Rozdział VI

553 26 1
                                    


                                                              „Kontrakt"

Po 5 godzinach bezustannej jazdy byłam jeszcze bardziej zmęczona, głodna, spragniona i odczuwałam przemożną potrzebę skorzystania z toalety. Do tego mój towarzysz nie odzywał się do mnie ani jednym słowem. Albo pogłaśniał radio, albo rozmawiał dłuższą chwilę, jak zrozumiałam ze swoim kolegą. Miałam już dość. Nie przywykłam do takiej atmosfery. Kiedy wybierałyśmy się w dalszą lub nawet bliższą drogę z dziewczynami w samochodzie był taki gwar jak na targowisku.

Zaczęłam głośno wzdychać, co jakiś czas ukradkiem spoglądając na Aleksa, z nadzieją że wymuszę na nim jakąkolwiek reakcję.

Kiedy zrobiłam to po raz setny, chłopak zacisnął mocniej dłonie na kierownicy i spojrzał na mnie.

-Denerwujesz mnie – odparł, na co ja parsknęłam śmiechem. Jeszcze raz na mnie spojrzał, tym razem jak na niezrównoważoną psychicznie.

-Ty mnie też – odparłam – przez kilka godzin w ogóle się nie zatrzymałeś. Zwariuje tutaj z tej nudy.

-Słuchaj... nie mam czasu na bezsensowne postoje – odparł – szybciej tam zajedziemy, szybciej wrócimy.

-Będziemy tam o 3 rano! Będzie jeszcze ciemno. Co będziesz robił o tej porze?

-To nie ja chciałem jechać o 19!

-A ja chciałam?! Nie dałeś mi dojść do słowa jak dzwoniłam żeby to ustalić. Sam zadecydowałeś!

W samochodzie zapadła cisza. Kiedy Aleks spojrzał na mnie wściekle odwróciłam się do niego plecami i w niewygodnej pozycji ułożyłam na fotelu.

Nie zamierzałam prosić tego buca żeby zjechał na najbliższą stację benzynową tylko po to abym skorzystała z toalety. Trudno. Zostały jeszcze 3 godziny drogi. Postanowiłam nie myśleć o mojej ewidentnej potrzebie i wsłuchałam się w jakąś nieznaną mi polską piosenkę jaka leciała właśnie w radiu.

***

Inga zmierzała właśnie do pubu „Studnia", najpopularniejszego miejsca w Gorzowie, jak niegdyś określiła to miejsce Anka, żeby właśnie spotkać się z przyjaciółką która miała jej do powiedzenia jakąś niesamowicie ważną sprawę.

Muzykę i głośne krzyki słyszała już kilkanaście metrów przed budynkiem. Kiedy pojawiła się przed wejściem, wielki facet w ubraniu ochroniarza poprosił o okazanie dowodu i po chwili otworzył drzwi wpuszczając ją do środka.

Tak jak na sobotni wieczór przystało miejsce to pękało w szwach od stłoczonego w nim tłumu.

Przez chwilę dziewczyna żałowała że nie ma z nią Lili. Ona, równie jak przyjaciółka nie przepadała za takimi miejscami, więc brakowało jej niemałego wsparcia ze strony dziewczyny. Myśląc o przyjaciółce zastanawiała się jak mija jej podróż i czy dogadała się jakoś z tym architektem.

Nagle przy barze ujrzała Ankę, rozmawiającą już z barmanem i wybuchając śmiechem przy każdej okazji jaką dawał jej do tego chłopak.

-Cześć!- krzyknęła wprost do jej ucha. Dziewczyna obróciła się na krześle z szerokim uśmiechem.

-Inga! Jak dobrze że jesteś. Siadaj. Mam super wiadomość – odparła. Zamówiła takiego samego drinka i postawiła przed przyjaciółką.

-Nie mogłyśmy załatwić tego w innym miejscu? – powiedziała cicho, aby przyjaciółka nie usłyszała. Nie czuła się dobrze w tym miejscu, ale z Anką nie wygrałaby sporu o wybór miejsca.

Górski domekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz