Rozdział 16

238 35 11
                                    

Zesztywniałam w rękach Kamyka.
- Puszczaj mnie! - wrzasnęłam i chciałam się wyrwać, ale on mnie trzymał cały czas przy sobie. - Marcel, oszalałeś?
- Ale ty jesteś głupia. - powiedział w momencie, kiedy moja siostra wrzeszczała w niebogłosy moje imię.
- Słucham? - zamarłam i spojrzałam w jego oczy. Jego błękitne tęczówki szkliły się teraz pełne nienawiści.
- Jesteś głupia. - powtórzył. Moja siostra zaczęła wrzeszczeć jeszcze bardziej rozpaczliwie, a zaraz dało się słyszeć rownież i wrzask Śpiocha.
- Kamyk, o co ci chodzi? - spytałam niedowierzając. Jego usta uniosły się w delikatnym uśmiechu.
- Po co to wszystko, co? I tak Polska nie wygra. Lepiej stanąć w szeregach Rosjan. - powiedział, a mi zaschło w ustach. Na chwile zapadła cicha przerywana wrzaskiem dziewcząt. W końcu jednak oprzytomniałam i korzystając z chwili spokoju wyrwałam się nagle z objęć Kamyka.
- Marcel, przejrzyj na oczy! - wrzasnęłam. - Co brałeś, przyznawaj się! - chłopak wybuchł śmiechem. Jego prawa ręka powędrowała nad lewą kieszeń. Złapał za krzyż. Czy on... - Nie, Marcel! - materiał rozdarł się, a krzyż został wyrwany z munduru. Nastolatek wybuchł śmiechem.
- Bo co? - spytał. Zapadła cisza. Tym razem zupełna cisza. Bez wrzasków dziewcząt. Patrzyłam mu chwilkę jeszcze w oczy, po czym nagle spięłam się jak pantera i przeskoczyłem koło niego w drzwiach, wypadłam z mieszkania i zaczęłam biec w dół kamienicy po klatce schodowej. Za sobą słyszałam śmiech.
- To samobójstwo! - krzyknął za mną Kamyk. Jednak ja dobiegłam do punktu, gdzie zostawiłam dziewczyny. I zastałam tam przerażający widok.

Obie dziewczyny wisiały pod sufitem zawieszone za ręce. Obie były tylko nieprzytomne. Skóra ze stóp Anielki była cała zdjęta, natomiast Śpioch miała zerwaną skórę z dłoni. Obie miały rozbite głowy. Zamarłam. W głowie szalały mi wszystkie czarne myśli.
- Nie, nie, nie... - szeptałam. Podeszłam do mojej siostry i odcięłam sznur, na którym była zawieszona. Wzięłam ją na ręce i wyniosłam ją przed blok. Podbiegłam do Rosomaka i włożyłam ją do niego. Od razu wychyliła się Kara.
- O Jezu, co jej się stało? - spytała, ale ja nie miałam siły odpowiadać. - A Śpioch?
- Czekaj. - rzuciłam tylko. Wróciłam się jeszcze po tą dwunastolatkę i rownież ją wniosłam do Rośka.
- A Kamyk? - spytała po raz ostatni. Ja popatrzyłam smutno.
- Wracamy na Gocław. Musimy porozmawiać z Aleksym. - powiedziałam chłodno i skuliłam się w kłębek. Kara popatrzyła na mnie pytająco, ale przekręciwszy wajchę ruszyła pojazdem z miejsca.
Nie docierało do mnie to, co się stało. W głowie brzęczał mi tylko głos Kamyka powtarzającego "jesteś głupia, jesteś głupia". Chciałam wrzeszczeć, ale... wiem, że to by nie pomogło.
- Na Gocławiu będziemy za pół godziny. Szykuj się. - powiedziała Kara, a ja tylko mruknęłam. Chciałam utonąć w ramionach Aleksego.

Przypomniało mi się pierwsze spotkanie z Aleksym. Chłopak był strasznie utalentowany muzycznie, grał na fortepianie coś bardzo ślicznego, radosnego. Pamietam, jak Moni i Adam tańczyli do tego walca. A obok stał Marcel i grał na skrzypcach. I była jeszcze siostra Marcelego grająca na flecie poprzecznym. Pamietam, jak strasznie im zazdrościłam, tego zgranego trio, tego, że Aleksy nie dość, że gra tak pięknie, to i miał bardzo ładny głos. Chwilkę potem z Chopinowskich utworów przeszedł na typowo pop'owe i pamiętał jak grał coś z dosyć dawna... piosenka Lonely Day w jego wykonaniu w rezultacie położyła mnie na kanapie i skłoniła do przemyśleń... Potem nie widzieliśmy się przez około dwa lata. Aż do teraz.
- Tośka, jesteśmy! - zawołała Kara i wyrwała mnie z zamyślenia. "W końcu" pomyślałam i wyszłam przez właz Rośka.
Teraz miałam tylko jeden cel. Aleksy.

Jak kamienie - z pamiętnika łączniczki "Tośki"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz