Obudziłam się w wygodnym łóżku. Chwilę leżałam, zanim leniwie przetarłam oczy i w końcu je otworzyłam. To, co zobaczyłam, wcale nie było moją sypialnią. Szybko podniosłam się do pozycji siedzącej. Powoli przypominały się wydarzenia z wczoraj.
Do pokoju wszedł Justin. W dłoniach trzymał tackę z jedzeniem.
- Już nie śpisz? - zapytał całkowicie retorycznie. Nic nie odpowiedziałam. Patrzyłam, jak kładzie posiłek przede mną i uśmiechając się delikatnie, życzy mi smacznego.
Zerknęłam na jajecznicę z grzankami, a mój brzuch momentalnie się odezwał. Szatyn cicho zachichotał, a ja skarciłam go wzrokiem.
- No już - odezwał się, łapiąc za widelec, na który nabrał trochę jajecznicy i przysunął mi do ust - Otwieraj buzię.
- Justin... - jęknęłam, ale widząc jego wzrok, ten wzrok, który nigdy nie przyjmuje odmowy, w końcu otworzyłam usta.
I tak nakarmił mnie śniadaniem. Czułam się przy tym, jak za dawnych czasów, kiedy naszym największym problemem była jedynka z matmy.
Mój dobry nastrój przerwał telefon chłopaka. Na wyświetlaczu zobaczyłam przychodzące połączenie od ,,Viper''. To mi przypomniało, co tak właściwie tutaj robię i gdzie powinnam być - u mnie w redakcji pisząc kolejny artykuł.
Justin mnie przeprosił i wyszedł z pokoju odebrać telefon. Cicho podeszłam do drzwi, żeby podsłuchać rozmowę.
- Halo?...Musiałem wyjechać...Zniknęła?...Skąd mam wiedzieć, gdzie jest?...Co ty pieprzysz?...Niby czemu miałbym jej pomagać?...Zabawne. - Tutaj prychnął. - Mam kilka spraw do załatwienia, niedługo przyjadę.
Usłyszałam zbliżające się kroki chłopaka, więc szybko wróciłam na poprzednie miejsce.
- Wiem, że podsłuchiwałaś - powiedział, kiedy znalazł się z powrotem w pokoju. Zmarszczyłam brwi, udając, że nie wiem, o co mu chodzi. - Daj spokój, znam cię, Corinna.
- A ja myślałam, że znam ciebie...
- Muszę pojechać na kilka godzin, ale ty tutaj zostajesz - oznajmił, kompletnie ignorując moje poprzednie słowa. Parsknęłam, ale po chwili w mojej głowie zaświtał pewien plan.
- Pod warunkiem, że przywieziesz mi słodycze.
Justin się zaśmiał, ale obiecał, że tak zrobi. Chwilę potem już go nie było, a ja? Ja nie miałam zamiaru tutaj zostawać ani chwili dłużej.
Wyszłam z domku i moje poszukiwania zasięgu się rozpoczęły. Tym razem było jasno i całkiem szybko doszłam do głównej drogi. Tam zorientowałam się, w jakiej miejscowości jestem. Udało mi się złapać aż dwie kreski, więc szybko zadzwoniłam po taksówkę.
W trakcie drogi do domu ciągle dostawałam stare smsy od zmartwionej Fanny. Było ich chyba z trzydzieści i piętnaście nieodebranych połączeń. Kochana.
Kiedy znalazłam się w domu, od razu wskoczyłam do wanny i wzięłam naprawdę długą, gorącą i jakże odprężającą kąpiel.
Następnie oddzwoniłam do Fanny. Prawie krzyczała mi do słuchawki i obiecała, że będzie za pięć minut.
Nie dotrzymała słowa. Przyjechała po ośmiu.
Ledwo przekroczyła próg mojego mieszkania i już zbombardowała mnie toną pytań.
- Zwolnij - poprosiłam spokojnie, siadając na sofie. Przyjaciółka do mnie nie dołączyła, stała nade mną, sprawiając, że zaczynałam się stresować.
- Dlaczego nie odbierałaś? On ci coś zrobił? Wszystko w porządku? Jak możesz być tak spokojna, kiedy ja ledwo wyrabiam nerwowo?! - prawie krzyczała, mocno przy tym gestykulując. Wyciągnęłam do niej ręce, ale szatynka tylko spiorunowała mnie wzrokiem. - Odpowiedz mi.
- Wszystko w porządku, Fanny, przepraszam.
Dziewczyna pokręciła głową, ciężko wzdychając. Posadziła swój tyłek na kanapie, a ja ponowiłam swoją próbę. Rozwarłam ramiona, patrząc się na nią z uśmiechem na ustach.
- No chodź się przytul, wiem, że tego chcesz. - Na moje słowa zareagowała ponownym westchnięciem, ale nie protestowała, po chwili tkwiłyśmy w ciepłym uścisku.
- Jak możesz się zachowywać, jakby nic się nie stało?
- Bo nic się nie stało - oznajmiłam. To nie było żadne kłamstwo, naprawdę tak uważałam. Justin jest przewrażliwiony. Ci ludzie nic mi nie zrobią, a ja muszę dokończyć to, co zaczęłam.
CZYTASZ
C&J: Run away [ZAKOŃCZONE] 2/3
FanfictionPo latach ich drogi znowu się krzyżują. Wiele uległo zmianie od tego czasu. Czy stara miłość nie rdzewieje? Łatwo jest wpakować się w kłopoty, trudniej od nich uciec. Druga część opowiadania 'Help me, please'.