Szlam w szeregu koło wszystkich jednostek GROMu, jakie wyszły z budynku. Było nas chyba sześćset osób. Olcia manewrowała swoimi młokosami, ja natomiast szlam razem z "Wojtkiem" tu wymarszu z jednostki.
Sprawy potoczyły się szybko. Praktycznie pięć minut po przeczytaniu listu i oddaniu go, nastąpił alarm mobilizacji. Wszyscy wyszli na dziedziniec. Mieliśmy maszerować ku ratuszowi Wawra. Tam mieściło się dowództwo. Chcieliśmy po prostu wysadzić budynek.Skuliłam się za jedną z przecznic. Ogromne wojsko czekało za ścianami budynków, a Rosjanie niczego się nie domyślali. Nagle ten przeraźliwy gwizdek. Przenikliwy. I krzyk. I wycie syren. Aleksy złapał mnie nagle za dłoń.
- Wiedz, że możemy się nigdy więcej nie zobaczyć. - szepnął. - I dlatego wiedz, że Cię bardzo cenię. Bardzo. Kocham Cię, Tośka. - powiedział. W ustach mi zaschło, wszystko na raz ucichło. Próbując przetrawić usłyszane słowa odwróciłam wzrok ku Aleksemu, który znikał w tłumie. Nagle podniósł się głos.
- Do ataku! Za Polskę! - dało się słyszeć krzyk jednego z dzieciaków z batalionu "Monte Casino". Zaraz za jednym głosem poniósł się cały pogrom, ryk sześciuset głosów, który wstrząsnął Międzylesiem. I wtedy poczułam na sobie dłoń Rozpylacza.
- Tośka, dołem! - wrzasnął i wciągnął mnie do małego domku. Zbiegliśmy do piwnicy i przelecieliśmy przez dziury wybite przez powstańców prowadzące kolejno przez każdy budynek. Znaleźliśmy się w ratuszu. Dosłownie minęły sekundy, zanim z bezpiecznego miejsca przenieśliśmy się na teren naszego wroga.
- Ja biorę trzecie piętro. Pamiętaj, bierz żywcem, oni się przydadzą bardziej niż trupy. - rzucił i wypadł zza rogu ku schodom, których półpiętro znikało z mojego wzroku tuż za ścianą. Wzięłam wdech. Słuchać było pierwsze trzaski i huk karabinów. Zdecydowałam, że wezmę jednego jeńca i przebiegnę szybko do wyjścia wyprowadzając go przez drzwi frontowe. Wzięłam rozbieg. I wypadłam jak piorun, nagle, złapałam jednego z młodszych Rosjan i powaliwszy go na ziemię związałam ręce na plecach. Mężczyzna wyrywał się, ale zmusiłem go do marszu przed siebie. Nie oponował. Szedł grzecznie. Podeszłam do frontowych drzwi, kiedy nagle dotarło do mnie, jaką głupotę zrobiłam.
Rosjanin odchylił nagle głowę do tylu i rąbnął mnie z całej siły w nos. Krzyknęłam, puściłam go i złapawszy się za bolącą cześć ciała zaczęłam iść do tyłu. Mężczyzna rozwiązał węzeł i nacisnął guzik przy wyjściu. Naraz przodem weszło trzech zbrojonych i zaczęło się po mnie schylać. Wiedziałam, że zaraz skończę źle. Jedyne co mi przyszło do głowy, to krzyk.
- POMOCY! - wrzasnęłam przerażona, kiedy wielkie łapsko złapało mnie z prawej strony pod ramię. - POMOCY, AAAAA! - wrzeszczałam, kiedy druga wielka dłoń chwyciła mnie pod lewą rękę.
- Molchat'! - zawołał chłopak po lewej stronie i uderzył mnie z całej siły w kość policzkową z pieści. Krzyknęłam.
- POMOCY! - i zaraz poczułam jeszcze jedną fangę, tym razem znowu na nosie. Teraz już płakałam.
- Vy ne ponimayete? Molchat'! - wrzasnął i przyłożył mi po raz kolejny. Wtedy mężczyzna po prawej zatrzymał się.
- Eto devushka. Ne udarli yeye. - powiedział. Odetchnęłam z ulgą, wiedziałam, że zaczął mnie bronić. Jednak zaraz po schodach zszedł ten, którego chciałam pojmać. Stanął na wyrost mnie. Chłopaki podciągnęli mnie do pionu. Uśmiechnął się podle. Podszedł i spoliczkował. Zrobił to mocno, bardzo mocno. Usta wypełniły się metalicznym płynem.
- Na co czekasz? - spytałam. - Bij mnie. O to chodzi? - spytałam stanowczo, na co on się zdenerwował. Uderzył mnie prosto w pęcherz. Krzyknęłam. Ucieszyło go to. Uderzył znowu. Ból był bardzo silny, przyćmiewał wzrok.
- Nadal Ci tak wesoło panienko? - i po tych słowach rzucił parę słów po rosyjsku. Zrozumiałam tylko jedno słowo. "Pojmać".
I oto przez własną głupotę zostałam pojmana.
CZYTASZ
Jak kamienie - z pamiętnika łączniczki "Tośki"
AdventureKażdy z nas zaczynał tak jak oni. Złożeniem przysięgi harcerskiej. Przy płomieniu, z trzema palcami wyciągniętymi do flagi. Mówiąc słowa przysięgi. Drżącym głosem... Mari była spokojną dziewczyną, trzymała się ze swoją młodszą przyjaciółką, Tośką...