Rozdział 29

235 30 4
                                    

Wypadłam z pokoju jak burza gradowa i rozejrzałam się po korytarzu. Sunął nim stół operacyjny przykryty białą chustą, wystawały tylko stopki.

Bogusia biegła za tym stołem, jednak Ola wypadła z pokoju w ostatniej chwili i złapała ją w pasie i przycisnęła do siebie.
- Bogusia, uspokój się! - zawołała, kiedy stół znikał za drzwiami wiodącymi ku skrzydłu poległych. Nastolatka złożyła się w pół i zaczęła płakać.
- Ale Basia, Basia! - wolała roztrzęsionym głosem, kiedy Ola głaskała ją po włosach. Nagle z drzwi naprzeciwko wychyliły się mieszkanki zastępu "Zurima" z drużyny "Amazonki". Ola syknęła na nie, a cała piątka się schowała w pokoju z powrotem. Podeszłam do nich.
- Bogusiu, spójrz na mnie. - powiedziałam. Dziewczyna podniosła swoje dwukolorowe oczy. Westchnęłam. - Weź wdech. Uspokój się.
- Basia zmarła! - zawołała dziewczyna, lecz ją ją objęłam i szepnęłam do ucha ciche słowa.
- Wdech. Wydech. Bardzo dobrze. Uspokój się. - szeptałam, a dziewczyna opadła mi na bark. Chyba była wykończona. Puściłam ją, co zakończyło się poleceniem dziewczyny na ziemię, straceniem przytomności.
- Eee, Ola, wołaj pomoc. - jęknęłam. Trochę za dużo emocji jak dla dwunastolatki.

***

Weszłam jeszcze do pokoju po aparat fotograficzny i wychodząc zajrzałam w lustro. Chusta na miejscu. Pas też. Pagony równo. Pierścień też. Bojówki wyprasowane. Czyli jestem gotowa. Wyszłam z pokoju i weszłam w Aleksego.
- Ojejku, przepraszam, nie widziałam Cię! - zawołałam, zdając sobie sprawę, jak beznadziejnie to zabrzmiało.
- Nie no, mam metr dziewięćdziesiąt prawie, to nie dziwmy się, ciężko mnie zauważyć. - rzucił dowcipem i poklepał mnie po głowie. Miałam zaledwie metr sześćdziesiąt trzy.
- Ha, ha. Bardzo śmieszne. - rzuciłam i powędrowaliśmy ciemnym korytarzem na ognisko, na którym wszystkiego mieliśmy się dowiedzieć.

Zasiadałem typowo, koło Marcela, który nastroił skrzypce. Jego siostra siedziała z fletem i zawstydzona chowała głowę w ramionach, kuliła się.
- Zimno Ci, Gonia? - zapytał Kamyk, a dziewczyna pokiwała głową.
- Dam jej swój sweter. - powiedział nieznany nam głos i już miał jej oddać okrycie, kiedy smyczek Marcelego powędrował pod szyję nieznanego.
- Ej, Wojtek, jeszcze jeden taki numer, a będziesz miał seryjkę. - powiedział i odmaszerował go. Gosia widocznie była zawiedziona. Odchrząknęłam.
- Co to miało być? - zapytałam, ale zaraz rozległ się głos Oleńki i "Gus'a". Był on naszym komendantem.
- Dzisiejsze ognisko jest wyjątkowe. Wstańcie, uczcimy minutą ciszy Basię z Burzy. - rzucił. Wszyscy wstali. Podbródek Bogusi drżał, łzy ciekły jej po policzkach. Stała kurczowo wtulona w Agnieszkę. Staliśmy tak koło minuty, aż nie odezwał się Gus.
- A teraz szybkie informacje. Ostatnio w radio podali kolejne naloty radzieckie na Polskę. Nie odpuścili sobie nas. Niestety. - powiedział. Nastała cisza. Po jakimś czasie Aleksy zaczął grać Balladę Rajdową.
I tak się skończyło. Śpiewaliśmy do pierwszej, niesieni przez muzykę harcerską, czując Polskę w żyłach. Koło pierwszej wstałam i odprowadzona przez Kamyka położyłam się w pokoju i poszłam spać.
Olcia i Aleksy siedzieli blisko żarzących się węgielków. Blondyna ogrzewała swoje dłonie przy radosnym, czerwonym cieniu. Chłopak siedział obok z gitarą i grał to, co grał w 39 na obozie muzycznym na pianinie.
- Such a lonely day... - mruczał, a Ola patrzyła w resztki ognia, które się po trochu dusiły. - And it's mine. The most loneliest day of my life. - i nucił dalej. Struny gitary szarpał rytmicznie. Znał się na tym.
- Kochasz mnie? - spytała nagle Olcia. Aleksy trochę zbity z tropu pomyliwszy tekst piosenki odkaszlnął i przestał grać.
- Oczywiście że tak! - zawołał i pochylił się nad jej czołem. Była markotna. Postanowił zażartować. - Bardziej niż własny mundur...
Dziewczyna zaśmiała się i spojrzała na chłopaka.
- Szalony jesteś. - powiedziała prześmiewczo i cmoknęła go w nos. Jednak kiedy się cofała, chłopak wyciągnął się do niej i w rezultacie położyli się na materacach słomianych i zaczęli się całować. Kiedy tylko nadarzyła się chwilka, Aleksy odsunął się od Oleńki.
- Ale jeszcze nigdy tak pięknego "munduru" jak Ty nie widziałem. - powiedział w przenośni, a następnie mrok nocy zasłonił ich ciała, gasząc podmuchem resztki ogniska...

Jak kamienie - z pamiętnika łączniczki "Tośki"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz