ROZDZIAŁ 4

658 53 6
                                    

Stałam nad ciałem jakieś kobiety, gdy usłyszałam syreny policyjne.
— Podnieście ręce do góry! — Ktoś rozkazał.
Spojrzałam na Jokera. Wykonał to polecenie, więc ja też powoli podniosłam ręce.

Do banku wbiegło z dziesięciu uzbrojonych policjantów. Mierzyli
w nas. Nastała przerażająca cisza. Słyszałam tylko bicie własnego serca. Nikt się nie poruszał.

Nagle Joker złapał mnie od tyłu i przystawił mi pistolet do skroni:
— Jeden krok i ją zabiję!

Przestraszeni policjanci nawet nie drgnęli. Zadziwiające. Ważne jest dla nich marne życie psychopatki? Jakie to żałosne. Zaczęłam się śmiać, a policjanci zgłupieli.

Po chwili Joker również zaczął się śmiać. Odsunął pistolet od mojej głowy, a policjanci szybko skuli nas w kajdanki. Nie przestawaliśmy się śmiać.

×+×+×+×
— Imię?
— Mad — odpowiedziałam.
— Nazwisko?
— Nie pamiętam.
— Jak to nie pamiętasz? — zdziwił się policjant.
— Tak jakoś wyszło. — Wzruszyłam ramionami.
— Co chcieliście zrobić?
— Napaść na bank? — Ten cały cyrk przestał mi się podobać. — Mogę już iść? — spytałam.
— Żartujesz?

Sam zaczął.

Nie odpowiadałam już na jego kolejne pytania. Zrezygnowany policjant wstał i wyszedł z pokoju przesłuchań. Po kilku minutach wrócił:
— Chodź! Jedziesz do nowego domu.

Spojrzałam na niego zdziwiona.
— Do Arkham Asylum — wyjaśnił.

Przydałoby się tu takie: dam, dam, dam...

Ale mój śmiech też się nada.

Witamy w domu wariatko!

×+×+×+×
Hej!
Kolejny rozdział za nami.
Dobra wiadomość: kolejne będą dłuższe. Jeżeli coś jest niezrozumiałe — śmiało pytajcie; wszystko będzie się wyjaśniać powoli i układać w całość tak jak w mojej głowie.

xoxoMadness ❤

MadnessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz