☆Rozdział XIX♡

6 1 1
                                    

Nagle usłyszałam znajomy męski głos. Na początku słowa nie były wyraźne. Brzmiały po prostu jak bełkot. Z czasem stawały się coraz bardziej zrozumiałe. Wreszcie mogłam dokładnie usłyszeć, czego głos ode mnie chce.
-Dlaczego płaczesz? - spytał łagodnie.
-Kim jesteś i gdzie stoisz? - podniosłam się szybko w panice i przytuliłam plecami do drzewa.
-To ja, Filip. Nie widzisz mnie? - nie, nie widziałam. To było irytujące.
-Zostaw mnie w spokoju! Co ja ci takiego zrobiłam?! Miałeś zniknąć z mojego życia! Czego jeszcze chcesz?! - darłam się, stojąc w środku głuszy, jak idiotka, wciąż nie widząc adresata moich słów.
-Opanuj się trochę. Nie zauważyłaś, że spełniłem twoją prośbę? Miałem zniknąć, więc mnie nie widzisz. Ale tak naprawdę wciąż jestem przy tobie i będę już zawsze, czy tego chcesz czy nie. I nawet nie będziesz o tym wiedziała. - poczułam jakby coś ściskało mnie za ramię. Spojrzałam w tę stronę. Zobaczyłam tam jego paskudną twarz z szyderczym uśmieszkiem. Koszmarnie się bałam. Zamknęłam oczy i wrzasnęłam najgłośniej jak mogłam, odskakując w bok. Poczułam ból w głowie, żebrach i biodrze. Otworzyłam oczy i przed sobą zobaczyłam szafeczkę. Leżałam na podłodze w swoim pokoju. Shadow wylegiwała przy grzejniku i gapiła się na mnie z nietypowym dla niej zdziwieniem. Mrugnęła dwa razy, podeszła i zaczęła mnie oblizywać ze wszech stron. Wstałam, trzymając się za klatkę piersiową w obolałym miejscu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie stwierdziłam żadnych szkód spowodowanych upadkiem drzewa bądź pożarem.

To był kolejny koszmar. Nie wiem, jak długo będę je jeszcze znosiła. Na ile wystarczy mi cierpliwości? Ta niepewność, czy to jawa, czy sen, mnie dobija. Zżera mnie od środka.

Przebrałam się w jakieś sensowne ciuchy. Nie będę przecież paradować po domu pełnym facetów w samym szlafroku. Zeszłam do jadalni. Cisza jak makiem zasiał. Babci nie ma, Amandy też. Po Josefie ani śladu. Aime'a również nie mogłam znaleźć.

Zaczęłam się bać. To było podobne do tych koszmarów. Czyżby najgorszy sen stał się rzeczywistością w pewnym stopniu? Szukałam dalej. Poszłam do sypialni Aime'a, gdzie zazwyczaj go znajduję (jeżeli go oczywiście nie ma na dole). Pustka totalna. No ludzie, co to ma być? Gdzie się wszyscy podziali? Wyparowali? Zostali zamienieni w żaby? Czarna dziura ich wessała?

Usłyszałam zamykające się drzwi wejściowe. Pobiegłam do schodów na paluszkach i ostrożnie spojrzałam przez barierkę, kto wszedł. To była Amanda! Poleciałam się z nią przywitać. Zachowywałam się prawdopodobnie nieco dziwnie, ale to dlatego, że wcześniej byłam przerażona.
-Hej, Amando, jak dobrze, że przyszłaś! - rzuciłam się na nią i przytuliłam mocno. Nie zauważyłam toreb w jej rękach.
-Panienko, ja też ogromnie się cieszę, że panienkę widzę, ale ostrożnie. Mam tu dwa kilo pomidorów. - podniosła jedną z reklamówek. Wypuściłam ją z objęć.
-Po co ci aż tyle? Przyjęcie robisz? - ruszyła do kuchni.
-Nie, panienko, tyle potrzeba do wykarmienia wszystkich domowników. - odłożyła ciężary na gładki szary blat.
-Mhm... A właśnie! Nie wiesz, Amando, gdzie się wszyscy podziali? - usiadłam na czarnym krześle barowym przy wysepce.
-Jak to? Nikogo nie ma? - przystanęła i patrzyła na mnie.
-Nie, pustka jak w mojej głowie po utracie pamięci. - zaśmiałam się.
-Panienki babcia udała się pod eskortą Alexandra po guwernantkę dla panienki. - rozmawiając ze mną, rozpakowywała zakupy.
-Kogo czego co?! - podskoczyłam na krześle jak oparzona.
-Pojechała po guwernantkę. To prywatna nauczycielka. Musi się panienka dalej kształcić.
-O jejku, mam nadzieję, że nie będzie to żadna jędza. - westchnęłam. - A co z resztą? - gosposia złapała się za podbródek i popatrzyła na terakotę.
-Josef pracuje przy klombie róż po drugiej stronie podwórka. Daniel pojechał po nowy garnitur. Édouard... - myślała intensywnie. - Édouard miał kupić nowy komputer. On zna się na informatyce, więc powinien wybrać najlepszy. Ale Aime powinien być. - pstryknęła palcami.
-Sprawdzałam wszędzie i jego też nie ma. A może coś mu się stało? Amando, gdzie on może być? - załamałam ręce.
-Spokojnie, panienko. - ostatnio każdy mnie uspokajał. - Na pewno się znajdzie. Jest ochroniarzem, nawet w chwili dużego zagrożenia wie, co robić, żeby nie ucierpieć. Aczkolwiek to i tak dziwne, że go nie ma. Rano, gdy chciałam panienkę zbudzić na śniadanie, spał na fotelu w panienki pokoju. Gdy weszłam, wstał. Nie pozwolił mi panienki obudzić. Nie wiedzieć, czemu, wyglądał, jakby cierpiał. - znowu się zamyśliła.

Oszukać przeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz