Rozdział 16

910 78 7
                                    

Obudziłam się. Otworzyłam leniwie oczy, ale szybko je zamknęłam przez rażące mnie światło. Przewróciłam się na drugi bok, by leżeć plecami do okna i wtedy mogłam zobaczyć jasne pomieszczenie, które w żadnym stopniu nie przypominało mojego mieszkania. Chciałam szybko zerwać się z łóżka, ale uniemożliwił mi to ból głowy i kroplówka, która wraz z wenflonem tkwiła w mojej ręce. Byłam w szpitalu?

Próbowałam sobie przypomnieć wcześniejsze wydarzenia. Dopiero teraz zauważyłam Justina, którego głowa spoczywała na materacu, a reszta ciała siedziała na drewnianym krześle.

- Justin - powiedziałam, lekko trzęsąc jego ramieniem. Szybko się podniósł i spojrzał na mnie zmęczonym, ale radosnym wzrokiem.

- Już nie śpisz? - zapytał, a ja pokręciłam głową. - Jak się czujesz?

- Bywało lepiej. - Cicho westchnęłam. - Byłeś tutaj całą noc?

- Nie zostawiłbym cię samej. - Uśmiechnął się, co odwzajemniłam. Chłopak się przeciągnął, znacznie przy tym krzywiąc. Pewnie bolały go plecy, nic dziwnego po takiej nocy. Przesunęłam się na drugi koniec łóżka, zachęcając go, by położył się obok.

- Jest w porządku.

- Justin - powiedziałam twardo, patrząc na niego spojrzeniem, któremu nie mógł odmówić. - Wiem, że jest ci niewygodnie.

Nie musiałam więcej go namawiać, szybko znalazł się obok mnie. Trochę niepewnie, ale objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w jego ciało. Czułam się tak bezpiecznie i...tak dziwnie.

Zachowywaliśmy się, jakby te 5 lat nigdy nie minęło, jakby te wydarzenia we Francji nigdy nie zaistniały. No właśnie, co się wydarzyło w Paryżu?

- Justin, gdzie jesteśmy i co się stało? - zapytałam. Uniosłam się wraz z jego klatką piersiową, która mocno się podniosła przez głęboki oddech, który zaczerpnął.

- Jesteśmy w Australii, Corinna - odpowiedział, a ja zamarłam. - Ile pamiętasz ze wczorajszych wydarzeń?

- Wróciłam do domu, spotkałam się z Fanny, wpadłyśmy na ciebie, kiedy szłyśmy do pracy. W drodze do redakcji napadli nas. Faceci ubrani na czarno mnie zabrali i... - Zaczęłam płakać przez wspomnienia, które powracały. To potwory, nie ludzie. Nie rozumiem, jak można tak się znęcać nad drugim człowiekiem, robić tyle krzywdy...

- Shhh, skarbie. - Justin mocniej mnie do siebie przytulił. Głaskał mnie po plecach i co chwilę wargami muskał moją skroń. - Uciekliśmy. Nie pozwolę nikomu więcej cię skrzywdzić. Nigdy.

- A co jeśli nas tu znajdą? Świat jest mały, sam wiesz...

- Już więcej go nie zobaczą, zgniją za kratami. Dopilnowaliśmy tego z Simonem. - Uniosłam głowę, żeby na niego spojrzeć. Justin wytarł moje łzy i się do mnie uśmiechnął. - Och, a świat jest wielki, Corinna, może pora zacząć wierzyć w przeznaczenie.


***


Oglądaliśmy szpitalną telewizję, kiedy zaczęły się wiadomości. Na ekranie zobaczyliśmy twarz Vipera.

- Policji udało się złapać działający przez lata gang narkotykowy. Bandyci pozbyli życia wielu ludzi, w szczególności nastolatków. Byli bardzo niebezpieczni, a przez długi czas wszystko uchodziło im na sucho. Dzięki anonimowej wiadomości, policji udało się ich dopaść. Rozprawa jest w trakcie. Przewidujemy karę dożywotniego pozbawienia wolności. Dziękujemy temu, kto uratował nasze dzieci. - mówiła prezenterka. Spojrzałam na Justina, a on na mnie. Uśmiechnęliśmy się szeroko do siebie.

- Mówiłem ci, kochanie - powiedział, a ja go pocałowałam. Zaskoczona swoim zachowaniem szybko się cofnęłam, ale szatyn dłońmi objął moją twarz i ponownie złączył nasze usta.

C&J: Run away [ZAKOŃCZONE] 2/3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz