Podpierając się na kulach weszłam na czwarte piętro mojego bloku.
- Tu pani mieszka? - spytała się dziewczyna. Kiwnęłam głową.
- Tu mieszka też... - zaczęłam, ale drzwi domu numer czterdzieści dwa otworzyły się. Aleksy wypchnął za drzwi wózek dziecięcy, w którym siedziała ich najstarsza córka, pięcioletnia Kaja. Sam na rękach trzymał trzyletniego Antka, a zaraz za nimi pojawiła się Oleńka z półroczną Marceliną w nosidle na brzuchu. - ...rodzina Aleksego i Oli.
- Fajnie macie. - rzuciła dziewczynka i doszła do ostatniego domu, numer czterdzieści dziewięć. Kamyk podszedł i otworzył drzwi. Zaprosiłam dziecko do salonu.
Mój mąż podał kawę w kubkach oraz herbatę dla dziewczynki.
- Jaka jest wojna? - spytała. Podniosłam oczy. Nastolatka była jeszcze młoda, nawet bardzo. Była w wieku Myszki, kiedy wybuchło powstanie.
- Wojna to rzecz straszna. - rzuciłam i zamieszkałam w kubku. - Coś, o czym trudno opowiadać.
- Jak... jak przeżyć takie coś? - spytała po chwili ciszy dziewczyna.
- Ufaj. - powiedziałam. Potem popatrzyłam na Kamyka. - I kochaj drugiego człowieka. - nastała znowu cisza. Dziewczyna podniosła w końcu wzrok znad kubka.
- Ma pani zdjęcia?
Podskoczyłam do szafki i wróciłam z albumem kolorowych zdjęć. Rozłożyłam je na stole i uśmiechnęłam się.
- To jest zdjęcie mojego plutonu, w pierwszy dzień powstania. - powiedziałam. Szereg uśmiechniętych osób patrzył w obiektyw. Brunetka wzięła w ręce jednak inne zdjęcie. Zdjęcie dwóch bliźniaczek.
- Kto to? Są identyczne. - zauważyła, a ja uśmiechnęłam się.
- Ta po twojej prawej to Basia. Zmarła po powstaniu, w czasie stanu wojennego.
- A ta druga?
- Ta druga to Bogusia. Teraz jest projektantką i szyje ubrania. - rzuciłam niby od niechcenia i upiłam łyk gorzkiego napoju. Dziecko oglądało chwilkę jeszcze zdjęcia. W końcu pokazało palcem na Rozpylacza i Karę.
- A ci?
- To są moi przyjaciele. Teraz są małżeństwem, urodziły im się bliźniaczki, nazwali je właśnie Bogusia i Basia. - powiedziałam. Kamyk jeszcze dodał.
- Oboje mieszkają w centrum Warszawy. - i zamilkł ponownie.I praktycznie całe popołudnie minęło nam na oglądaniu zdjęć. Koło dziewiętnastej w końcu dziewczyna podniosła wzrok.
Był smutny.
- Wie pani, że zbliżamy się do kolejnej wojny...? - zadała ciche pytanie.
- Lepiej nawet nie wspominać. - rzucił szeptem Marcel. - Marzenia się spełniają, ja marzyłem o tym, żeby chodzić w mundurze wojskowym... niepotrzebnie. - dodał i zamilkł. Ja westchnęłam.
- Ja myśleć o tym nie będę, chociaż gdybym musiała znowu stać w szeregach ojczystych, to powstałabym, założyłabym mundur i wypięła dumnie pierś ukazując mój krzyż harcerski. Zrobiłabym to, ale tym razem nie tylko dla Tosi, ale i dla Hanki, Myszki, Macieja... - rzuciłam i postawiłam kubek.
- Ja bym chciała walczyć, ale bałabym się, że zginę... - szepnęła dziewczyna i odgarnęła swoje ciemne włosy z czoła, odsłaniając jasnoniebieskie oczy.
Zamyśliłam się. I nagle przyszedł mi ciekawy pomysł do głowy.
- A powiedz mi kochanie, jak masz na imię? Bo chyba się jeszcze nie przedstawiałaś... - dziewczyna uniosła wzrok.
- Nadzieja. - na mojej twarzy zawitał uśmiech.
- Wiesz co...?
- No, słucham.
- Pamiętaj. Nadzieja... zawsze umiera ostatnia. - na twarzy nastolatki zawitał szeroki uśmiech...--------------------------------->
Witajcie drodzy czytelnicy!
W ten oto sposób odbiegliśmy do końca mojej książki. Bardzo się cieszę, że byliście ze mną do końca, mam nadzieję, że powieść war-fiction przypadła wam do gustu :)
Czuwajcie w uśmiechu!
Mira "Lykosia" ;)
CZYTASZ
Jak kamienie - z pamiętnika łączniczki "Tośki"
AdventureKażdy z nas zaczynał tak jak oni. Złożeniem przysięgi harcerskiej. Przy płomieniu, z trzema palcami wyciągniętymi do flagi. Mówiąc słowa przysięgi. Drżącym głosem... Mari była spokojną dziewczyną, trzymała się ze swoją młodszą przyjaciółką, Tośką...