/16/

10.3K 681 285
                                    

Wszyscy wyczekiwali dalszego przebiegu wydarzeń. Raffael wydawał się bardzo spokojny, wręcz obojętny chociaż kpiący uśmieszek mówił co innego. Mężczyzna obrócił się do nas wszystkich tyłem rzucając do mnie przez ramię:

- Chodź Michael, jedziemy do domu.

Pożegnałem się z przyjaciółmi i Noahem(któremu uśmiech całkowicie zszedł z twarzy), po czym ruszyłem za Raffaelem. Siedząc w samochodzie trochę się rozluźniłem. Stres dzisiejszego dnia całkowicie ze mną spłynął.

- Myślałem, że zrobisz coś Noahowi - przyznałem w końcu kiedy chłopak zaparkował na podjeździe.

- Zasłużył sobie i chciałem to zrobić, ale zrozumiałem coś i zostawiłem go w spokoju - odparł spokojnie.

- Co niby zrozumiałeś?

Nastało milczenie a żadne z nas nie ruszyło się z samochodu. Chłopak nachylił się do mnie a jego dłoń uniosła mój podbródek lekko w górę bym mógł patrzeć prosto w jego oczy. Jego usta najpierw delikatnie musnęły moje, bardzo spokojnie a wręcz prawie tego nie czułem. Następnie naparł na mnie a ja uchyliłem usta, odwzajemniając pocałunek. Język przejechał po moich ustach a druga ręka przyciągnęła mnie w pasie na siedzenie Raffy. Samochód nie był, aż tak duży żeby wygodnie w nim siedzieć w takiej pozycji ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Czułem jak jeo język penetruje moje wnętrze, a oddech nam obojgu przyspieszył.

- Tylko ja mogę to robić z tobą - odpowiedział na moje wcześniejsze pytanie przerywając tym samym pocałunek. - Noah już chyba bardziej cierpieć nie może

Uśmiechnąłem się lekko pod nosem a moje czoło oparło się o jego. Siedzieliśmy tak w ciszy każde z nas słuchając swoich oddechów. Plecy bolały mnie od niewygodnego miejsca w jakim się znajdowaliśmy lecz mimo tego się nie ruszałem. Kiedy poczułem jego usta na mojej żuchwie, przymknąłem oczy. Eh mogę mieć wyjebane, oddałem się w pełni emocją. Wsunąłem dłonie w jego włosy, jego gorący oddech muskał moją szyje. Moje palce lekko się zacisnęły kiedy czułem jak ten zasysa się na mojej szyi. Chciałem więcej, musiałem dostać więcej. Mruknąłem z przyjemności dając mu znać, że mi się to podoba chociaż on pewnie bez tego o tym wiedział. Podniecenie wywołało dreszcze na całym moim ciele, lekko żar rozchodził się po moim kręgosłupie. Nagły odgłos klaksonu spowodował, że przerażony przyczepiłem się do Raffy. Jego twarz znajdowała się na wysokości mojej klatki piersiowej. Cała atmosfera jak się pojawiła, tak znikła.

- Chodźmy do środka - mruknąłem wiercąc się lekko aby z niego zejść.

- Nie - jęknął zaciskając swoje dłonie wokół moich bioder.

- Nie chce żeby jakaś babcia w wieku osiemdziesięciu lat zapukała mi w szybie mówiąc o kulturze i bezpiecznym seksie - udało mi się w końcu wyjść z samochodu o mało nie padając tyłkiem na chodnik.

Chłopak wywrócił oczami następnie zamykając samochód. Z rozmachem otworzyłem drzwi, rzucając klucze na stoliczek. Od razu skierowałem się do kuchni chcąc zrobić sobie coś do jedzenia po ciężkim dniu w szkole. Wodząc w niej mojego i Raffy ojca wykrzyknąłem:

- Jezusie Chrystusie i wszyscy kurwa święci!

- Liczyłem na milsze powitanie - roześmiał się tata sięgając po szklankę.

- O syn mój jednak cie pilnował - dodał Sam kiedy zobaczył Raffe. - No jednak się mnie słuchasz.

- Kiedyś trzeba, w końcu w testamencie przepisujesz wszystko na mnie - chłopak wzruszył ramionami. - To co? Starzy robią obiad a młodzi idą balować?

- Chciałbyś. My idziemy się rozpakować a wy robicie żarcie - po tych słowach oboje zniknęli w salonie.

Spojrzeliśmy na siebie z Raffą, który tylko wzruszył ramionami i zaczął przeszukiwać szafki. Zacząłem obierać ziemniaki myśląc o tym co się stało. A jakby nasi ojcowie nas zauważyli jak się całujemy? Jak by zareagowali? Przecież tak niewiele brakowało a to by się stało. Czy się tego bałem? Jak cholera, chociaż Raffa wydawał się mieć wyjebane na to. Pół godziny zajęło nam przygotowanie obiadu. Wszyscy czworo siedzieliśmy przy stoliku rozmawiając na błahe temat. W tamtej chwili moje myśli się po prostu wyłączyły. Nie skupiałem się na niczym a na wszelkie pytania skromnie odpowiadałem. Sam i mój ojciec żywo dyskutowali na różne tematy ze śmiechem opowiadając o tym jak skrócił im się wyjazd. Jak widać byli zadowoleni ze szybszego powrotu do domu. Znaczyło to, że Raffa wróci do siebie. Spojrzałem spod byka na chłopaka, który tylko lekko się uśmiechnął jakby nabijając z moich myśli. Kiedy mój telefon zaczął dzwonić jakoś się ożywiłem, odbierając nieznany mi numer.

- Słucham? - odparłem wstając od stołu i kierując się po czystą szklankę. Trójka mężczyzn za mną nawet nie skomentowała mojej rozmowy a daje zajęta była sobą

- Michael Moonroe? - spytał niski damski głos, którego szczerze nie kojarzyłem. Kiedy potwierdziłem, kobieta kontynuowała - Jestem doktor Morgan Hitter i dzwonię do pana z ważną informacją. Czy jest przy panu ktoś bliski?

- Tak jest. Jaka to informacja? - spytałem tracąc powoli cierpliwość

- Bardzo mi przykro panie Moonroe ale pana matka dzisiaj rano popełniła samobójstwo w swoim mieszkaniu.

Szklanka, którą trzymałem w rękach upadła z głuchym trzaskiem rozbijając na setki kawałków. Słuchałem uspokajającego głosu lekarki w słuchawce, który w ogóle mi nie pomagał. Mój tata z Samem zaczęli żartować, że jestem niezdarny. Pożegnałem się z lekarką i rozłączyłem. Zsunąłem się po komodzie kuchennej podkulając nogi i chowając w nich głowę. Cały się trzęsłem a mój oddech był nierówny. Czułem jak obok mnie nachyla się ojciec, Raffa oraz Sam. Nie słyszałem co do mnie mówią bo łkałem. Przecież miałem do niej jechać jak wyzdrowieje, ona czekała na to. Czemu to zrobiła? Przecież miała mnie....nie ja ją zostawiłem. Wyjechałem wiedząc, że rozłąka ze mną ją boli.

- Michael co się dzieje?! - zmartwiony głos Raffaela spowodował, że uniosłem swój wzrok. Wszyscy patrzyli na mnie przerażeni nie wiedząc co się dzieje. Twarz Raffy zbladła kiedy zauważył moje łzy

- Mama - załkałem a następnie niemal rykłem. - Nie żyje...mama....nie...

Następnie poczułem ramiona ojca oplatające mnie. Szeptał jakieś uspokajające słówka. Wszystko było zamazane przez zaszklone oczy. Widziałem jak Raffa patrzy na mnie chcąc mnie przytulić jednak nie mógł. Zamknąłem oczy chcąc zniknąć. Mamo...

Leżałem w łóżku a ciemność opanowała mój pokój. Minął drugi dzień a ja dalej nic ze sobą nie zrobiłem. Po prostu leżałem. Jutro miałem jechać z ojcem ustalić wszystko z pogrzebem. Odebrałem już chyba milion telefonów z kondolencjami, którymi szczerze już rzygałem. Pukanie do drzwi zmusiło mnie do otworzenia oczu. Z nikim nie chciałem się teraz widzieć, wszystkiego miałem dość. Czemu ona do mnie nie zadzwoniła? Przecież gdyby powiedziała, że jest tak źle to na pewno bym przejechał. Może naprawdę odłożyła leki i to ją do tego skłoniło? Jak mogłem być tak nieodpowiedzialny.

- Jak się czujesz? - głos Raffy rozbrzmiał w moim pokoju następnie usiadł obok mnie na łóżku

- Wyjdź stąd - mruknąłem niewyraźnie. Byłem zmęczony ciągłym spaniem co było koszmarnym uczuciem. Do tego nie chciałem aby chłopak widział mnie w takim stanie.

- Nie - powiedział, po czym pociągnął mnie do siebie a mi zakręciło się w głowie. jego ramiona objęły mnie czule. - Nic nie jesz, cały czas tu leżysz. Michael nie możesz doprowadzać siebie do takiego stanu

- Moją matkę doprowadziłem do gorszego stanu - zawyłem chowając twarz w jego zagłębieniu ramienia. Moje ciało znowu zaczęło się trząść.

- Damy radę Michael - następnie pocałował mnie czule w czoło. - Jestem przy tobie .

My Myself & He...|| YaoiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz