☆Rozdział III♡

16 3 2
                                    

Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Mój błąd. Przez zajęcia zapomniałam go wczoraj dodać. Wybaczcie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Drzwi się otworzyły i wpadły przez nie dwie kobiety. Nie zwracały uwagi na otoczenie i dalej kontynuowały awanturę.
-To przez twoją głupotę i nieuwagę Samanta tu trafiła! Powinni Ci odebrać prawa do wychowywania dzieci! - czy ja kiedykolwiek widziałam, żeby babcia chociażby podniosła na kogokolwiek głos? Nie, nigdy. Za to teraz po prostu krzyczała.
-To nie moja wina, że ta gówniara w ogóle się nie uczy! Sama też mogłabyś się nią trochę zainteresować! - mama nie ustępowała jej pola.
-Że co proszę?! Nie uczy się?! Jej stopnie są idealne! Nie musi umieć wszystkiego! Ma też, jak to nastolatka, inne sprawy niż w kółko się uczyć. Nie powinnam jej zastępować matki, ale taką jak ty po prostu trzeba. - jej twarz robiła się coraz bardziej czerwona z gniewu.
-Nie wtrącaj się do tego, jak wychowujemy Samantę! To nasze dziecko! - ona chyba sobie kpi! Nie spędzę w ich domu ani sekundy dłużej!
-Ty to nazywasz wychowaniem? To dziecko leży w szpitalu z rozbitą głową, połamanymi żebrami i ranami na plecach! To znęcanie się, a nie wychowywanie! - i zanim awantura sięgnęła apogeum, odchrząknęłam, zwracając na siebie ich uwagę. Obie spojrzały na mnie i mojego chłopaka z dużym zaskoczeniem. "Ha, nie spodziewałyście się, że to usłyszę?" Filip wstał, przeszedł wokół łóżka, podszedł do wezgłowia i założył ręce, przybierając pozę typowego strażnika z jakiegoś banku, albo i skarbca. Obie uczestniczki afery zajęły jego wcześniejsze miejsce - na taboretach, przy łóżku. Ale nie posiedziały tak długo.
-Chciałabym porozmawiać z córką. Pozwolisz, Esmeraldo? - patrzcie państwo! Moja matka wreszcie chce ze mną gadać! A gdzie podziewała się przez ostatnie miesiące? Spała? Miała sklerozę? Mowę straciła??
-Naturalnie, już wychodzę, ale będę tuż za drzwiami, nic nie kombinuj. A ty, młody człowieku, pilnuj ich. - wskazała palcem Fifa. Wiedziała, że to mój chłopak. Dużo z nią rozmawiałam. Przynajmniej w porównaniu z matką. Babcia jest cudowna! Chociaż ona mnie kocha (nie licząc Filipa).
-Wolałabym, żeby on nie słuchał o naszych rodzinnych sprawach. - ha! Jakby mnie to obchodziło! Patrz, bo go wypuszczę!
-Filip zostaje! Nie ufam Ci, a on będzie nade mną czuwał na wszelki wypadek. Poza tym, wie o wszystkim, nie mam przed nim żadnych tajemnic. - babcia, już o wiele spokojniejsza, opuściła salę segregacji. Kobieta, która mnie urodziła, ale chyba nie była z tego zbytnio zadowolona, podsunęła się bliżej.
-Samanto, wiem, że ojciec bardzo źle postąpił, ale... - no pewnie, tłumacz go jeszcze!
-Źle postąpił?! Żarty sobie ze mnie robisz?! I masz jeszcze jakieś usprawiedliwienie dla jego zachowania?! No, słucham! Ciekawa jestem, co wymyśliłaś!
-Daj mi dokończyć, córeczko. Dama nie powinna wchodzić nikomu w słowo. - i znowu zaczyna mnie pouczać.
-No właśnie! Dla was liczy się tylko moje wykształcenie i maniery! Mogłabym mieć raka albo ebolę, a was dalej interesowałoby tylko to! Jacy z was są rodzice?! - to była smutna prawda. Moje zdrowie i życie ich nie obchodziło. Miałam tylko potrafić zarabiać pieniądze.
-Zamknij się, pyskata gówniaro! Doceń wreszcie, co dla ciebie robimy! My tak bardzo staramy się, abyś miała lekkie, szczęśliwe życie, a ty tak nam się odwdzięczasz! - wybuchła, co wprawiło stojącego obok bruneta w stan pełnej gotowości. Puścił ręce wzdłuż ciała, podwinął rękawy i napiął mięśnie, żeby nieco wystraszyć drącą się wariatkę. W pewnym stopniu poskutkowało.
-Szczęśliwe życie? To ma być szczęśliwe życie?! To ja bardzo dziękuję, nie skorzystam! - podeszła do nas pielęgniarka. Była lekko zła, ale nie krzyczała.
-Drogie panie, proszę ciszej, przeszkadzacie innym pacjentom.
-Przepraszamy. - poszła sobie, a my wróciłyśmy do przerwanej wcześniej rozmowy. Tym razem kłóciłyśmy się półgłosem. Co jak co, ale kultura jednak musi być.
-No, nie mów, że Ci czegoś brakuje, bo naprawdę nie wytrzymam i sama ci przyleję! - Ja się nie bałam, ale Filip, sądząc po jego zaciśniętych pięściach, tracił do niej resztki cierpliwości. - Masz swój pokój, książki do szkoły, najlepszy telefon, laptopa z najnowszym oprogramowaniem, nie musisz sama sprzątać... - moja rodzina to po prostu egoistyczni materialiści bez skrupułów.
-Ale ja tego nie chcę! Nie potrzebuję tego! Pragnę choć odrobiny miłości! Trochę ciepła i zainteresowania z waszej strony! Czy to tak trudno zrozumieć?! - próbuję im wytłumaczyć moje potrzeby od tak dawna, ale do nich i tak nic nie dociera.
-Miałaś wszystko, czego Ci trzeba! Nie pleć takich farmazonów! Nawet tygrysa ci kupiliśmy! - i dalej o pieniądzach... To główny temat każdej ich rozmowy.
-Właśnie, Shadow! W tym domu ona jako jedyna kocha mnie i jest po mojej stronie! Filip, gdzie jest Shadow? - często wieczorem rozmawiałam z moją tygrysicą przed snem. Shadow jest bardzo mądrym stworzeniem. Zachowuje się, jakby rozumiała, co do niej mówię i wspierała mnie.
-Spokojnie, kochanie, jest w domu z Amandą. - uśmiechnął się i delikatnie złapał mnie za rękę.
-Tobie naprawdę brakuje klepki w mózgu! To przecież nic nie warte zwierzę! Duży, głupi kot! Nic nie rozumie! - mama cały czas wytrącała mnie z równowagi. Przynajmniej próbowała.
-Rozumie więcej niż wy! Nie wiesz, jak cierpiałam przez te wszystkie lata, kiedy ojciec mnie bił! Myślałam, że nie jestem sama, że bije też ciebie! Ale ty go bronisz! Bronisz tego obrzydliwego despoty, jakby był jakimś bohaterem! Prawda jest taka, że to walony kat! O mało mnie nie zabił za słabszą ocenę!
-Nie przeginaj, moja droga! Nie bądź taka bystra. Ej, a ty może wymyśliłaś to pobicie? - co jej strzeliło do makówki?!
-Ooo nie! Przesadziłaś! I może jeszcze sama zrobiłam sobie te wszystkie rany na plecach i sama połamałam sobie żebra?! A może zaczniesz mi jeszcze insynuować, że to Filip mnie pobił?!
-Nie masz żadnego dowodu, że tak nie było.
-A ty nie masz pojęcia, co facet, który śmie nazywać siebie moim ojcem, mi robił! Czekaj moment... A może ty wiedziałaś? - milczała, tylko patrząc mi w oczy. - Odpowiedz mi na pytanie! Wiedziałaś, czy nie?! - wciąż siedziała bez słowa, tym razem tempo patrząc w pościel szpitalną. Teraz już wszystko było jasne. Ona była w pełni świadoma. To był dla mnie szok. Przecież ona jest sędzią! Zapytałam ją z nerwów. Byłam pewna, że odpowie 'Nie'. - Jak mogłaś o tym wiedzieć i nic z tym nie zrobić?! Jesteś potworem tak samo jak on! - zaczęłam płakać. Nie sądziłam, że kiedykolwiek aż tak zawiodę się na własnej rodzinie. - Wyjdź stąd!
-Nie wyja...
-Wynoś się! Nie chcę Cię więcej widzieć! - policzki miałam już zupełnie mokre od słonej wody płynącej z oczu.
-Jak sobie chcesz. Tylko nie przychodź potem na kolanach i nie błagaj nas o pieniądze. - nienawidziłam jej, więc dlaczego te słowa tak bardzo bolały?
-Brzydzę się wami i waszą zakichaną kasą! Zniknijcie z mojego życia na zawsze! Dajcie mi spokój, wy pieprzeni sadyści!
-Inaczej będziesz gadać, ty mała... - podniosła rękę z zamiarem uderzenia mnie w twarz. Filip błyskawicznym ruchem złapał ją za nadgarstek.
-Powinna pani już sobie iść. - powiedział zdecydowanym, pełnym gniewu głosem. Trochę się po tym uspokoiłam i otarłam łzy.
-No proszę, jakiś nastolatek będzie mi mówił, co mam robić! - wyszarpnęła mu się i wzięła torebkę. Chciała wzbudzić u niego jakiś przebłysk agresji. Ale nie wiedziała, że Fif nigdy nie był agresywny.
-Będę pani mówił, co pani ma robić. Nie pozwolę pani i pani mężowi krzywdzić Sam. Proszę wyjść. W tej chwili. Inaczej panią do tego zmuszę. - był zupełnie poważny, jak nigdy. Kobieta, niby niewzruszona, wstała, obróciła się na pięcie i udała się w kierunku drzwi. Fif usiadł obok mnie, na łóżku.
-Ta wstrętna baba wreszcie stąd polazła. Więcej jej tu nie wpuszczę. Pamiętaj, że zawsze będę przy tobie, kochanie. - pogładził mnie po policzku. - Wiem, że to wszystko jest dla ciebie mega trudne. Ale damy radę. Razem. - usiadłam płasko, objęłam go i mocno przytuliłam. Znowu zaczęłam płakać. Ale dzięki niemu to nie było takie ciężkie. On mi dodaje w tym wszystkim sił. Pomaga mi jak nikt inny. Jego ramię, do którego mogłam się przytulić i, w które roniłam już tak wiele łez, jest takie uspokajające. Jak ja bym sobie w tym wszystkim bez niego poradziła?

Trzy godziny po całym zajściu przyszedł pan doktor.
-Przewieziemy panią do oddzielnej sali. Będzie tam pani miała spokój i ciszę. - dwie pielęgniarki złapały za poręcze łóżka i przewiozły mnie do małej, prywatnej salki. Od tej chwili siedziałam tam z Filipem. Czasem odwiedzała nas babcia...

Oszukać przeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz