II Dzień 1 cz.1

5.9K 533 767
                                    

Dzień 1 

Poniedziałek, 16 dzień Grudnia

10:07

Po dziewiętnastu niezwykle długich godzinach jazdy i wielu niezręcznych rozmowach, w końcu prawie dojechali na miejsce. Teraz zostało im zaledwie kilka lub kilkanaście minut drogi, zanim mogli nareszcie wysiąść z paskudnego auta Lance'a. Korzystając z braku ruchu na drodze, Keith dyskretnie rozglądał się po okolicy i nawet nie próbował kryć swojego rosnącego zaskoczenia.

- Żyjesz na farmie? - Zapytał nieco zdezorientowany widokiem, jaki właśnie zastał. Głośne prychnięcie oraz śmiech chłopaka również nieco go zdziwiły.

- Widziałeś bym kiedykolwiek próbował kopać łopatą? Cholera, nie. - Parsknął i spojrzał na Keitha tak, jakby co najmniej brał go właśnie za ostatniego głupka.

- Dosłownie mieszkasz w samym środku pustkowia! - Odpowiedział mu, obserwując złociste pola, które rozciągały się przed nimi. Jechali drogą rolniczą, mijając pola uprawne, ścieżki pokryte chwastami czy krzakami jeżyn i jedynie okazjonalnie mijali jakiś zardzewiały znak.

- Większość moich sąsiadów to rolnicy, ale my nimi nie jesteśmy. Moi rodzice są właścicielami lokalnego sklepu spożywczego w Mesa del Caballo. Mamy jedynie kury, ale i kozę.
- Kozę. - Keith Mruknął z niedowierzaniem. - Dlaczego, do cholery, masz kozę?
- Doimy ją. - Lance powiedział dość rzeczowo i wzruszył jedynie ramionami. - No i Kopciuszek naprawdę lubi dzieci, a one ją.

Słysząc ów imię, chłopak nie wytrzymał i pozwolił, by cichy chichot opuścił jego usta.- Nazwałeś swoją kozę po księżniczce Disneya?

- Korekta; moja siostra tak ją nazwała. Cleo przechodziła wtedy fazę księżniczek. 

W końcu mogli dotrzeć zarys domu, który powoli wyłaniał się zza horyzontu, pojawiając się w zasięgu ich wzroku. Był naprawdę duży i wyraźnie stary, a nawet przypominał koreańczykowi dom z "Ania z Zielonego Wzgórza".
Żółte ściany i białe wykończenia; wyglądało to całkiem dobrze i przytulnie. Było to również czymś nowym dla Keitha. W końcu chłopak był przyzwyczajony do małych mieszkań i kamienic, należących do rodzin zastępczych, z którymi musiał mieszkać. Domy jednorodzinne, z piłkami leżącymi na trawniku czy też samym własnym trawnikiem lub rowerami porzuconymi na żwirowej drodze... To wszystko było dla niego niezwykłe i nowe, nie mógł się przyzwyczaić.

 Skierowali się w stronę podjazdu, do jednej z pustych przestrzeni obok domu. Gdy Lance próbował zaparkować samochód, dwójka małych dzieci przybiegła jak najszybciej z otwartego garażu, a za nimi kroczył duży bokser.

 - Myślałem, że masz tylko kozę i kury! - Keith wrzasnął, patrząc z niedowierzaniem jak długa strużka śliny ściekała psu z pyska.
Lance jednak zignorował swojego przyjaciela, nie reagując na jego wrzask w żaden sposób. Za to promieniał tak, jakby już od dawna trwały święta, a jego dłonie drżały tak bardzo, że ledwo był wstanie odpiąć swój pas.

 Nawet nie odpowiedział chłopakowi, jedynie prędko otworzył drzwi i o mało obaj nie wypadli z przednich siedzeń przez ekscytację ogarniającą latynosa.
Dwoje dzieci, które Keith widział z okna samochodu, miały prawdopodobnie dziewięć i pięć lat. Biegły w stronę bruneta, przeskakując co większe to odległości i krzycząc radośnie, na widok swojego członka rodziny.

 - Lance! - Dziewczynka pisnęła radośnie. Jej brązowe miękkie włosy powiewały na lekkim wietrzyku, a opalona skóra miała idealnie ten sam odcień, co skóra Lance'a. Była to najmłodsza siostra chłopaka; Josephine. Keith miał wrażenie, że widział ją już wcześniej.

DIRTY LAUNDRY I TŁUMACZENIE IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz