Rozdział 12

319 39 16
                                    

- Gdzie on jest... - szepnęłam cicho i złapałam Aleksego za chustę od munduru. - Zostawiłeś go! - wrzasnęłam już głośniej. Chłopak zatkał mi usta, a ja nagle otworzyłam szerzej oczy.
- Spokojnie. Zastrzelił tego ruska, teraz siedzi cicho pod taką ogromną rampą. Taką do skakania. Wiesz, o którą chodzi? - spytał, a ja kiwnęłam głową.

•••

W 2035 roku, tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego, mama zabrała mnie i Tosię do hangaru. Anielka była tak mała, że skakała z mamą za rękę. Tośka natomiast przez bite dwie godziny próbowała się nauczyć salta w tył.
- Dasz radę Tosiula! - krzyknęłam. I włączywszy nagrywanie na komórce pokazałam dłonią, by zaczęła. Moja córka krzyżowa westchnęła, poprawiła kitkę i rozbiegła się.

Naskok.

Wyskok tempowy.

Rundak.

Wylądowanie na dwie nogi.

Odbicie.

Zamach tułowiem i przyciągnięcie kolan pod brodę.

Obrót.

Lądowanie.

Tosia powoli otworzyła oczy. Rozejrzała się i popatrzyła na mnie. W tym momencie nagranie się urywa. Ale jak wczoraj pamiętam jej pisk, i to jak na mnie skoczyła z radości. Przewróciła mnie wtedy. I po tym w końcu przekonała mnie, żebyśmy poszły na rampę. W końcu przegrałam zakład - teraz musiałam zjechać z rampy na deskorolce.

•••

- Tak, wiem o co ci chodzi. - w sercu odetchnęłam. Kamyk żył. Aleksy ruszył, a kiedy znikał za ścianą pomachał do mnie pośpieszając mnie.
Skręciłam za ścianą, a następnie zobaczyłam powalonego Rosjanina. Przeszłam dalej skulona za barierkami, a następnie skoczyłam w dziurę w podłodze. Zeskoczyłam na pole do jeżdżenia na hulajnodze czy na deskorolce. Przeszłam to pole garbiąc się ze strachu o to, żeby nie stracić głowy. Następnie zaczęłam iść korytarzykiem do góry. Na szczycie zamajaczył mi zielony mundur. Jeden, drugi. O, są chłopaki. Kamyk uśmiechnął się do mnie.
- Zostawiłeś go? - przedrzeźniał mnie, na co Aleksy zachichotał. Wydęłam policzki i zaplotłam ręce na piersiach.
- Spadaj ty zielony głupku. - powiedziałam i wychyliłam się. Nagle poczułam, jak ktoś pchnął mnie na wielką poduchę, która leżała przede mną. A następnie charakterystyczne "ra-ta-ta-ta-ta". Zacisnęłam oczy. No tak - staliśmy tuż na widoku, za nami była górna część rampy, tam mógł ktoś stać (i prawdopodobnie stał). Kamyk podniósł się ze mnie, a następnie rzuciliśmy się do dzikiego biegu przez poduchę. Zauważyłam, że poducha się kończy. Wraz z podłogą.
- Kamyk! - zdążyłam tylko wrzasnąć, kiedy z głośnym "uaaaaa!!!" spadliśmy za poduchę. Leżeliśmy na betonie, a zaraz na nas spadł Aleksy.

Booom! - Aua, Aleksy! - Cyk... cyk... cyk...

- Czekaj, co to za dźwięk? - zapytał plutonowy naszego plutonu. W ostatniej chwili zrobiliśmy "padnij", a sekundy potem poducha wybuchła. Cała zatrzęsłam się, a moje włosy podfrunęły w sile powiewu. No cóż, kto by przypuszczał, że parki trampolin są tak wybuchowe?
- Cali wszyscy? - zapytał się Kamyk, i zaraz dostał po głowie.
- Przymknij jadaczkę, idioto. - syknął Aleksy, a nad nami zamajaczyły dwie sylwetki.
- Oni umerli? - zapytał niski głos jednego z dwóch okupantów.
- Ya tak dymau. - powiedział drugi. Dało się słyszeć dziki rechot. - Gluppy bandity. - powiedział, na co zagotowałam się we wnętrzu jak czajnik.
- Ciii. - położył palec na ustach Kamyk. Ja zacisnęłam oczy.
- Strelyat? - zapytał się jeden po chwili, a natychmiast krew odeszła mi z twarzy. Jak będą chcieli strzelać, aby się upewnić, to po nas.
- Nee, konechno zhe umeret. - powiedział drugi, po czym dało się słyszeć kroki, jak odchodzą. Na szczęście.
Kamyk drgnął.
- Cali wszyscy? - zapytał półgłosem. Ja się podniosłam. Popatrzyłam na mojego chłopaka.
- Ja tak. - i rozejrzałam się za Aleksym. Plutonowy podniósł głowę. Był blady. - Aleksy?
Plutonowy opadł w przód, a zaraz na jego plecach dało się zobaczyć wypalony mundur, i przypalone plecy. No tak, Aleksy osłonił nas własnym ciałem.
- O rany! - zawołał Kamyk i podbiegł do przyjaciela. Głowa plutonowego opadła na prawe ramię, a Kamyk pomógł mu wstać. - Trzeba przerwać misję!
Patrzyłam zszokowana na mojego plutonowego, kiedy nasunął mi się pewien pomysł.
- Słuchaj, posłałam Rudzię po drugi odział. - popatrzyłam w górę, skąd rozległy się strzały. Zaraz nad nami pojawiły się tlenione włosy Anielki. - I chyba właśnie przybyli.
Kamyk uniósł głowę w górę i uśmiechnął się zadziornie.
- No, Tośka, grzeczna łączniczka!


Hejka, tu Lykosia!

Wiem, że jestem autorką, która związała serca Kamyka i Tosi, ale chcę poznać wasze szipy! I szczerze, jestem w team Aleksy xD

A wy? Pochwalcie się w komentarzach :)

Jak kamienie - z pamiętnika łączniczki "Tośki"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz