***
***
Shailene
Budzę się, kiedy na dworze zapada zmrok. Spałam zdecydowanie za długo, więc siadam powoli na łóżku i nagle przypominam sobie, co stało się kilka godzin temu. Do moich oczu natychmiast napływają łzy.
Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, co czuł Theo, kiedy dowiedział się, że jego malutki synek nie żyje. Na jego miejscu kompletnie bym się załamała i chyba umarła z żalu.
Przypominam sobie małego Chrisa, jak przez krótki czas się nim zajmowałam. Był taki kochany, śliczny, przypominał mi Theo, był do niego taki podobny...
A teraz już go nie ma. Był na naszym świecie tylko sześć krótkich tygodni, dlaczego Bóg musiał zabrać do siebie tego małego aniołka?
Drzwi do sypialni otwierają się i wchodzi Liam.
- Och, Shai - wzdycha, kiedy widzi, że płaczę. Podchodzi do mnie i siada obok, obejmując mnie i całując w czoło. - Ciiii, nie płacz już, kochanie.
- Theo jeszcze jest? - Pytam, ocierając łzy rękawem.
- Nie, poszedł zaraz po tym jak cię zaniosłem tutaj - marszczy czoło. - Skarbie, wiem, że to dla ciebie trudne i przykre, ale musisz pomyśleć o naszej córce, nie możesz się tak denerwować i przejmować.
- Staram się, ale nie mogę w to uwierzyć - łkam. - Biedny Theo! Jak pomyślę, co on musiał czuć... To straszne - kładę dłoń na swoim brzuchu, a Kalea kopie mnie delikatnie. Strata dziecka to najgorsza tragedia. Nie potrafię sobie tego wyobrazić i nie chcę.
- Tak, też mi go żal - odpowiada Liam.
- Gdybym nie wyjechała, może Chris nadal by żył?
- Shai, Theo potraktował cię okropnie, miałaś prawo wyjechać. Pamiętasz? Wybrał Ruth. Nie ciebie - zauważa dobitnie Liam.
Pamiętam aż za dobrze. To było dwa lata temu, ale czuję się tak, jakby to było wczoraj. Theo postanowił wrócić do Ruth, odrzucił mnie. Ja zajmowałam się Chrisem, a on ją pieprzył... Kręcę głową, pragnąc wyrzucić z głowy ten obraz.
- Zrobiłaś to, co uważałaś za słuszne. Shai, podjęłaś najlepszą decyzję. Gdybyś tego nie zrobiła to nigdy bym cię nie poznał, nie czekalibyśmy teraz na nasze pierwsze dziecko.
Kiwam głową, ale po chwili znowu robię się smutna.
- Ona go zabiła. Zabiła swojego synka. Jak można zabić własne dziecko? Jakim potworem trzeba być, żeby to zrobić? - Ponownie wybucham płaczem. Sama niedługo zostanę matką i nie umiem sobie wyobrazić, że mogłabym skrzywdzić moją kochaną córeczkę.
- Nie wiem, Shai. Nie mam pojęcia, to chore. Nie wiem jak on mógł z nią żyć pod jednym dachem, z tego co mówiłaś, mógł wcześniej przewidzieć jak to się skończy - Liam kręci głową, a ja wtulam się w niego jeszcze bardziej.
- Kocham cię, Liam - mówię, a on uśmiecha się do mnie i łączy nasze usta w słodkim pocałunku.
- Ja ciebie też, kochanie. Ciebie i Kaleę. Nie mogę się już doczekać, kiedy nasza córeczka pojawi się na świecie. Będziemy prawdziwą rodziną.
Uśmiecham się na tę myśl. Liam jest taki dobry i kochany, nie ma bardziej troskliwego mężczyzny na świecie. Jestem ogromną szczęściarą, bo mam go przy sobie. Bardzo go kocham i nie wyobrażam sobie teraz życia bez niego.
- Jak się czuje nasza córeczka? - Pyta Liam, schylając się. Pociąga moją bluzkę i całuje mój brzuszek, masując go. - Cześć serduszko, tu twój tatuś. Kocham cię bardzo, bardzo, bardzo!
- My też kochamy tatusia, prawda skarbie? - Uśmiecham się, a Kalea kopie dokładnie tam, gdzie znajduje się dłoń Liama.
- Okej, chodźmy do kuchni, przygotowałem obiad. Na pewno umierasz z głodu - mówi Liam, wstając. Podaje mi rękę, którą chwytam.
- Oj, tak. A co zrobiłeś?
- Twoją ulubioną sałatkę.
- Ojjj, dziękuję - całuję go w usta.
- Dla ciebie wszystko, Shai - Liam uśmiecha się do mnie.
CDN.
Dobranoc 😇
CZYTASZ
WHO OWNS MY HEART (SHEO STORY) [2]
FanfictionOpowiadanie jest drugą częścią „Wish you were here". Miłego czytania :)