go zbytnio skrzywdzić, bo to był Remus.
Gdy tylko przegoniłam wilkołaka do Zakazanego Lasu od razu ruszyłam biegiem, by znaleźć moich przyjaciół. Nagle usłyszałam skowyt zranionego psa. Od razu ruszyłam w tamtym kierunku. Dosłownie po chwili byłam na miejscu. Znajdowałam się przy jeziorze. Syriusz leżał jako pies, na brzegu, a z oddali było widać nadlatujących dementorów. Nie mogłam w tej postaci nic zrobić. Usłyszałam łamanie gałęzi, a po chwili zza drzew pojawił się Harry i Hermiona. Rzuciłam im krótkie spojrzenie i czym prędzej pobiegłam bijącej wierzby, gdzie leżała moja różdżka. Złapałam ją w zęby i wbiegłam znów do lasu. Zmieniłam się w człowieka i wyczarowałam sobie ubrania.
Biegiem ruszyłam w stronę jeziora. Mimo iż nie byłam już ogromnym wilkiem to i tak biegałam bardzo szybko, jak na człowieka.
Gdy dotarłam na miejsce wszyscy troje leżeli na brzegu jeziora, a dementorzy unosili się nad nimi. Podniosłam swoją różdżkę, ale wokół mnie zebrało się z dziesięć dementorów. Upadłam na kolana, z braku sił. Jednak zacisnęłam zęby i uniosłam różdżkę. Wypowiedziałam zaklęcie jednak było ono za słabe, by coś zdziałało. Upadłam na ziemie i jedyne co zobaczyłam przed kompletną ciemnością to blask jasnego światła.

Czarownica z Wilczym SercemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz