Gdy rano weszłam do kuchni wszyscy siedzieli w ciszy jedząc śniadanie. Spojrzeli na mnie z powitalnym uśmiechem gdy tylko mnie zobaczyli. Wszyscy oprócz Calum'a. Westchnęłam cicho. Nasze relacje ani trochę się nie poprawiły. Wręcz przeciwnie. Było jeszcze gorzej. Nawet na mnie nie patrzył. Nie odzywał się gdy byłam w pobliżu. Milczał jak zaklęty. A gdy zadawali mu pytania odpowiadał tak krótko jak tylko mógł. Pomimo tego, że nie znałam go długo, a nawet wcale to bolało mnie jego zachowanie. Czasem było gorsze niż przedszkolaka. Nie wybuchłam jeszcze jedynie na jego zachowanie tylko dlatego, że nie chciałam go bardziej do siebie zniechęcać. Chociaż i tak stwierdziłam, że bardziej zły na mnie już nie mógł być. Mimo wszystko myślałam, że po naszej nocnej rozmowie choć trochę przestanie być taki oschły. Nie wyszedł przecież wtedy z kuchni zły. Wyszedł obojętny.
Patrząc na jego naburmuszoną twarz prychnęłam pod nosem i bez słowa zabrałam z miski jabłko po czym odwróciłam się w stronę Luke'a. To właśnie on miał mnie dziś odwieźć.
- Możemy już jechać? – zapytałam. Blondyn skinął głową, biorąc ostatni kęs kanapki. Wstał i wyszedł z kuchni, a ja zaraz za nim. Całą drogę uparcie wgapiałam się w szybę.
- Daj mu czas – głos Luke'a sprawił, że przerzuciłam na niego moje spojrzenie. Zagryzał kolczyk w swojej wardze. – Może tego nie pokazuje, ale to naprawdę uczuciowy chłopak – westchnęłam cicho pod nosem.
- Więc dlaczego jest dla mnie taki oschły? Nic mu przecież nie zrobiłam – przeczesałam zdesperowana palcami moje włosy. Jego błękitne oczy spoczęły na mnie na sekundę.
- Sądzę, że kogoś mu przypominasz. Dla Hood'a to drażliwy i delikatny temat – zmarszczyłam brwi z zastanowieniem. W tym momencie Calum stał się dla mnie najbardziej tajemniczym członkiem z ich grupy. – Może kiedyś zechce ci o tym powiedzieć, ale najpierw musi się do ciebie przekonać i ci zaufać. Nie zrażaj się do niego tak od razu.
Pozostawiłam bez odpowiedzi jego słowa. Przedyskutowałam to sama ze sobą, jednocześnie zastanawiając się jak mogłam przekonać do siebie Calum'a. Był dla mnie zagadką. Z resztą jak wszyscy. Ale on wraz z tym chłopakiem, który ciągle nie daje mi spokoju wydzwaniając są najbardziej zagadkowi. Z Hemmings'em i Michael'em udało mi się złapać kontakt. Dowiedziałam się o nich niewiele, ale jednak zawsze to było coś. A Calum? Cały czas unikał sytuacji w których miał ze mną zostać sam na sam. Choć kuło mnie to – nie zwracałam na to uwagi.
Podziękowałam Luke'owi gdy stanęliśmy pod firmą i z delikatnym uśmiechem wyszłam z auta, podążając do wnętrza budynku. Jak pech chciał wpadłam prosto na William'a Brount'a. Burknęłam cicho pod nosem i gdy już miałam go wyminąć, jego palce owinęły mój nadgarstek. Spojrzałam na niego mrużąc oczy.
- O co chodzi, Brount? – zapytałam niemal warcząc gdy próbowałam wyszarpnąć mój nadgarstek. Patrzył na mnie ze zmarszczką między brwiami.
- Dawno cię nie widziałem – sapnął w końcu gdy udało mu się nawiązać ze mną kontakt wzrokowy, jednak nie na długo. Spojrzałam z litością w sufit.
- Raz – warknęłam podkreślając tę liczbę. – Raz widzieliśmy się w klubie i co? Będziemy teraz dobrymi znajomymi od biznesów i będziemy umawiać się na kawy? Nie, Brount. Nie będzie tak.
- Nie oczekuje tego od ciebie – burknął bardziej zaciskając uchwyt na moim nadgarstku.
- Więc czego chcesz? – oblizał wargi, a jego wzrok spadł na dekolt mojej koszuli. Zmarszczyłam brwi gdy tylko to zobaczyłam.
- Tego co od każdej innej dziewczyny – warknął nachylając mi się do ucha po czym przygryzł jego płatek. Przez mój kark przeszedł dreszcz, ale nie podniecenia. Obrzydzenia.
CZYTASZ
Meeting evil || a. irwin
Fanfiction❝ Bo kiedy patrzysz w otchłań, otchłań zaczyna patrzeć w ciebie... ❞ ©Muffy_2001 kwiecień 2017 Wszelkie prawa zastrzeżone.