ROZDZIAŁ 20

93 6 0
                                    

Zostałam obudzona przez jakąś durną piosenkę, ale nie otwieram oczu. Udaję, że śpię. Udaję, że mi to nie przeszkadza. Przecież przez całe życie udaję, czyż nie?

Mija czterdziesty szósty, siódmy lub ósmy dzień mojego pobytu w Bedlam. Codziennie białą kredą zaznaczam dzień (jak skazaniec w więzieniu), ale mogłam się pomylić. Mogłam przegapić, zaspać, ominąć jakiś dzień. Mogłam zrobić wiele rzeczy w życiu, czyż nie?

Otwieram oczy i wstaję z twardego łóżka. Jak zawsze powinno być pełno pielęgniarek i dwóch, trzech strażników, ale nie dzisiaj. Nie. Jest pusto. I w miarę cicho, jeśli nie liczyć piosenki. Nie wiem czy to dobrze, czy źle dla mnie.

Z przypływem nadziei popycham drzwi od mojej celi. Otwierają się! Ach, jakże miły jest dźwięk zawiasów i metalu. Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Ot co!

Biegnę korytarzem aż do kolejnych drzwi. Czy szczęście dopisze mi i tym razem? Otwieram drzwi i staję osłupiała.
— Joker?
— Witaj Mad — mówi nazbyt entuzjastycznie, siedziąc w białym fotelu. — Nie spodziewałaś się mnie? Powinnaś domyślić się po piosence. Zamknij drzwi. Chodź, zająłem ci miejsce. — Joker wskazuje na drugi fotel.

Wykonuję polecenie i siadam naprzeciwko brata. Rozglądam się po białym pokoju. Znajdują się tu tylko te dwa fotele i pustka. Muzyka z korytarza tu nie dociera.
— Znalazłeś Harley? — pytam.
— Tak, tak. — Joker macha lekceważąco ręką. — To nie jest teraz ważne. Porozmawiajmy lepiej o tobie. Wiesz, że nie jesteś moją prawdziwą siostrą?

— Co?
— Tak, tak. Zabiłaś moją siostrzyczkę i zajęłaś jej miejsce. Nieładnie. — Kręci głową na znak dezaprobaty.
— Nie wiem, o co ci chodzi.
— Dobrze wiesz, Anne.
Co? Nie wiem, co się dzieje. Jaka Anne? Anne Catherick? Chodzi o tę dziewczynę, z którą mnie tu mylą?
— Bardzo cierpiała? — ciągnie dalej Joker.

Boję się tego, czego nie rozumiem. Zrywam się z miejsca i podbiegam do drzwi. Szarpię za klamkę.
— Och, te drzwi otwierają się tylko z jednej strony. Myślałem, że wiesz — papla radośnie Joker.

Otwieram szeroko oczy z przerażenia. Cholernie się boję. Próbuję przypomnieć sobie prawdziwą mnie, ale z tyłu głowy mam tylko: Anne Catherick.

Joker podchodzi do mnie i ciągnie mnie z powrotem na fotel.
Siostrzyczko, chyba mamy problem. Za dużo nas będzie w domu. — Wyciąga nóż zza paska spodni i macha mi nim przed twarzą. — Dobra pora na zabawę.

Nie wiem, co robić czy co powiedzieć. Patrzę mu prosto w oczy i słyszę głos w głowie: to będzie szampańska zabawa.
Nagle przykłada mi nóż do wewnętrznego końcika ust.
— Dlaczego jesteś taka poważna? Uśmiechnij się. — Szarpie ostrzem.

Czuję ból, pieczenie i smak krwi. Joker wyciąga z kieszeni cienie i zaczyna mnie malować. Nie mam siły wstać czy zaprotestować. Mężczyzna po kilku minutach podaje mi lusterko.
— Ładnie? — pyta.
Spoglądam w odbicie.

Nie, to nie mogę być ja. Nie-ja ma bladą twarz i czarne powieki. Nie-ja ubrudzona jest szkarłatną krwią. Joker zabiera mi lusterko, bym nie przyglądała się dużej nie-mnie.

— To już koniec — mówi.
— Koniec? — Chyba wiem, co ma na myśli.
— Czy mogę wcześniej prosić cię do tańca? — Wyciąga dłoń w moją stronę.
Podaję mu swoją i wstaję. Tańczymy bez muzyki. Kocham go i nienawidzę.

— Dziękuję — mówi i odprowadza mnie na fotel.
— Będę tęsknić — odpowiadam cicho.
— Nie, nie będziesz już nic czuć. — Wyciąga strzykawkę i podaje mi zasytrzyk. Przypomina mi to mój pierwszy strzał w klubie.

Joker puka do drzwi, które ktoś otwiera od zewnątrz. Po chwili Pan J. wraca z kanistrem na benzynę. Rozlewa ją po całym pomieszczeniu. Uśmiecha się do mnie, wychodzi i zamyka drzwi. Zostaję sama.

×+×+×+×
Witam!
Wkrótce pojawi się Epilog i będzie koniec madnessowych psot.

xoxoMadness ❤

MadnessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz