Rozdział 7

406 46 7
                                    



Słyszałam jak moje serce wali. Koło mnie Rudzia wychyliła głowę zza barykady. W tym momencie seria z karabinu ścięła zupełnie miejsce, gdzie owa głowa była. Jednak Rudzia była szybsza. Schowała łepek.
- Oszalałaś! – szepnęła głośniej Myszka, a ja zatkałam jej usta.
- Mysia, cicho bądź! – zawołałam. Byłyśmy w beznadziejnej sytuacji.

W tym momencie dowództwo nagle ucichło. Dwa tygodnie temu dotarła depesza z Berlina, że Niemcy podnoszą białą flagę – nie dadzą nam pomocy. A komendant Maciej razem z innymi ważnymi osobistościami z Szarych Szeregów przestali się odzywać.

Hanka odwróciła się, a jej ciemne oczy pokazywały gniew.
- Kurde, możecie się przymknąć laski? – spytała, a następnia seria wydała charakterystyczny odgłos "ra-ta-ta-ta-ta". Hania wcisnęła się w nas, a następnie poprawiła swój długi warkocz. – TERAZ!
Krzyknęła, a cztery postacie w mundurach wybiegły na ulicę. Jednak po chwili dało się słyszeć huk.
Dym śmignął mi przed twarzą. Poczułam kawałki szkła wbijające mi się w twarz, a następnie siła wybuchu wrzuciła mnie znowu do bramy, z której wybiegałyśmy. Rudzia i Myszka również wpadły do bramy. Hanki – nie było.
- Hanka? – zawołałam. Krew zalała mi twarz. Otarłam ją rękawem wyjmując przy tym jeden z większych kawałków szkła. – Hania?!
Nagle mój wzrok zahaczył się o wschodnią ścianę budynku. Torba Hani wisiała na kawałku cegły, a jej ciemny, brązowy warkocz był przyszpilony do ściany. Zebrało mi się do płaczu. Hania była rozerwana na strzępy. Jeden z większych czołgów wystrzelił trafiając prosto w nią.
Myszka nagle rzuciła się do biegu przez barykadę. Wybiegła przede mnie i przed Rudzię, minęła górę z worków z piachem, a następnie wpadła do sąsiedniej bramy. Seria z karabinu uniosła kurz. Teraz miałam szansę.
Wybiegłam z bramy w stronę wschodniej bramy. Hanka, ciężko ranna, wgnieciona w ścianę, poruszyła się. Dobiegłszy do niej złapałam ją za rękę.
- Tośka, biegnij... - szepnęła, ale bordowy płyn wypełnił jej usta odcinając jej dopływ powietrza.
- Hanka, daj list! – zawołałam, a dłoń dziewczyny wysunęła wskazujący palec i wskazała na torbę.
- Tam.
- Hania, kocham cię. – rzuciłam szybko i pocałowałam ją w zakurzone czoło.
- Tośka! – wydała z siebie ostatni krzyk, a ja poczułam, jak ona odpycha mnie na ziemię. Kolejna kula z czołgu wbiła się w Hanię. Tym razem dziewczyna zniknęła pod gruzem. Zszokowana wstałam i rzuciłam się do biegu w stronę barykady. Moja siostra, Rudzia, czekała dalej w bramie dygocąc ze strachu.
- Rudzia, teraz! – krzyknęłam, a ośmioletnia blondynka wybiegła z bramy.
Wpadłyśmy we trzy do bramy budynku naprzeciwko, w momencie, kiedy cała ulica zaczęła dygotać. Czołg ruszył. Trzeba było uciekać.
Mamy misję – naszym zadaniem jest dobiec do traktu lubelskiego. Musimy znaleźć dom numer dwa i wrzucić tam koperty. Wtedy Poczta Polowa z terenu Powiśla przejmie to i przerzuci dalej.
Moje myśli cofnęły się do Hanki, która zginęła. Zatrzęsłam się, ale biegłam dalej. Zbiegłam do piwnicy i dziurami wybitymi przez mojego chłopaka, Kamyka, oraz paru innych harcerzy jak "Aleksy", "Petroniusz", "Adaś" i "Zagłoba", a następnie zaczęłyśmy szalony wyścig z czasem przez zatęchłe, spleśniałe piwnice.

•••

Wypadłyśmy na Panny Wodnej. Była to jedna z szerszych ulic w Radości. I, o ironio, było tu radośnie. Ogromna grupa ludzi szła za małym pojazdem opancerzonym radośnie pokrzykując i wychwalając Polskę.
- Polska Walcząca, ojczyzna zwyciężająca! – krzyknął jakiś starszy człowiek. Rudzia zatrzymała się.
- Rudzia, biegnij, nie mamy czasu. Ostatnie przecznice! – zawołałam i ruszyłyśmy w tym kierunku, co szedł orszak. Myszka ruszyła przodem, ja za nią. Nagle Myszka odwróciła się, żeby nas popędzić. Zbladła.
- A gdzie Rudzia? – spytała zszokowana. Odwróciłam się. Nie było mojej siostry.
- Rudzia! – zawołałam, ale gwar orszaku mnie zagłuszał. Myszka wybiegła przede mnie, a następnie zaczęłyśmy biec w przeciwnym kierunku, oddalając się od "pancernika". Orszak oddalał się, coraz mniejsza liczba osób chodziła po ulicach.
- Anielka! – zawołała Myszka. Moje przerażenie sięgało zenitu. Nagle zobaczyłam Anielkę schowaną w bramie, przytulającą się do starszej kobiety. – Niela!
Dało się słyszeć wybuch. Podmuch wiatru wyrzucił mnie z bramy i rzucił na chodnik nieopodal. Podniosłam się. Anielka została w bramie. Odetchnęłam. I w tym momencie spadł na mnie but.
But, oraz stopa właściciela buta spadły mi prosto na głowę. Popatrzywszy na urwaną kończynę wrzasnęłam. Następnie zobaczyłam jak koło mnie spadają inne nogi, ręce, dłonie, kości, tkanki. Potem poczułam coś mokrego na ramionach.
Krwawy deszcz zaczął padać kropelka po kropelce. Po chwili miałam zakrwawione całe barki, włosy, twarz oraz uda od wierzchu. Poderwałam się i wpadłam do bramy.
Ludzkie ciało przestało spadać z nieba, ale krew nadal padała. Zaczęłam wrzeszczeć próbując otrzepać się ze szczątek. Po chwili pojawiła się też Myszka, która była cała zapłakana. Dygotała z przerażenia.

Jak kamienie - z pamiętnika łączniczki "Tośki"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz