ROZDZIAŁ 16

218 21 49
                                    

Wyciągnęłam apteczkę z szafki nad zlewem. Spojrzałam w lustro, które wisiało na drzwiczkach: podpuchnięte oczy, fioletowy siniak na skroni, rozcięta warga. Obraz nędzy i rozpaczy. Cicho westchnęłam
i udałam się do swojego pokoju. Tam na moim łóżku siedziała Harley. Usiadłam naprzeciw niej i otworzyłam apteczkę.

— To się nazywa Syndrom Sztokholmski; stan psychiczny, który pojawia się u ofiar porwania lub
u zakładników, nieuzasadnione odczuwanie sympatii i solidarności
z oprawcą. Może osiągnąć taki stopień, że osoby więzione pomagają swoim prześladowcom w osiągnięciu ich celów. A z resztą, ty tu jesteś psychiatrą i powinnaś to wiedzieć — powiedziałam, przykładając okład do czoła Harley.

— Byłam — poprawiła mnie Blondyna. — Dlaczego miłość tak boli?
— Ja nie wiem, czy to miłość czy wstrząs mózgu — odparłam.
— Mady... — westchnęła Harls.
— Nie. Mów. Na. Mnie. Mady — warknęłam.

— Dobrze, ale odpowiedz mi na pytanie. Dlaczego miłość sprawia ból?
— Harley spojrzała na mnie smutnym wzrokiem.
Miłość jest bólem, to słowa mojej matki. Mówiła tak, aby zaretuszować zachowanie ojca.
— Nie miałaś łatwo w dzieciństwie, prawda?
— Łał. Jak na to wpadłaś? Dedukcja Sherlocka Holmesa? — zapytałam sarkastycznie.

— Mad, odpowiesz mi o sobie? Jaka byłaś kiedyś? Wiodłaś normalne życie? I jak ty w ogóle masz na imię? — zapytała nieśmiało Harls.
Zapadła cisza, ale nie spowodowana tym, że nie chciałam jej nic mówić. Nie. Po prostu nie wiedziałam, jak zacząć.

— Nazywam się Madeline Napier. To znaczy, tak się nazywałam. Wyparłam się swojego nazwiska dość wcześnie. Urodziłam się i wychowywałam w Gotham. Byłam grzecznym dzieckiem, wzorową uczennicą, dobrą koleżanką. Mieszkałam z matką, ojcem i bratem. Na pozór byliśmy idealną, kochającą się rodziną. Na pozór. Ojciec pił
i znęcał się nad nami. Mama tłumaczyła jego zachowanie stresem w pracy i innymi bzdurami. Popadliśmy w ogromne długi.

Pewnego majowego popołudnia wracałam ze szkoły. Byłam zmęczona i niewyspana po awanturze, którą wieczorem wywołał ojciec. Wlokłam się powoli. Nie chciałam wracać do domu. Jedynie to, że zobaczę tam mamę i brata dodawało mi siły. Kilka godzin po moim powrocie przyszedł ojciec. Był pijany. Jak zawsze. Podszedł do mamy i zaczął krzyczeć o jakiś pieniądzach. Zdenerwowany uderzył mamę. Stanęłam między nimi.

Nawet nie zauważyłam, jak sięgnął po nóż z blatu. Wbił go mamie w brzuch. Zmarła na moich ramionach. Potem usłyszałam strzał. Przez łzy zobaczyłam sylwetkę brata. W ręku trzymał pistolet. To on zabił ojca.

Razem z Jokerem uciekliśmy z miasta na kilka tygodni. Mój brat miał znajomości, dzięki którym znaleźliśmy mieszkanie. Byłam ślepo w niego zapatrzona. Stworzył mi nową rodzinę, niczego nam nie brakowało. Zapowiadało się na happy end.

Do czasu aż dorosłam. Pojawiły się pytania: skąd ma pieniądze?, dlaczego nosi broń przy sobie?, gdzie pracuje?, kim są jego znajomi?. To dla twojego dobra, powtarzał. W końcu dowiedziałam się kim jest mój brat — groźnym przestępcą. Po zatarciu z Batmanem, Joker wrócił do domu odmieniony, ale w tym złym znaczeniu. Chemikalia, w które wpadł, namieszały mu w głowie. Czuł się niepokonany, nieśmiertelny. Pojawiły się kolejne kłopoty.

Błędy Jokera stawały się moimi porażkami. Musiałam zmienić się, dostosować pod niego. Stałam się Mad, która za wszelką cenę chce pomóc bratu. Wpadałam w chemikalia cztery razy. Pierwszy raz pod przymusem Jokera, potem już dla siebie. Przynosiły mi ukojenie, oderwanie od rzeczywistości; czułam się wolna. Było to tylko złudzenie. Elektrowstrząsy miały pomóc mi zapomnieć o przeszłości. Niestety, trafiłam do Arkham Asylum i tam przypomniałam sobie o Madeline. Resztę już znasz — skończyłam swój długi monolog.

Jestem wdzięczna Harley, że mi nie przerwała. Trudniej byłoby mi się pozbierać. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Spojrzałam na Harls. Siedziała cicho.

— Sądzisz, że w pewnym momencie mieliśmy wybór? — spytałam.
— Każdy ma możliwość wyboru — odpowiedziała pustym głosem Harley.
Przytaknęłam jej, chociaż się z tym nie zgadzałam. Po śmierci rodziców Joker decydował o wszystkim. Joker.
Zabawne, że nie pamiętam nawet jego imienia. Zasługa elektrowstrząsów. Swoje nadal pamiętam. Madeline, Madeline, Madeline...

— Mad? — Usłyszałam. Mimowolnie drgnęłam. W drzwiach mojego pokoju stał Joker.
— Przepraszam was — powiedział beznamiętnie.
— Och, Puddin. — Harley zerwała się z łóżka i podbiegła przytulić mężczyznę.
— Wybaczcie mi? — zapytał Joker.

To, że nas pobił do utraty przytomności?
— Oczywiście — zaśmiała się blondynka.
— Pewnie — odpowiedziałam i wymusiłam uśmiech.

Zbyt często mu wybaczałyśmy...

×+×+×+×
Hejka! 🙋
Ten rozdział jest trochę depresyjny, ale wkraczamy w strefę Madness.

Kolejny rozdział pomagacie pisać Wy! ---> Mad, Harley i Joker wybierają się do klubu Pingwina. A co tam będą robić, to zależy już od Waszej pomysłowości. W komentarzach piszcie, co się mogło dziać, jakieś śmieszne teksty lub nawet całe fragmenty fabuły.

Najciekawsze pomysły umieszczę w kolejnym rozdziale.
CZAS: do 01.02.18r. Potem nie będę już przyjmować zgłoszeń!

Żegnam,
xoxoMadness 💜

MadnessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz