XX dzień 9 cz. 4

3.6K 493 258
                                    

Wigilia 

19:01

Keith zniknął. 

Nie wziął własnej walizki, portfela czy butów, które leżały przy drzwiach. Po prostu zabrał pęk losowych kluczy, gdy cała rodzina wciąż go obserwowała. Każdy mu się przyglądał, jednak to Benji wstał jako pierwszy. 

- Nienawidzę was wszystkich. - Wrzasnął i odskoczył od stołu, przewracając krzesło na podłogę. - Spierdoliliście całe święta, gratulacje. 

Po tych wypowiedzianych słowach, chłopak pobiegł za szatynem i był on jedynym który za nim ruszył. Wszyscy wciąż trwali w szoku, zwyczajnie patrząc jak Koreańczyk wychodzi frontowymi drzwiami i trzaska nimi za sobą. 

- Keith! - Młodzieniec krzyknął ile sił w płucach, biegnąc najszybciej jak umiał. - Keith, przestań! 

Sam szatyn w ogóle go nie słyszał, był zbyt przejęty faktem, iż odnalazł pojazd, który odpowiadał skradzionym przez niego kluczom. Przekręcił je i wsiadł do środka minivana Daniela i Rachel, w którym znajdowało się rodzinne zdjęcie. Gdy tylko je dostrzegł, łzy napłynęły mu do oczu i nawet nie próbował ich powstrzymywać; spływały teraz powolnie i obficie, mocząc jego policzki. 

Nie był pewien swojego planu i tego czy w ogóle go miał. Wiedział tylko tyle, iż musi uciec i gdziekolwiek się ukryć. Pojechać jak najdalej i uciec na tyle, na ile pozwoli mu poziom benzyny w baku. 

Niezależnie od okoliczności, była tylko jedna rzecz, która dla Keith'a wydawała się być pozytywną. 

Już nigdy tu nie wróci. 

Dzień 9
7:03

Rosa nie była wściekła. Bardziej rozczarowana. Trochę zła? Oczywiście. Miała prawo się zirytować, tak zrobiłaby każda matka. W końcu Wigilia dwutysięcznego szesnastego roku stała się legendarną kłótnią i ogromnym dramatem. I choć pani Sanchez od zawsze była serdeczna i wybaczająca, dziś zrobiła coś niespodziewanego. 

Wstała zaraz po Benjaminie, patrząc gniewnie na matkę Jaime'go. Zmarszczyła brwi, a jej twarz nabrała grymasu niezadowolenia i być może pogardy do tej starej, pyskatej kobiety. 

- Wynoś się. - Wysyczała w jej stronę, gdy staruszka widocznie się zdziwiła. W końcu rozmowa z Rosą nie była częścią jej planu. 

- Słucham? - Zapytała, nie dowierzając co słyszy i to od kogo. W końcu jej synowa od zawsze była uległa, miła i przymykała oko na jej uszczypliwości. A teraz?

- Masz opuścić mój dom. 
- Nie możesz mnie o to prosić! - Staruszka odezwała się z oburzeniem i aż zamrugała z widocznym szokiem. 

- Ależ mogę. - Rosa warknęła na kobietę i skrzyżowała ramiona na piersi. - Nawet mogę zapłacić za twój powrotny lot. Zaproszę cię tylko wtedy, gdy zaczniesz szanować mojego syna. 

- Przecież jestem twoją rodziną! - Żachnęła się, nie mogąc znieść tej zuchwałości. 

- Może i nią jesteś, ale to nie zmienia faktu, że jesteś też suką. 

Usta staruszki rozchyliły się w zdziwieniu i nawet Jaime, który popierał wyrzucenie własnej matki z ich wspólnego domu, był teraz co najmniej zszokowany. 

- S-słucham? - Kobieta nie wyglądała na zranioną czy przejętą epitetem, którym obdarzyła ją Rosa. Nie, była jedynie zła i zirytowana. Lecz Rosa teraz była wręcz żywym wulkanem wściekłości i nie dbała o to, co myśli jej teściowa. 

- Dokładnie. Nie będę tolerować takiego zachowania wobec mojego syna i jego...- Przerwała, przypominając sobie, co właściwie stało się przed chwilą. Ich sekret wyszedł na jaw, wszystko okazało się być kłamstwem. Widziała już, że Keith nie jest partnerem jej syna i zwyczajnie ją okłamywał. 

DIRTY LAUNDRY I TŁUMACZENIE IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz