Rozdział 13

276 37 1
                                    

- Siema ślamazary! - zawołała Rudzia, a zza niej nagle wyskoczyły dwa pęki sznurów i zsunęły się do nas. - Łapcie się! - zakrzyknęła, a jej główka zniknęła. Nad nami rozlegały się strzały oraz huki. Co jakiś czas dało się usłyszeć głośne "HURRAA!" albo inne zawołanie.
- Kamyk, idziesz? - zapytałam oplatając dłonie w sznurze. Kamyk poprawił Aleksego na plecach.
- A co z naszym plutonowym? - spytał, a zaraz znad naszych głów powoli zaczęły się spuszczać nosze na czterech linach. - Aha, kłopot z głowy.
Weszłam na poziom podłogi. Pierwsze, co uderzyło w oczy, to była ogromna wyrwa w miejscu, gdzie znajdowała się wcześniej poducha. Puch był dosłownie wszędzie. Dalej, z rampy osunęli się dwaj rosyjscy żołnierze. Zaraz potem poczułam, jak ziemia pod moimi stopami wibruje. Rozejrzałam się. Dwa sąsiednie plutony właśnie oswobodziły dowództwo, kiedy czterdziestu Rosjan wybiegło z małej dziury w podłodze. Już wiedziałam, że będzie to katastrofa, kiedy kolejny batalion natarł na nich. Poczułam dłoń Kamyka w pasie.
- Kamyk, czujesz to pod stopami? - zapytałam go, kiedy nagle wschodnia ściana runęła pod ciężarem dwóch pojazdów opancerzonych.
- To polskie Rosomaki, Rośki! - zawołała jedna z sanitariuszek, która akurat opatrywała skręcony nadgarstek Kamyka. Popatrzyłam tam. Pojazdy wjechały tak daleko, jak mogły, a następnie wysiedli z nich kolejni powstańcy Faleniccy. Rosjanie unieśli ręce w górę.
- Budynek jest nasz! - zawołał jeden z powstańców, jego jasne włosy kręciły się pod rogatywką. Również musiał być harcerzem. Rosjanie pochyleni do przodu i prowadzeni przez polaków stawiali opór, ale w końcu każdy został zakuty w kajdanki. Pojazdy obróciły się o trzysta sześćdziesiąt stopni, a następnie wysunęły się trochę. Okazało się, że za nimi stały dwa TIR-y specjalnie dla pojmanych. Poczułam, jak sanitariuszki dotykają mnie po kostkach. Popatrzyłam tam. Rzeczywiście były poobcierane, do krwi. Podniosłam głowę.
Ujrzałam, jak blond powstaniec idzie w naszą stronę. Wzdrygnęłam się. Kto to jest?
- Czuwajcie, odważni! - zawołał, a my mu odkrzyknęliśmy "czuwaj". - Co was tu sprowadziło, waszą trójkę i to niewinne dzieciątko? - zapytał, a zza niego wyszła Anielcia.
- To jest Jacek "Rozpylacz". - powiedziała. Chłopak zdjął rogatywkę i się ukłonił.
- Ano, miło mi. - powiedział i wziąwszy moją dłoń ucałował ją. Następnie podał rękę Kamykowi. Uśmiechnęli się do siebie serdecznie. Anielcia trzymała się kurczowo jego nogawki.
- To małe dzieciątko to moja siostra. - powiedziałam, a potem uśmiechnęłam się. - Jestem Tośka. Miło mi cię poznać. Ona was tu sprowadziła? - zapytałam, a Rozpylacz westchnął rozmarzony.
- Ona i drugi mały szkrab. Ale ta druga jest chyba w jednym z rosomaków. - powiedział Jacek i pokazał rogatywką na pancerniki. Zerwałam się do biegu. Czy to mogła być Myszka? Przecież kazałam jej zostać! Emocje skakały we mnie. Stanęłam w połowie drogi do nich. Zawirowało mi przed oczami i troszkę mną rzuciło na prawo. Upadłam i złapałam się za głowę. Usłyszałam za sobą głos Kamyka. Kazał mi pozostać na miejscu, ale ja jednak się poderwałam i chciałam biec dalej. Dobiegłam do jednego z dwóch rosomaków. Stanęłam koło niego, a zaraz przed oczami pokazała mi się na oko trzynastoletnia dziewczynka z włosami ciemnymi blond. Miała zielone oczy. Stanęła na przeciw mnie i skrzywiła się.
- Wszystko okej? - zapytała.
- Ty biegłaś z Rudzią? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Tak. Ej, wszystko gra? - zapytała ponownie, ale ja upadłam, a świat nade mną zniknął.

Jak kamienie - z pamiętnika łączniczki "Tośki"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz