Moje życie ponownie nabierało utracone tempo. Już nie myślałam tyle o tym cholernym dniu. Przejmowałam najważniejsze zlecenia w firmie. Wypełniałam dnie i noce pracą. Głowę zajmowałam pomysłami na szkice. Siedziałam po godzinach w biurze. Wszystko podążało w jak najlepszym kierunku. A co za tym szło, w domu byłam jak jakiś gość. Wracałam tam tylko po to żeby się przespać i umyć. To był za duży dom jak na jedną osobę. Musiałam go sprzedać. Jednak nie chciałam porzucać pokoju rodziców w nienaruszonym stanie. Mimo to, wiedziałam, że to będzie słuszna decyzja.
- Ruby – do mojego gabinetu wkroczyła Zoella. Podniosłam na nią wzrok posyłając uśmiech. – W klubie niedaleko mojego domu moja stara koleżanka wyprawia urodziny i pomyślałam, że może cię tam wyciągnę. Od miesiąca nie robisz nic innego jak przepracowywanie się. To niezdrowe. Musisz się od tego oderwać.
Westchnęłam cicho, zastanawiając się nad jej propozycją. Miała rację. Jedynym czym się zajmowałam to praca. Zaniechałam moje życie towarzyskie.
- Okay, z chęcią – odpowiedziałam z uśmiechem, obserwując jej reakcję.
- No, weź. Nie daj się pro... czekaj. Zgodziłaś się? – zapytała zszokowana. Jej oczy miały rozmiary monet. – Jezu, jak super! – pisnęła uradowana. – Za godzinę pod moim domem? – skinęłam głową i zamknęłam laptop, kończąc na dziś. Naprawdę, potrzebowałam jakiejś rozrywki. Musiałam spędzić z Zoe trochę czasu. Należało jej się to po tym, gdy wpadła do mojego domu z Patrick'iem i wyciągnęli mnie z dołka emocjonalnego.
Po powrocie do domu zrobiłam sobie długą, relaksującą kąpiel. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo jej potrzebowałam, dopóki moje zmęczone mięśnie nie zetknęły się z wodą. Sama nie miałam pojęcia jak radziłam sobie z tak ogromną ilością projektów, które sama na siebie zrzucałam tylko po to aby nie myśleć o niczym innym niż o pracy.
Wyszłam z łazienki owinięta w biały ręcznik. Na korytarzu moje nogi owiał nieprzyjemny chłód. Zmarszczyłam brwi i zeszłam na dół gdzie okno w kuchni było otwarte na oścież. Oddech uwiązł mi w gardle, a serce zabiło zdecydowanie zbyt szybko kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że ktoś tu był. Przyłożyłam dłoń do ust, tłumiąc cichy pisk. Mimowolnie osunęłam się na ziemię, widząc na blacie lśniące rzeczy i kartkę splamioną zaschniętą krwią. Przełknęłam łzy, zbierając się w sobie. Z ustami zaciśniętymi mocno w wąską linię zbliżyłam się do tego, czego obawiałam się najbardziej. Ujęłam w dłonie obrączki moich rodziców oraz naszyjnik matki. Nigdy się z nim nie rozstawała. Jak zaklęta oglądałam biżuterię ze wszystkich stron. Mój umysł próbował sobie to wszystko przyswoić i przetworzyć. Zerknęłam na kartkę papieru. Nie miałam odwagi jej dotknąć. Załkałam żałośnie, widząc treść napisaną niedbałym pismem.
„Byli tacy dobrzy, a jednak tacy zakłamani. No cóż można poradzić. Za błędy się płaci. Zapamiętaj, moja droga Ruby. Nawet ciebie okłamywali w najważniejszych sprawach. Dzięki nim będziesz następna"
Wbiegłam do mojego pokoju. Założyłam szybko na siebie przygotowane wcześniej ubrania po czym, łapiąc najbardziej potrzebne mi rzeczy wybiegłam z domu. Brakowało mi tlenu w płucach gdy nabierałam go łapczywie, biegnąc tak szybko jak tylko potrafiłam. On tam był. Morderca. Zabójca. Zimnokrwisty człowiek. Potwór. Był w domu. I na pewno nie omieszkałby się tam wrócić. Po mnie. Policzki zalewały mi się łzami, gdy wiatr uderzał prosto w moje oczy. Jak szalona dopadłam do drzwi Zoe. Wygładziłam starannie swoją bordową sukienkę i poprawiłam ramoneskę na ramionach. Gdy udało mi się wyrównać oddech zapukałam do drzwi. Po kilku minutach otworzyła mi owinięta jedynie w ręcznik.
- Ruby? – zapytała tak, jakbym była zupełnie kimś innym. – Byłyśmy umówione za dwadzieścia minut – dodała z zastanowieniem zapraszając mnie gestem dłoni do środka.
CZYTASZ
Meeting evil || a. irwin
Фанфик❝ Bo kiedy patrzysz w otchłań, otchłań zaczyna patrzeć w ciebie... ❞ ©Muffy_2001 kwiecień 2017 Wszelkie prawa zastrzeżone.