V Dzień 2 cz. 2

5.4K 526 454
                                    



Dzień 2

Sobota 17 Grudnia

18: 10

Czas kolacji w domu Sanchez był wyjątkowym doświadczeniem, a przynajmniej właśnie tak mu się wydawało.

Przede wszystkim, Keith nawet nie wiedział, że ktokolwiek sprzedaje stoły, które idealnie pasują dla więcej niż sześciu osób. W jadalni mieściło się tak wiele krzeseł, a i tak jeszcze więcej dosunięto do stołu, tak tworząc kolejne dodatkowe miejsca do siedzenia. Wszyscy byli razem, a jedzenie wędrowało po blacie od osoby do osoby.

Odmówili modlitwę przed obiadem, co Keith oczywiście rozumiał i szanował. Raz pomieszkiwał z bardzo religijnymi rodzicami zastępczymi i ich zachowania nie różniły się zbytnio od zwyczajów państwa Sanchez. Podczas odmawiania kolejnych to słów, nieśmiało otworzył oczy i dostrzegł Mateo, który siedział tuż obok i wesoło pomachał do niego, wywołując delikatny uśmiech koreańczyka. Ten chłopiec naprawdę był wyjątkowy.

W tym samym czasie rozpoczęły się trzy rozmowy pomiędzy poszczególnymi członkami rodziny, niektórzy uczestniczyli w dwóch konwersacjach na raz, co było tu jak najbardziej normalne.
Podczas posiłku panowała naprawdę przyjemna atmosfera pełna śmiechu, ciągłego hałasu i wielu innych rzeczy, których Keith nigdy nie doświadczył.

Czym to było? Domatorstwem? Miłością? A może zwyczajnym sensem przynależności? Cokolwiek by to było, Keith zwyczajnie to uwielbiał i chciał brnąć w to dalej i dalej.

Podczas kolacji poznał ojca Lance, pana Jaime'go Sanchez'a. Pan Sanchez był wysoki, oporny i staroświecki; z wyjątkowo szorstkimi dłońmi i nieugiętymi zasadami. Jego włosy były szare, zaś na nosie umiejscowione miał okrągłe okulary, które nieustannie zsuwały się na krawędź jego smukłego nosa. Był miły, przynajmniej taki wydawał się brunetowi, jednak podczas pierwszego kontaktu wydawał się być zaskoczony. Nie był to rodzaj gniewu czy wstrętu, jednak wyrażał on pewną frustrację. Jakby część jego była wdzięczna za obecność Keitha, zaś druga chciałaby grzecznie poprosić go o opuszczenie jego domu.

Poznał również żonę Daniela, Rachel, która aktualnie karmiła marchewką ich małą córkę. Maleńka dziewczynka uwielbiała przyglądać się Keith'owi. Początkowo uważał to za niezręczne i nieco krępujące, jednak Lance szybko wyjaśnił mu, iż z jego wyglądem jest wszystko w porządku i mała zwyczajnie lubi obserwować nowych ludzi. Była bardzo ładna, nawet, jeśli prawie cała jej twarzyczka była pokryta drobinkami marchewki, co dodawało jej uroku. Miała też grube pukle, jak na dwulatkę.

- Więc... - Cleo zabrała głos, nabierając odrobinę salsy na kawałek kurczaka. - Jak się poznaliście?

Pytanie nie miało być niezgrabne. Oczywiście, nie było złe, w końcu Cleo nie chciała im dokuczyć, a jedynie chciała wiedzieć. Jednak oczywistym było to, iż momentalnie mięśnie pana Sanchez'a zesztywniały, co mogło oznaczać, iż ów temat był zdecydowanie niemile widziany.

- Nie powinniśmy o rozmawiać o Lance'ie. - Przerwał na moment. - Przy stole.

Keith nie rozumiał, dlaczego pan Sanchez był przeciwny temu, przeciwny jemu i Lance'owi. Fakt, ich związek był całkowicie fałszywy, jednak nie zmieniało to jednego faktu. Rodzina latynosa musiała wiedzieć o uczuciach chłopaka i zwyczajnie to zaakceptować. Być może ich relacje nie były prawdziwe, wszystko opierało się na paskudnym kłamstwie, jednak i tak odczuwał potrzebę ochrony Lance'a przed całym złem i reakcjami rodziny. W końcu był jego przyjacielem lub też pewną dziwaczną odmianą przyjaciela.

DIRTY LAUNDRY I TŁUMACZENIE IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz