13.

508 49 118
                                    



***

***

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

***

Shailene

Wieczorem siedzimy przy stole w jadalni i jemy kolację, na którą składa się sałatka warzywna.

- Rany, to jest takie dobre - mówi Liam. - Nie wiem jak ludzie mogą się opychać mięsem. Przecież te zwierzęta też chciały żyć, a nie skończyć w żołądkach ludzi. A tutaj proszę, można sobie zjeść pyszną sałatkę, zdrową przede wszystkim i pełną witamin.

Mam ochotę na pizzę. Okropną ochotę na pizzę. W tej chwili mogłabym zabić za choćby jeden kawałek. Ogólnie staram się odżywiać zdrowo, ale jestem w ciąży i moje dziecko chyba też ma dosyć ciągłego jedzenia zielska, którym raczy nas Liam.

Oooch, pizza. Czekolada. Lody. Cheetosy.

Nie ma szans, Kalea, myślę ze smutkiem. Musimy zjeść to żarcie dla królika.

- To było naprawdę wyśmienite - Liam podnosi się i bierze do ręki pusty talerz. Patrzy na moją niedojedzoną sałatkę ze zmarszczonym czołem. - A tobie nie smakuje?

- Smakuje, oczywiście - kłamię. - Ale jakoś nie jestem głodna. Przepraszam - oddaję mu swój talerz.

NIECH MI KTOŚ DA PIZZĘ, BŁAGAM.

Liam znika w kuchni, żeby zmyć naczynia, a ja wzdycham i zastanawiam się, czy nie mam przypadkiem czegoś słodkiego. Ale Liam robił zakupy, więc jedyne co znajdę to pewnie suszone owoce. Ble.

Liam wraca i wygląda przez okno.

- Idealne warunki pogodowe - cmoka z aprobatą.

- Noo - odpowiadam, słuchając go jednym uchem, a drugim wypuszczając to, co powiedział.

- Duży wiatr oznacza świetne fale.

Nie odpowiadam, bo w tej chwili nie interesują mnie ani fale, ani wiatr, ani pogoda. Jestem strasznie głodna.

- Hmm, miałabyś coś przeciwko, jeśli poszedłbym teraz trochę posurfować? - Pyta Liam. - Wiesz, takie fale to mogą się nie trafić tak szybko.

- Jasne - uśmiecham się. Jak pójdzie to zacznę szukać czegoś niezdrowego, ale pewnie nic nie znajdę. Ech.

Liam zabiera deskę i wychodzi. Siadam na kanapie w salonie, gdy słyszę dzwonek do drzwi. Marszczę brwi, bo nikogo się nie spodziewam, ale podchodzę do nich i je otwieram.

- Witam, mam przesyłkę dla Shailene Woodley - mówi jakiś facet z firmy kurierskiej.

- Witam, to ja - odpowiadam zdziwiona. Nic nie zamawiałam.

Kurier wręcza mi ogromny bukiet róż, następnie przynosi misia i po chwili wraca z wielkim kartonem. Pomaga mi wnieść go do salonu. Co to ma wszystko znaczyć? Podpisuję odbiór, po czym kurier żegna się i wychodzi. Najpierw wstawiam kwiaty do wazonu, a później zabieram się za otwieranie paczki.

W środku jest masażer do pleców, do stóp, dużo małych ubranek, w kolorze niebieskim, białym i żółtym, ogromne pudełko czekoladek, kilka książek i płyt.

Zaczynam szukać jakiejś wskazówki, od kogo dostałam taki prezent i w końcu znajduję bilecik przy bukiecie róż.

Kocham cię, Shai,
twój Theo.

Moje oczy wypełniają się łzami wzruszenia. On tak bardzo się postarał, kupił prezenty dla mnie i Kalei. To takie słodkie i urocze, że o nas tak zadbał. Idę po telefon i wybieram numer Theo. Odbiera po kilku sygnałach.

- Cześć, Shai - wita się.

- Theo, dziękuję - szlocham do słuchawki. Cholerne hormony.

- Ojej, nie chciałem, żebyś płakała - odpowiada zaniepokojony.

- To ze wzruszenia - tłumaczę. - Tak bardzo się postarałeś, naprawdę nie musiałeś.

- Chciałem ci tylko umilić dzień, kochana. Jak się czujesz?

- No cóż, szczerze mówiąc, w tej chwili jestem okropnie głodna - uśmiecham się.

- Och. Może zabiorę cię na pizzę?

- W tej chwili oddałabym za nią życie!

- No to co, podjechać po ciebie?

- Jeśli to nie byłby problem...

- Będę za pół godziny. Do zobaczenia, Shai.

- Do zobaczenia, Theo.

Rozłączam się i odkładam telefon. Zaczynam sprzątać opakowanie po prezencie, misia i sprzęt zanoszę do sypialni, a kwiaty stawiam na stole w salonie. Czekoladki chowam w miejscu, gdzie mam nadzieję, że Liam ich nie znajdzie.

Zostawiam mu kartkę, w której wyjaśniam, gdzie pojechałam, chociaż i tak wiem, że surfowanie pewnie zajmie mu kilka godzin i zdążę wrócić przed nim. Idę się jeszcze przebrać, żeby nie iść w dresie. Wybieram wygodną sukienkę w niebieskim kolorze i kremowy sweter. Następnie schodzę do salonu i czekam na Theo.

CDN.

PolandJa świetne 😂 Chociaż nie jest to typowa komedia, bo między śmiesznymi wątkami przeplatają się ludzkie dramaty... 😏

I na umilanie, zostawiam zdjęcie Luke'a Mittchela, czyli naszego Liama 💕🌚🌝

I na umilanie, zostawiam zdjęcie Luke'a Mittchela, czyli naszego Liama 💕🌚🌝

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Dobranoc ❤️✌🏽️

WHO OWNS MY HEART (SHEO STORY) [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz