Rozdział I

1.5K 47 3
                                    


                 Ciotka Leokadia wręczając mi mapkę i tłumacząc jak dojechać do swojego starego, urokliwego domku w Zakopanem nie była do końca świadoma, że ten urokliwy domek jest kompletną ruiną, a dojazd do niego jest raczej pieszą wycieczką po nierównym terenie.

Siostra mojego dziadka wyjechała stąd zaraz po wojnie. Wtedy domek był naprawdę imponujący. Biała balustrada, z wykutymi koniczynkami co kilkanaście centymetrów od siebie, okrągłe duże schody. Brązowe okiennice, masywne drzwi i pełno zieleni wokół.

Teraz kiedy porównywałam to zdjęcie z budowlą stojącą naprzeciwko nie wierzyłam że to ten sam dom, ta sama zieleń i te same niesamowite schody. Wszystko było popękane, okiennice wisiały na zardzewiałych zawiasach, aż strach było podejść bliżej, żeby bardziej ich nie naruszyć i żeby nie spadły z hukiem na wykruszony beton.

Mimo wyglądu zewnętrznego, który intrygował a zarazem odstraszał, miałam ogromną ochotę zajrzeć do środka. Z samego opisu ciotki zrozumiałam, że dom był przestronny i jasny, o czym mogły świadczyć duże okna z każdej strony domu.

Kiedy powolnym krokiem podeszłam do drzwi i zajrzałam przez wybitą klepkę, zadzwonił mój telefon sprawiając, że podskoczyłam raptownie.

-Halo? – odparłam schodząc po schodach i ruszając wokół budynku.

-Liliano Blak! Gdzie Ty się podziewasz? – moja przyjaciółka, Anka
z jawnym wyrzutem zadała pytanie, po czym ucichła czekając na moją reakcję.

-Cześć Aniu. Przez cały tydzień mówiłam Ci, że wyjeżdżam do Zakopanego  z misją daną mi przez ciotkę Leokadię.

-I co?

-Dom wygląda jakby zaraz miał się zawalić, ciotka widocznie nie pomyślała że przez 70 lat budynek nie będzie się nadawał do zamieszkania. Najprościej byłoby, gdyby sprzedała to wszystko - Odparłam przypatrując się wielkiemu ogrodowi, a raczej miejscu, które pewnie było ogrodem...

Wokoło było pełno drzew nieogrodzonych żadnym płotem, większą część porastały krzewy i wszystkiego rodzaju chwasty.

-Myślałam że sobie odpuścisz. To dziwne że tak nagle powiedziała Ci o tym domku. Co sobie myślała? Że dom będzie czekał na nią a ona w wieku 85 lat zamieszka sobie w nim z powrotem i będzie żyła szczęśliwie... bo długo to jej chyba nie zostało?

-Anka zamknij się – zaśmiałam się  – mimo swojego wieku ciotka jest w wyjątkowo dobrej formie. I nie zdziwiłabym się,gdyby nagle zechciała tutaj wrócić. Swoją drogą troszkę się nie dziwię, to całkiem ładne miejsce. Mimo wojny musiała tutaj przeżyć miłe chwile skoro tyle lat pamiętała jak tutaj dotrzeć.

-Tylko się nie zakochaj – odparła – i wracaj do Gorzowa. Inga się denerwuje,że nie zdążysz i same będziemy musiały jechać na sobotnie wyprzedaże.

Inga była trzecią z naszej paczki. Przyjaźniłyśmy się od samych wczesnych lat podstawówki, razem spędzałyśmy wakacje, sylwestra, urodziny i wypady na wszelkie wyprzedaże jakie tylko Inka znalazła w informacjach dotycząca naszych centrum handlowych.

-W sobotę dotrę do Was później. Mam dwie klientki w salonie, a do trzeciej jadę do domu. Okres ślubny uważam za otwarty.

Od trzech lat pracowałam jako makijażystka w salonie prowadzonym przez Sabinkę. Kobieta była już po czterdziestce, z makijażem nie miała nic wspólnego, ale jak twierdziła miała za dużo wolnego czasu i poprosiła swojego wyjątkowo nadzianego męża aby stworzył jej miejsce w którym sama by się doskonale odnalazła. I odnalazła się. Razem z fryzjerką Beatą i manikiurzystką Karoliną, codziennie przekonywałyśmy się że, że Sabinka jest stworzona do... rządzenia innymi osobami.

Górski domekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz