Niesamowity huk rozniósł całą okolicę. Jak tylko weszłam do koparki i dotknęłam pierwszej wajchy, to łyżka zamieszczona na przedzie głośno gruchnęła o chodnik. Przeklęłam.
- Cholera jasna. - natychmiast podniosłam wajchę i maszyna ruszyła do przodu. Jednak łyżka była nadal opuszczona. Miliony iskier wylatywało spod ustrojstwa walniętego na bruk. Warknęłam na pojazd i nacisnęłam guzik, który rzucił mi się w oczy. Łyżka uniosła się lekko i głośno kłapnęła. Zamknęła się, a następnie podniosła do góry. - O, w końcu współpracujesz? - rzuciłam do maszyny od niechcenia i wrzuciłam pełny gaz. - Czas jechać po Karę.
Koparka jechała na pełnej mocy, kiedy dało się usłyszeć rumor koło mnie. Wojsko ruskie zaczęło wrzeszczeć i strzelać do mnie z karabinów. Szyba gruchnęła, ale nie pokruszyła się. Skuliłam się za siedzeniem i podjechałam do wnęki, gdzie Aleksy, Rozpylacz i Kara się kryli.
- Aleksy, wsiadaj! Ja wrzucę Karę do łyżki. - zarządził Rozpylacz i wziął dziewczynę na ręce. Ja nacisnęłam ten sam guzik, który wcisnęłam wcześniej. Łyżka już mniej entuzjastycznie opadła i rozczuliła się.
- Kara, trzymaj się i uważaj, bo zamknę łyżkę! - zawołałam, i nagle poczułam ucisk na ramieniu i nerwowy głos Aleksego.
- TOŚKA, GONIĄ NAS! - w tym momencie włosy stanęły mi dęba.Nie wiem czemu, ale przypomniała mi się chwalebna gra terenowa, która odbyła się na moim czwartym obozie harcerskim. Szlam razem z chłopakami z Sokoła, którzy w kółko z czegoś się śmiali. I do teraz pamietam, jak nagle dało się słyszeć warkot auta komendanta obozu, i wrzask "GONIĄ NAS!". Oj, tego nie da się zapomnieć...
- TOSIA, JEDŹ! - zawołał Rozpylacz, który znalazł się na siedzeniu obok Aleksego. Podskoczyłam na siedzeniu i ruszyłam. Jeszcze tylko nacisnąć guzik...
- Ostrzelają nas! - wrzasnęła Kara z łyżki. Moja ręka odruchowo cofnęła się od guzika, a dziewczyna wrzasnęła. - Szybko, teraz!!!
- Już! - krzyknęłam i zaczęłam zamykać łyżkę, kiedy nagle zauważyłam, że po naszych bokach jadą po dwa auta policji rosyjskiej. - Nosz kurna...
- Tosia, szybciej! - krzyknął Rozpylacz. Jeden z wojskowych rosyjskich nagle otworzył drzwi do radiowozu. Zaczął coś wyciągać.
- To jest abordaż! - zawołał Aleksy.
- To nie są czasy Kolumba! - krzyknęłam do niego i nerwowo skręciłam kierownicą.
- I co z tego?! - wrzasnął chłopak, a jego donośny krzyk był umilony odgłosem trzaskających drzwi radiowozu.
- To, że mnie rozpraszasz! - wrzasnęłam. I w tym momencie nastąpił kulminacyjny wrzask Rozpylacza.
- ZERWANA LINIA WYSOKIEGO NAPIĘCIA!!! - i cała nasza trójka zaczęła wrzeszczeć i histeryzować. W tym całym stresie skręciłam energicznie kierownicą w lewo, odbijając jeden z radiowozów w bok, a ten wjechawszy w linię wysokiego napięcia odfrunął na niej jak na smyczy i rąbnąwszy w ścianę zapłonął. Następnie majestatycznie opadł na ziemię, stojąc nadal w płomieniach.
- Osz ty, Tośka. Nieźle. - szepnął Aleksy, kiedy przestał zasłaniać sobie oczy rękoma.
- Kobieta umie zrobić szach mat. - rzuciłam znudzona i skręciłam w cichszą już uliczkę. Dwieście metrów dalej stała baza Gromu.
Zatrzymałam maszynę i wyskoczyłam z niej jako ostatnia. Kara już była na rękach Rozpylacza, a cała nasza czwórka zgromadziła się teraz na linii brzegu lasu. Spojrzeliśmy wgłąb.
- Gotowi? - spytał szeptem Aleksy.
- Zmuszeni... - jęknęła Kara. Cała nasza czwórka zanurzyła się w las...
CZYTASZ
Jak kamienie - z pamiętnika łączniczki "Tośki"
AdventureKażdy z nas zaczynał tak jak oni. Złożeniem przysięgi harcerskiej. Przy płomieniu, z trzema palcami wyciągniętymi do flagi. Mówiąc słowa przysięgi. Drżącym głosem... Mari była spokojną dziewczyną, trzymała się ze swoją młodszą przyjaciółką, Tośką...