XXI List - Drogi Lance

3.4K 513 143
                                    

Drogi Lance 


Po pierwsze, muszę się przyznać, że naprawdę ssę w pisaniu takich listów. To już czwarty raz, gdy piszę to cholerstwo. A przez to, że jestem beznadziejny, mam nadzieję, że kiedyś jednak uda mi się stworzyć coś odpowiedniego lub chociaż sensownego. Teraz jednak przejdę już do sedna. 


Kocham cię.  


Zapamiętaj to, jestem w tobie totalnie zakochany. 


Kompletnie nie rozumiem miłości, chyba to nie moja bajka. Jednak ta podróż, w dodatku z tobą u boku... Myślę, że przez każde najmniejsze doświadczenie i każdy miniony dzień, mogłem uczyć się o niej wciąż więcej i więcej.  Przez jedyne dziewięć dni, zdołałem zrozumieć więcej niż przez cholerne dwadzieścia samotnych lat. A co właściwie do mnie dotarło? A to, że miłość jest naprawdę popieprzoną rzeczą i to mnie wkurza. 


Podobno jest wieczna, nie? Ale czy przychodzi sama czy też nabywa się ją w jakiś sposób? I może być bezwarunkowa i jednocześnie niekoniecznie. Jest wszystkim, lecz potem... staje się pustką, niczym. Nie zajmuje miejsca, a jednak moje serce wydaje się być tak pełne, że czasem boję się, że w końcu wybuchnie. I mówiąc serce, naprawdę mam je na myśli, nie chodzi mi jedynie o głupią symbolikę. Czuję jakby coś ciągnęło mnie w piersi, zaledwie krok przed ogromnym czymś znacznie gorszym od aktualnego stanu. Jest to naprawdę nieznośne... Jednak z drugiej strony pragnę tego więcej i więcej. 


W zasadzie nie kocham cię. Jeszcze nie. To raczej kochanie faktu, że jesteś naprawdę cudowny. Kocham to, że któregoś dnia mógłbym naprawdę cię pokochać i moje uczucie nie miałoby końca. Chcę spędzać z tobą czas, chcę się z tobą przedrzeźniać, kłócić i całować cię w ramach uciszenia. Całować... Naprawdę chciałbym podarować ci wiele pocałunków. Chcę cię poznawać i aby to uczucie mogło się stać rzeczywistością. 


Gdy cię poznałem, widziałem jedynie palanta. Przygłupie dziecko, które spędza zbyt dużo czasu w internecie i kocha anime. Idiotę, z którym chodziłem do klasy. Nie myślałem o tobie najlepiej, a jednak któregoś dnia uświadomiłem to sobie. To, że zaczynam coś do ciebie czuć. Pokochałem cię, kocham cię, a może zwyczajnie mógłbym cię pokochać. To jak przewidywanie przyszłości, jedno wielkie gdybanie. 

Wiedziałem jedynie tyle, że to jeszcze nie to, nie czułem tego w pełni, nie na tyle głęboko. 
Ale właśnie w tym rzecz. W końcu życie pełne jest możliwości, niedomówień i gdybania. Każde "wkrótce" lub "możliwe" może lub nie musi stać się częścią rzeczywistości. 


Chcesz wiedzieć kogo teraz widzę?


Widzę faceta, który dostaje tak wiele, ale również daje całego siebie i niekiedy nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Widzę jego wady i zalety. Jest człowiekiem, który płacze, który się załamuje i smuci, który popełnia błędy. 

Wiem, że ten list robi się dość długi i może mnie wyśmiejesz, w końcu to dość żenujące i tandetne. Jednak chciałbym przekazać ci ostatnią rzecz. Pozwól, że posłużę się metaforą, którą sam wymyśliłem. 


Życie jest właśnie takim brudnym praniem. 


Doszedłem do tego, gdy rozmyślałem o tych wszystkich przysługach, które miałeś dla mnie zrobić. Widzisz, pranie jest częścią kręgu życia. Zawsze je robisz; gdy masz trzy lata, trzynaście, trzydzieści. Robisz je nawet, gdy masz już trzysta lat - o ile tyle dożyjesz. Chodzi mi o to, że zawsze znajdzie się coś do uprania. To jak popełnianie błędów. Życie zawsze będzie je obejmować, ale czy to sprawia, że brudy do prania są czymś złym? Nie, oczywiście, że nie. Ponieważ robisz pranie, nosisz ciuch i znów go pierzesz. To jak z życiem. Popełnisz błąd, uczysz się co zrobiłeś źle, a czasem go powtarzasz lub popełniasz cały czas. I to jest w porządku. Ponieważ możesz popełniać błędy, tak jak ubrania mają prawo się brudzić i trafiać do pralki. 


Więc popełniaj błędy. Proszę. Błagam cię. Jeśli nie będziesz się mylił, staniesz się perfekcyjny, a wtedy... Byłbyś nudny niczym ceglany pustak. 

Początkowo chciałem opowiedzieć ci moją historię, która nie należy do najmilszych czy nadających się do wysłuchania. To miało być czymś głębokim, poruszającym, "tym czymś". Jednak zdecydowałem jedno - że chcę by był wesołym, a nawet szczęśliwym listem. 

Więc chyba kończę, choć naprawdę nie wiem jak to zrobić, bo to wszystko jest tak tragicznie głupie. 

Dlatego zamiast pisać jeszcze dłuższy poemat, zwyczajnie zapytam. 


Czy chciałbyś się ze mną umówić? 

Proszę? 


Tak:

Nie: 


Kocham, Keith

------------ 

Nic dodać, nic ująć. Zbliżamy się do końca i mamy już za sobą jeden z dwóch cudownych listów. Jak zwykle przepraszam, że dodaję coś raz na ruski rok, ale potrzebuję czasu dla siebie, jak każdy raczej. 

DIRTY LAUNDRY I TŁUMACZENIE IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz