Uwaga!
Chciałabym wam obwieścić,że jeżeli mi się uda,to będą jeszcze tylko dwa rozdziały i epilog.Moja wena jakby wróciła.Myślę,że zakończenie będzie bardzo dorosłe,że tak to ujmę😈rozdział pisany na telefonię,wszelkie błędy które tu będą,braki liter, złe u,ż,ł i końcówki jak np.zapiast ą będzie om są celowe c'nie?😂
-Mary!-zawołała profesor do władczyni ziemi z siódmego roku-Zabież wszystkich,którzy nie chcą walczyć i osoby od 1 do 4 roku tunelem do miasta!Z tamtąt natychmiast macie przejechać do azylu!Hazel!-zawołała do władczyni wiatru z tego samego roku-wyślij wiatrem widomość do każdego rodzica,wyjaśnij co się dzieje i poproś o pomoc.-Tak jest!
-Charlie!Wydaj oręż!
-Wszyscy za mną!-wykrzyczałem.
W połowie drogi do katakumb coś mi się przypomniało.Alex.Została w pokoju i o niczym nie wie.
-Luke!Zaprowadź ich i wydaj broń!Muszę wrucić!
-Co?!Ale Charlie,gdzie ty biegniesz?!-wydarł się za mną.
Jednak ja nic na to nie odpowiedziałem.Wdarli się na łąkę.Biegnąc nie zwrazałem na nic uwagi.Na schodach skakałem po trzy stopnie,a na zakrętach niemal nie wyrabiałem.Gdy dotarłem do drzwi prowadzących do skrzydła wody,które były zamknięte niewiele myśląc spaliłem je.Biegłem.Brakowało mi tlenu w płucach,ale biegłem.
-Alex!-siedziała w pokoju patrząc przerażona za okno-szybko!Zaatakowali nas!Przepraszam,kuźwa,tak bardzo przepraszam,ta kłutnia to moja wina,debil,ze mnie-podeszłem do niej ciągnąć się za włosy.
-Ch-charlie-wyszlochała wtulając się we mnie-ja też przepraszam...musimy im pomuc!
-Nie Alex!Jesteś tu od niedawna,nie mogę pozwolić by coś ci się stało-nie czekając na jej odpowieć pocałowałem ją.
-Muszę wam pomuc-wyszeptała,a ja otarłem jej łzy.
Wyjżałem przez okno,i zobaczyłem zaciętą walkę,wtem ujżałem coś nadzwyczajnego.
-C-co to Charlie?-zapytała stojąca obok mnie dziewczyna.
-Patroni.Wyjaśnie ci w drodze,a teraz choć!
Biegnąc przez szkolne korytarze zacząłem opowiadać.-Każdy,żywioł ma swojego patrona!-skręciliśmy w prawo-Jest to zwierze,naturalnie żyjące w danym akfenie związanym z żywiołem!Nie mają zmiennej formy!-zbiegliśmy po schodach-Tylko ich uczniowie,którzy swoją drogą nie zostali wybrani od ponad 200 lat, mogą się z nimi porozumiewać!
Tak naprawdę żywioły wzieły się właśnie od nich!Nie są w sumie żyjącymi stworznieami-przerwałem aby,złapać oddech i otworzyć drzwi,mogłem je wyważyć kopnięciem,było by szybciej,ale cóż,ostatnio wymienialiśmy zawiasy-To duchy!Martwe dusze,które w męczarniach zginęły w danym żywiole poświęcając się dla czegoś lub kogoś!-wybiegliśmy na pole bitwy.Alex p.o.v
Wszędzie obezwładniający chaos.W moich uszach słychać było tylko piski,i chuki,widziałam leżacych ludzi i nie wiedziałam czy w ich płucach jest jeszcze oddech,czy stracili go,a on nigdy nie powróci.Mrożący krew w żyłach pisk.Zagapiłam się na moich znajomych,byli w zbrojach,trzymali tarcze i miecze wykute z czarnego onyksu z których raz za razem wydobywał się ogień,woda,trąby powietrzne czy za jego ruchem leciała warstwa ziemi,nie bali się również ciąć ostrzem przeciwnika.Na tważach wielu widziałam zacięcie,zmęczenie,strach bądź słone łzy,usta zatrwałych w boju zdawyały się szeptać imiona utraconych,choć w okół i tak było jedno.Ten przerażający pisk.Przenikał przez skóre do moich kości,wracając ze zdwojoną siłą do uszu.Przez rozkopaną i spaloną ziemię biegli przeciwnicy,niekiedy ślizgali się po taflach lody stworzonych przez magów wody.Wtedy zauważyłam przewodników.Wielkie zwierzęta.
Kret,inny niż wszystkie,bo ten z pewnością nie był ślepy.Chyba że te,żażące się złotem oczy były dla ozdoby,nie był on rywnież małym uroczym szkodnikiem rozkopującym ogródki.Był on wielkości autobusu.
Walczył ramię w ramię z orłem wielkości domu dwu piętrowego ze strychem.Spojrzałam na Charliego.Pisk,który pomału zdawał się przejmować kontrole nad moim umysłem i ciałem ustał,zaguszony ciszą.Nie słyszałam krzyków,chluśnięć wody,udeżania metalu o metal.Całość przysłoniła mgła,zostawiający tylko niewyraźny zarys chłopaka.Przez ciszę przebijało się jedynie zdawkowane bicie mego serca,które z czasem zdawało się zatrzymywać swój rytm,przerywając rytunę toczenia krwi do moich barządów.W tych momętach tylko szum krwi w uszach zdawał się mówić iż posoka nie wypłynęła jeszcze z mojego ciała przez śmiertelny cios zadany przez przeciwnika.Wtem sercę wznawiało wydawankie przekonującego mnie o ciągłym życiu bicia.Z każdą chwiłą tętno przyspieszało,by znów ustać.Dźwięk i szum krwi w uszach zataczały swe nie wyznaczone dokładnie koło dopuki nie zostały zagłuszone przez dźwięk mego imienia wypowiadanego przez osobę której przecież nie nawidziłam,jak to możliwe,że przez kilka lekcji zdołałam go polubić?Może byłam zbyt naiwna?Może nie powinnam?
Przerwałam rozmyślenia i znów zaczęłam przyglądać się jego twarzy.Usta poruszały się,a oczy patrzyły w moje,z troską i przestrachem,patrzył na mnie łagonie po czym uśmiechną się delikatnie po czym powiedział
-Kocham Cię Alex-znów dźwięk bicia mojego serca,które biło niemożliwie szybko,jakby odliczało milisekundy do detonacji najważniejszegi mięśnia,może było to bicie dwóch serc,splatających swoją melodie w obietnice,obietnice miłości-Uciekaj skarbie-znów na mnie spojżał, a to co wyczytałam w jego oczach utrzymało mnie w moim przekonaniu.
-Nie-odpowiedziałam.Już postanowiłam,albo zginiemy oboje,albo nie zginie żadne z nas-Nie-powturzyłam po czym znów spojrzałam na toczącą się walkę.
Cisza ustała.Dźwięki wojny wróciły w tym krzyki rannych,ale pisk zdawał się zginąć już dawno,zostawijąc spokuj i chcęć pomsty.
CZYTASZ
Szkoła Żywiołów
RandomNiegdyś byłam normalną dziewczyną,prowadziłam dość monotonne życie w Denwer i cóż,lubiłam je.Kochany chłopak,wierni znajomi,wyrozumiali rodzice. Czy to wszystko mósiało się tak szybko rozpaść?Dlaczego do zniszczenia tego starczyła jedna tylko osoba...