☆Rozdział V♡

19 2 0
                                    

-Przepraszam, czy my się znamy? - popatrzył na mnie jakby zobaczył ducha. Zbladł, a uśmiech znikł z jego twarzy. Usiadł po woli na jakimś stołku.
-Jak to czy się znamy? Sami, to ja, Filip. Nie pamiętasz? - "Co ty do jasnej Anielki pleciesz, gościu?"
-Czekaj moment, jaka Sami? Kto to Sami? I kim ty jesteś? Twoje imię nie mówi mi za wiele. Wytłumacz mi, co się tu do diabła dzieje! - podniosłam się szybko, ale zakręciło mi się w głowie, więc znowu runęłam na poduszki.
-Ty na prawdę nic nie pamiętasz? Nic a nic? - zrobił się tak bardzo smutny... - Doktorze! Panie doktorze! - wybiegł z pomieszczenia jak oparzony. Wrócił z mężczyzną w takich śmiesznych okularkach. Lekarz zaczął świecić mi latareczką w oczy i stwierdził, że moja utrata pamięci to nie pierwszy taki przypadek i, że nie jest to nic dziwnego. Potem po prostu wyszedł. Chłopak znów usiadł, tym razem łapiąc się za głowę. W pewnej chwili gwałtownie wstał, spojrzał na mnie wzrokiem pełnym nadziei i powiedział:
-Mam pomysł, kochanie! Zaraz wrócę. Nigdzie się nie ruszaj.
-Bardzo śmieszne. I nie mów do mnie 'kochanie', bo ja cię nie znam! - nie przejęło go zbytnio to, co powiedziałam. Chyba, że w ogóle tego nie usłyszał. Wyszedł z sali szybkim krokiem, zostawiając mnie samą. Ale tego dnia ludzie nie dawali mi spokoju.

Tym razem weszła jakaś starsza kobieta. Sądząc po jej sposobie zwracania się do mnie, była moją babcią. Albo się nią czuła. Chuda staruszka miała na sobie ciemne dżinsowe rurki i luźną zieloną koszulę. Jej włosy były, oczywiście, siwe i względnie długie. Opadały swobodnie na ramiona mojej pseudo babci. Przyniosła jakieś owoce. Nie chciałam ich próbować, nie znałam jej i nie do końca jej ufałam.
-Samanta! Tak się cieszę! Masz, zjedz jabłko. Na pewno jesteś głodna. -podała mi jabłko, ale nie byłam pewna, czy powinnam je przyjąć. Nie wiedziałam, czy to nie jest jakaś prowokacja lub coś w tym stylu. Kiedy kobieta nie doczekała się żadnej reakcji z mojej strony, mina jej nieco zrzedła. - Coś nie tak, wnusiu? Źle się czujesz? -spoglądała na mnie badawczo.
-Ja po prostu Pani nie znam, proszę Pani. Nie do końca wiem, kim pani jest. - nie chciałam sprawiać jej przykrości, bo była bardzo miła, ale nie znałam jej lub też, jak twierdzi mój lekarz, nie pamiętałam.
-Jak to mnie nie znasz? Przyznaj się, znowu robisz sobie żarty ze starej babci. - ścisnęła mi policzek jak to robią babcie.
-Nie, proszę pani. Ja naprawdę pani nie znam. - te słowa mocno ją przybiły. Usiadła ciężko na fotelu i, podobnie jak wcześniej ten chłopak, złapała się za głowę.
-Ale jak to? Przecież...
-Ja nic nie wiem i nie pamiętam, proszę pani. Wszelkie pytania proszę kierować do lekarza, nie do mnie. - przerwałam jej, bo miałam już dość pytań, na które nie potrafię odpowiedzieć.
-Zaraz wracam, serduszko. Momencik. - po raz kolejny zostałam sama. Kobieta już nie wróciła. Ani ona, ani ten dziwny brunet nie pokazali się tu aż do wieczora.
Przewracałam się na tym wąskim szpitalnym łóżku i próbowałam zasnąć, ale czegoś mi brakowało. Tu było zbyt cicho, zbyt pusto. Nachodziła mnie myśl, że jej tu nie ma, a ona zawsze pomagała mi zasypiać, kiedy on to robił. Tyle, że nie wiedziałam, kim jest ta ona, ani kim jest ten on. Nie wiedziałam, jak mi pomagała, ani co on robił. Z głębin podświadomości wynurzał się dźwięk, cichy i łagodny pomruk. Nie wiedziałam, co on oznaczał, ani do kogo należał, ale to chyba jego mi brakowało. Powróciło uczucie bezpieczeństwa i bezgranicznej miłości, a potem, równie szybko, jak się pojawiło, zniknęło, zostawiając mnie samą z tą przytłaczającą pustką. Zasnęłam.

Obudził mnie wieczorem ten chłopak. Miał w rękach duże kartonowe pudło. Intrygowała mnie jego zawartość.
-Witaj, kochanie. - usiadł obok z pakunkiem.
-Mówiłam ci już, żebyś mnie tak nie nazywał. A to... To jakiś prezent dla mnie? - spojrzałam na niego, potem na pudło i znowu na niego.
-Będę cię nazywał kochaniem, bo jesteś moją dziewczyną i kocham Cię nad życie. - ten chłopak mnie coraz bardziej fascynuje. Czy to możliwe, że jesteśmy razem? Nie, nie wiem. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić nas razem.
-Proszę, nie mów do mnie 'kochanie'. Nie chcę być nieuprzejma, ale nie pamiętam cię. Może być Samanta. Już wiele razy tak się dziś do mnie zwracano. - uśmiechnął się. - Możesz mi wreszcie zdradzić, co to jest?
-Dobrze. - zaczął po woli otwierać karton. - To są nasze wspólne zdjęcia. No i twój pamiętnik. Chcę ci to pokazać z nadzieją, że może coś ci zaświta i odzyskasz pamięć. Zgadzasz się? - nie miałam nic do stracenia. Franek, czy jak mu tam, był bardzo przekonujący.
-Niech Ci będzie. Ale swój pamiętnik wolałabym przeczytać sama. - odłożył rzeczony zeszyt na szafeczkę i dalej szperał. Wyjął zdjęcie. Był na nim ON i całował jakąś dziewczynę, w malachitowej zwiewnej sukience. W tle podobny obrazek.
-To nasza pierwsza randka w związku, koch... Sam. Zabrałem Cię do kina plenerowego na jakąś komedię romantyczną. To było ponad dwa lata temu. Tacie powiedziałaś, że idziesz do koleżanki, żeby się pouczyć do sprawdzianu. Przewidziałaś scenę pocałunku i zrobiłaś nam zdjęcie w idealnym momencie. - spojrzał na mnie, oczekując przebłysku świadomości, ale się nie doczekał, więc kontynuował. Wyciągnął kolejną fotkę. Znowu selfie. Trzymał dziewczynę z poprzedniej ilustracji na kolanach, rękami obejmując ją w pasie. Jego głowa spoczywała na jej barku, a twarz miał zwróconą w stronę jej szyi. Poza i mina dziewczyny (którą zapewne byłam ja) były dosyć niejednoznaczne. Głowę miałam przechyloną w bok, a oczy i usta zamknięte. Całość wyglądała, jakbym dobrowolnie oddała się wampirowi na pożarcie. Miałam na sobie jasne dżinsy i czarną męską bluzę, o kilka rozmiarów za dużą. Chłopak ubrany był jedynie w koszulkę i luźne sztruksowe spodnie.
-To na obozie przyrodniczym, przy ognisku. Nauczyciele i część uczniów poszła spać, a my i kilka innych osób obiecaliśmy posprzątać. Tyle, że my, zamiast ogarniać bałagan, zajmowaliśmy się sobą. Było zimno, dlatego masz na sobie moją bluzę. - patrzył na to zdjęcie z takim imponującym błyskiem w oku. Westchnął. - Mam nadzieję, że jak najszybciej odzyskasz pamięć. Tęsknię za naszą bliskością.
-Ja też chcę odzyskać swoje wspomnienia. - spojrzałam na niego z niepewnym uśmiechem. - Masz tam coś jeszcze? - oczy mu się zaświeciły.
-No pewnie! Zobacz to.
Następna fotografia bardzo mi się spodobała. Wyglądała jak z prawdziwej sesji. (Prawdopodobnie ja) siedziałam mu okrakiem na kolanach. Miałam krótki biały top z bawełny i czarne spodenki do połowy uda, a on czerwoną podkoszulkę i szare jegginsy. Nasze czoła się stykały. Podobnie czubki nosów. Oboje byliśmy szeroko uśmiechnięci i patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Moje ręce zdawały się chronić jego kark, on trzymał dłonie nisko na moich biodrach.
-To zdjęcie zrobione latem, w parku. Świeciło słońce, a na rzece pływały kaczki. Pamiętam, jak je razem karmiliśmy. Zresztą, gdzieś mam też zdjęcia z karmienia. Tamtym razem powiedziałaś ojcu, że idziesz do księgarni.
-Dlaczego nie mówiłam ojcu prawdy? Nie lubi Cię?
-Można tak powiedzieć. - chyba poruszyłam trudny temat, bo ciężko przechodziło mu przez gardło każde słowo. - Twój ojciec... On się nad tobą znęcał. Bił Cię, słonko. Chciał, żebyś była idealną uczennicą. Gdyby wiedział, że umawiasz się ze mną zamiast się uczyć, spuściłby ci niezły łomot. To przez niego straciłaś pamięć. Przez niego tu teraz leżysz. Ale spokojnie, teraz już jesteś bezpieczna. Masz mnie i ochronę za drzwiami. Nie odważy się tu przyjść. Nigdy na to nie pozwolę.

Rozmawialiśmy tak jeszcze długo. Nic sobie nie przypomniałam. Fabian, czy jakoś tak był naprawdę miły, ale zaczynał mnie drażnić. Opowiadał o jakichś spacerach i kawiarni na rogu ulicy... jakiejś i liczył, że coś mi będzie świtać. Nic z tego. Męczyła mnie jego nieustanna paplanina. Poza tym, to jak na mnie patrzył, jakbym była czekoladową babeczką, którą ma ochotę zjeść, przerażało mnie. W końcu poprosiłam go, żeby wyszedł. Wymigałam się zmęczeniem. Obiecałam przeczytać pamiętnik, ale nie mam na to ochoty. Nie chcę czytać o tym, kim podobno byłam i, co robiłam. Ja nawet nie wiem, czy to ja pisałam ten pamiętnik i, czy to ja jestem na tych zdjęciach. Przecież ja nawet nie wiem, jak wyglądam! Wstałam ostrożnie i przeszłam do łazienki, przylegającej do tej sali.

Nad umywalką wisiało spore lustro. Z jego tafli spoglądała na mnie chuda dziewczyna o czarnych, niczym krucze skrzydła, włosach, sięgających prawie do pasa, i oczach w kolorze lodowego błękitu. Miała pełne, koralowe usta. Twarz nie była idealna. Dostrzegłam długą bliznę na czole i blaknące siniaki na twarzy. Wyglądała jak ta ze zdjęcia. Uniosłam dłoń i pogładziłam się palcami po policzku. Dziewczyna z lustra zrobiła to samo. Uśmiechnęłam się i wargi tamtej powtórzyły grymas. Więc tak wyglądam. Może ten chłopak jednak nie kłamał. Westchnęłam i wróciłam do łóżka. Nie wiem, czemu, ale bolały mnie żebra i głowa. Nikt mi nie wyjaśnił, dlaczego tu leżę i, co się ze mną stało. Powiedzieli, że ojciec spuścił mi łomot, ale jak mocno trzeba bić, żeby utracić pamięć? Poza tym jaki ojciec bije własne dziecko? Nie wiem, czy mogę im wierzyć.

Oszukać przeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz