Skończyłam gadać z Iris mniej koło 16. Kiedy wstałam od stołu, Aime podszedł do mnie i zaprowadził do auta.
-Dlaczego ty mnie ignorujesz? Aime, powiedz, co ci jest.
-Nie ignoruję panienki, panienko. Nic mi nie jest, panienko. - nie lubiłam, kiedy tak do mnie mówił, ale nie umiałam być na niego zła w tej chwili. To było jasne, że nie chciał ze mną gadać. Odpowiadał zdawkowo, byle bym się odczepiła. Dalszą część drogi powrotnej przemilczałam. Przyglądałam mu się. Dostrzegłam, że na jego twarzy maluje się smutek i cierpienie. Chciałam mu jakoś pomóc, ale nie pozwalał mi na to. Serce mi się krajało, kiedy widziałam jego żal. W mojej głowie pojawiło się wspomnienie dnia wczorajszego i wizyty w szpitalu. Oparłam głowę o jedną z przyciemnianych szyb i patrzyłam w niebo, przeżywając te chwile na nowo. Łzy zakryły mi oczy. Obraz przestał być ostry. Poczułam mokrą kreskę na policzku. Płakałam. On nie chce mnie znać! Ewidentnie mnie zbywa. To tak boli.Po dotarciu do domu chciałam mu podziękować, przytulić go. Udało mi się, lecz cały czas stał sztywno. Poza tym, on mnie nie objął. Stał tylko i czekał, aż go puszczę. Wiszenie mu na szyi nie miało większego sensu. Odskoczyłam i ze spuszczoną głową poszłam do swojego pokoju. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i usiadłam przed toaletką. Nie kryłam łez. Jego obojętność wobec mnie była straszna. Czułam, że ma do mnie o coś żal, nie wiedziałam jednak, o co.
Usłyszałam pukanie. Otarłam łzy i poleciałam do toalety, aby zmyć rozmazany makijaż.
-Proszę! - krzyknęłam, wybiegając z łazienki. Do pokoju weszła babcia. Była zadowolona. Szkoda, że nie mogłam podzielać jej entuzjazmu.
-Samanto, organizuję galę dla najlepszych pracowników naszego przedsiębiorstwa. Chciałabym, żebyś wzięła w niej udział. - usiadła na moim łóżku.
-Ale ja nie pracuję w naszej firmie. - dlatego też moje zdziwienie było ogromne.
-Wiem, ale bardzo zależy mi na tym, żebyś mnie wtedy wspierała. - wstała, złapała moją rękę i pogładziła ją po zewnętrznej stronie.
-Dobrze, babciu, obiecuję. A kiedy odbędzie się całe to przyjęcie?
-No właśnie w tym sęk, że będzie dziś wieczorem. Pojedź z Aime'em do galerii i kupcie jakiś elegancki strój.
-Tyle, że, widzisz, babciu, ja i Aime...
-No, tak, wiem, możecie też pojechać do kina na jakiś film, jeżeli zechcecie. - wyszła. Nie dała mi dokończyć. Nie mam jej tego za złe. Jest cudowną kobietą i babcią. Ale musiałam jakoś poinformować Aime'a o następnym wyjeździe do miasta.Od razu poszłam to załatwić.
-Hej, Aime. Czy mogę Cię prosić o zawiezienie mnie do galerii handlowej? - weszłam do jego pokoju.
-Tak jest, panienko. Kiedy panienka życzy sobie wyjechać? - wstał z fotela.
-Jak można, najszybciej.
-Oczywiście. - poszedł, bodaj, po samochód. Kiedy dochodziłam do pojazdu, zobaczyłam, że mój ochroniarz rozmawiał z innym stróżem. Śmieli się, żartowali, ale, kiedy ten przystojniejszy mnie zobaczył, spoważniał i patrzył przed siebie. Czyżby mój widok go ranił? Wsiadłam do samochodu sama. Nie chciałam, żeby się fatygował. W sklepie przymierzałam mnóstwo sukienek. Chciałam, żeby mi doradził, ale za każdym razem, kiedy pytałam, jak wyglądam, słyszałam 'Pięknie, panienko.', a on na mnie nawet nie spoglądał.Ostatecznie kupiłam liliową suknię bez ramiączek, sięgającą do ziemi z obszerną spódnicą. W talii przewiązana była grafitową wstążką z kokardą. Do tego dobrałam, także grafitowe, czółenka na dwunastocentymetrowym obcasie.
Wróciliśmy do domu i Aime od razu poszedł do siebie. To bolało tak, jakby wbił mi nóż w samo serce. Weszłam po schodach do pokoju i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Nawet Shad, śpiąca słodko na łóżku, nie poprawiła mi humoru.
Przyjęcie miało zacząć się o dziewiętnastej. Miałam godzinę, żeby się wyszykować. Rozebrałam się i usiadłam przy toaletce. Upięłam włosy w luźny kok i nałożyłam na twarz dosyć mocny makijaż. Włożyłam suknię i przez przypadek spojrzałam na swoje plecy. Znaczyła je siatka blizn, większych i mniejszych. Góra od sukni ich nie zakrywała, ale w tym momencie miałam to gdzieś. Wsunęłam stopy w buty i wyszłam z sypialni. Goście już się zjeżdżali. Nagle poczułam, że ktoś stoi za mną, a to znaczyło, że widzi blizny. Odwróciłam się gwałtownie. Za mną stał Aime, ale wyglądał inaczej niż zwykle. Zwykły, formalny garnitur zamienił na bardziej wyjściowy. Poza tym zamiast krawatu włożył muszkę. Zamrugał i odwrócił ode mnie wzrok. Nóż tkwiący w moim sercu się przekręcił. Sztywno podszedł do mnie i podał mi ramię. Był bardzo blisko, ale dzieliła nas jakby ściana lodu. Starał się mnie nie dotykać, albo robić to na najmniejszej powierzchni. Z trudem powstrzymywałam łzy.
Stanęliśmy wraz z babcią i witaliśmy przybyłych. Nie zapamiętałam nazwisk ani głównej księgowej, ani prezesa, ani kierownika zarządu. Nie orientowałam się, komu ściskam dłoń, kogo całuję w policzek. Wszystkie zdarzenia zlewały mi się w jedno. Nie byłam świadoma upływu czasu. Jedyne, z czego zdawałam sobie sprawę, to jego obecność. Tak okrutnie bliska. Po minutach, godzinach, latach, usiedliśmy za stołem. Jak przystało na gentelmana przesunął mi krzesło, jak siadałam, ale zrobił to bez jakichkolwiek emocji. Siedzenie tam było jak tortura. W końcu nie dałam rady. Musiałam stamtąd odejść jak najszybciej. Wstałam i powiedziałam, że muszę do toalety. Byłam w połowie drogi, kiedy poczułam, że dłużej już nie dam rady.
Oparłam się o ścianę. Nagle zabrakło mi tchu. Nie mogłam oddychać. Moje ciało przeszył niewyobrażalny ból. Plecy i żebra paliły, jakby ktoś wepchnął je w ogień. Usłyszałam sadystyczny śmiech. Przez chwilę widziałam korytarz, ale tylko przez chwilę. Już nie byłam na korytarzu w domu babci, tylko w jakimś ciasnym pomieszczeniu. Moje serce łomotało. Uderzałam w ściany i zdałam sobie sprawę, że nie stoję tylko leżę, a to pomieszczenie jest wielkości trumny. Otaczał mnie strach, mrok, ból i ten okropny śmiech. Po, jak mi się wydawało, wieczności, zobaczyłam światło. Nie zwracałam uwagi na to, że leżę na marmurowej podłodze w korytarzu i jestem bezpieczna. Zerwałam się z miejsca i zaczęłam biec. Nie ważne, gdzie, byle by uciec jak najdalej. Napędzana strachem, gnałam co sił. Po drodze zgubiłam buty, ale nie przeszkadzało mi to. Wybiegłam z domu, nie patrząc wstecz. Miałam wrażenie, że ktoś mnie goni. Na zewnątrz było potwornie zimno. Bose stopy marzły, dotykając lodowatej trawy. Mimo to, biegłam dalej. Wyleciałam poza ogrodzenie i dalej w las. Gałęzie raniły moje ciało i rozrywały suknię.Biegłam, aż opadłam z sił. Nikt mnie nie gonił. Osunęłam się na ziemię po pniu drzewa. Nie wiedziałam gdzie jestem. Nie wiedziałam, jak wrócić do domu. Moje ręce, twarz i nogi oraz stopy były poranione. Dół sukni był podarty. Było mi tak zimno. Skuliłam się w pozycji płodowej i starałam uchronić przed nadmierną utratą ciepła. Przez kilka ostatnich dni temperatury sięgały parę stopni powyżej zera, ale nie dziś. Dziś na dworze było minus sześć stopni. Jeżeli nikt mnie nie znajdzie, zamarznę. Siedziałam tak długo.
Wyszła do łazienki. A ja? Ja mam w głowie mętlik. Na pewno się wtedy nie przesłyszałem. Ona nie chce mnie znać, ale w co teraz gra. Najpierw gada takie rzeczy, a potem jest zdziwiona, że wykonuję jej, jakże uprzejmą, prośbę. Chyba nigdy nie zrozumiem kobiet. Najgorsze jest to, że muszę ją cały czas widywać, a nie mogę się do niej zbliżyć, bo tego ode mnie oczekuje. Dziwne, strasznie długo jej nie ma.
Z każdą mijającą minutą było mi coraz trudniej pozostać przytomną. Nie wiem, ile czasu minęło, zanim usłyszałam głos:
-Samanta! Samanta odezwij się! Jesteś tu?
Wołał mnie Aime, ale ja nie byłam w stanie się odezwać. Próbowałam, ale byłam zbyt słaba. Z ogromnym trudem wstałam i chwiejnie poszłam w kierunku, z którego dochodziły te głosy. Potykałam się i nie czułam swoich stóp, jednak uparcie brnęłam przed siebie. Dźwięki nawoływań oddalały się, aż ucichły całkowicie. Znowu zostałam sama w ciemności. Upadłam na ziemię po raz ostatni. Już nie byłam w stanie się podnieść. Straciłam przytomność. Nie czułam rąk, które otuliły mnie kocami i podniosły. Nie poczułam też mokrego, kociego języka, liczącego moją rękę.Obudziłam się we własnym łóżku. Nie miałam pojęcia, skąd się tu wzięłam. Obok mnie, ogrzewając mnie własnym ciałem, leżała Shadow. Wpatrywała się we mnie swoimi pięknymi oczami
-Hej, Shad. Co ja tu robię? -unosiłam rękę i pogłaskałam ją po pysku. Zobaczyłam na nich pare strupów i sporo zadrapań. Z drugą było to samo. Kocica zaczęła mnie lizać. Do moich uszu dotarło ciche chrząknięcie, dobiegające ze strony drzwi. Spojrzałam tam i zobaczyłam Aime'a. Stał niepewnie w wejściu. Nie wiedziałam czy wszedł, czy miał zamiar wyjść i prosił mnie o pozwolenie.
-Panienka się obudziła. Pozwoli panienka, że pójdę i zawiadomię jej babcię? -tylko pokiwałam głową. Nadal był dla mnie oschły. Wyszedł. Babcia wpadła do pokoju parę chwil później.
-Samanta, wystraszyłaś mnie na śmierć! Dlaczego uciekłaś do lasu w środku nocy? Szukaliśmy cię wszyscy przez cztery godziny. Odchodziłam od zmysłów. Bałam się, że cię stracę. -zamknęła mnie w uścisku. Płakała i dalej coś mówiła, ale ja już jej nie słuchałam. Nie byłam w stanie.On już nie wrócił.
![](https://img.wattpad.com/cover/97427029-288-k175523.jpg)
CZYTASZ
Oszukać przeznaczenie
RomanceSamanta Comello, wzorowa uczennica, córka najbogatszej pary w Orleanie. Nie powinna mieć na co narzekać co? Otóż nie! Życie Sam nie jest tak różowe, na jakie wygląda. Dziewczyna skrywa pewien sekret, którego nie wyjawia nawet swojemu chłopakowi. Czy...