Rozdział 8

989 74 6
                                    

Kilka dni później znowu udałam się do tej kawiarni. Tym razem Justin tam był. W środku skakałam z radości, ale nie chciałam go od razu nachodzić. Siadłam w kącie i zamówiłam swoją ulubioną zieloną herbatę. Słuchałam, jak śpiewa. Był w tym naprawdę dobry, mogłabym słuchać go godzinami. 

Po którejś z kolei piosence i skończonej herbacie, wreszcie do niego podeszłam.

- Może w końcu ze mną porozmawiasz? - zapytałam, unosząc brew. Justin spojrzał na mnie zaskoczony, ale po chwili wrócił do neutralnego wyrazu twarzy.

- Nie mam o czym.

- Słucham? - prychnęłam. - Właśnie, że masz. Mam wiele pytań, na które mógłbyś odpowiedzieć.

- Mógłbym, ale tego nie zrobię. - Wzruszył ramionami. Spojrzał na zegarek, po czym posłał porozumiewawcze spojrzenie do kelnera, a po chwili ludzie zaczęli opuszczać kawiarnię.

- Co cię boli, że jesteś takim dupkiem? - warknęłam. Denerwowało mnie, jak zachowywał się w stosunku do mnie.

- Ty. Nie słyszałaś? Jest przerwa, musisz stąd wyjść. - Wskazał na drzwi, a ja się rozejrzałam po lokalu. Faktycznie, w środku nie było już nikogo oprócz nas i kelnera. Nawet nie zauważyłam, kiedy to się stało.

- Nie wyjdę, póki ze mną nie porozmawiasz.

- Cholera, Corinna, nie bądź wrzodem - tym razem on warknął i złapał mnie za nadgarstek, żeby wyprowadzić z lokalu, ale mu się wyrwałam. Zauważyłam, jak do kawiarni wchodziło kilku facetów. Byli naprawdę wielcy i ubrani na czarno. Wyglądali dokładnie tak samo, a twarzy spod ciemnych okularów nie potrafiłam dojrzeć. Byli bardzo tajemniczy i...straszni. Poczułam, jak ciarki przeleciały mi po plecach. - Kurwa.

Spojrzałam zdezorientowana na Justina. O co w tym wszystkim chodziło?

- Wyjazd, już. - Tym razem się nie cackał i mocno mnie złapał, ciągnąc w kierunku wyjścia. Kazałam mu puścić, bo przecież sama umiem trafić do drzwi. Tak zrobił, po czym ruszył do tamtych facetów. Szłam w kierunku wyjścia, ale w ostatniej chwili skręciłam w stronę łazienek. Oddzielała je wielka ściana, przez co nie mogli mnie zobaczyć. Uklękłam, opierając się o nią plecami i zaczęłam podsłuchiwać.

- Zostało coś? - Usłyszałam niski, męski głos.

- Nie, wszystko poszło - odpowiedział mu Justin. 

- Doskonale.

Rozbrzmiało huknięcie. Rzucił coś na stół. Za bardzo bałam się wysunąć głowę, więc jedynie mogłam się domyślać.

- Umawialiśmy się na więcej - warknął szatyn. Tu z pewnością chodziło o pieniądze. Czy to był jakiś gang narkotykowy? Czy Justin dla nich pracował? Błagam, żeby nie. To przecież nie mógłby być mój Justin...

- Jutro upchniesz to - kolejny huk - i dostaniesz dwa razy tyle.

- A jakaś działka dla mnie?

Pozostali mężczyźni się zaśmiali, a ja tylko mogłam sobie wyobrazić, jak Justin zacisnął szczękę, jak to miał zawsze w zwyczaju, gdy się denerwował.

- Nie radziłbym ci tego brać, Bieber. Lepiej zadowól się tym, co już masz.

- Jakieś nowe?

- Lepsze od wszystkich. Nie dadzą ci spokoju, będą błagać o więcej.

Już nie miałam żadnych wątpliwości. Justin dilował dla jakiegoś gangu. W co on, do cholery jasnej, się wpakował?

Ostrożnie odsunęłam się od ściany i praktycznie czołgając się po ziemi, podeszłam do drzwi wyjściowych. Zaczęłam je delikatnie otwierać, ale wydały z siebie głośne skrzypnięcie. Cholera. Nie pozostało mi nic innego, jak szybko się podnieść i uciec. Tak zrobiłam, a za sobą słyszałam tylko krzyk: ,,Kurwa mać, miałeś zadbać, żeby nikogo tu nie było podczas posiedzeń!"

C&J: Run away [ZAKOŃCZONE] 2/3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz