Rozdział XV

10 0 0
                                    

Wstałam z delikatnym westchnieniem z kanapy i wyszłam na balkon opierając łokcie o metalową poręcz. Minęło dziesięć dni od mojego pobytu w tym mieszkaniu. Dziewięć od kiedy ostatnim razem widziałam się i rozmawiałam z Zoe oraz Ashton'em. Patrząc na niebo pełne gwiazd martwiłam się o nią. Nie odzywała się, a ja co raz bardziej się o nią obawiałam. Westchnęłam ciężko rozmasowując bolący kark. Weszłam ponownie do mieszkania. Wciąż czułam się w nim obco. Po ciemku ruszyłam w kierunku sypialni. Znałam już układ pomieszczeń oraz mebli więc mogłam sobie na to pozwolić. Chwyciłam za metalową klamkę i zmarszczyłam brwi słysząc jak ktoś pukał do drzwi. Jednak delikatne pukanie po chwili przeobraziło się w trzaskanie. Ruszyłam w kierunku powłoki drewna, jednak zatrzymał mnie telefon wibrujący w kieszeni moich spodni. Zmarszczyłam brwi widząc te dwa słowa.

- Nie otwieraj tych pieprzonych drzwi! – wrzasnął zaraz po tym gdy odebrałam. Przez chwilę zapomniałam jak się oddycha. Spojrzałam na drewno, w które wciąż ktoś mocno uderzał.

- Dlaczego miałabym cię słuchać? – syknęłam sucho. Najpierw milczał długi czas a teraz po prostu do mnie dzwonił.

- Bo dzięki mnie jeszcze żyjesz. – warknął pewnie. – Błagam, nie otwieraj. – rozłączyłam się i schowałam telefon w tylnej kieszeni. Wycofałam się po cichu jak najdalej drzwi głównych i po prostu tkwiłam pod ścianą milcząc. Nasłuchiwałam każdego kolejnego uderzenia, aż w końcu ucichły, a ja pozwoliłam sobie odrobinę głośniej wydmuchać powietrze.

Nie było mowy, żebym zasnęła tej nocy. Czułam się tak mało bezpiecznie. Bo niebezpieczeństwo czyhało. Wszędzie. Na każdym rogu. Spojrzałam zrezygnowana na zegarek, który tykał zbyt głośno jak na ciszę trwającą w pokoju. Zbliżała się czwarta nad ranem, gdy ponownie usłyszałam pukanie do drzwi. Mimowolnie spięły mi się mięśnie gdy podniosłam się do siadu. Telefon leżący na pościeli rzucił zimne światło na ściany pokoju. Podniosłam urządzenie widząc połączenie od kogoś, kto bardzo dawno się nie odzywał.

- Otworzysz drzwi? – usłyszałam po drugiej stronie słuchawki. Rozłączyłam się wstając z łóżka i wyszłam z sypialni znajdując się w przed pokoju. Podeszłam do dębowego drewna i otworzyłam.

- Poczekaj, niech zgadnę. Ashton? – chłopak skinął głową. Zaprosiłam go do środka i zamknęłam za nim drzwi. – Napijesz się czegoś?

- Nie, dzięki. – posłał mi blady uśmiech, który odwzajemniałam. Usiadłam obok niego na kanapie. Patrzył w okno za którym właśnie padał deszcz obijając się o szybę, oraz drzwi balkonowe.

- A więc tak wygląda moja wolność. – westchnęłam zwracając na siebie uwagę szaro zielonych oczu. Zmarszczył delikatnie brwi. Tym razem jego włosy miały odcień blądu. Zdecydowanie pasował mu najbardziej.

- Przecież jesteś wolna. – odpowiedział ze ściągniętymi brwiami. Pokiwałam powoli głową na prawo i lewo.

- Wolność nie polega na tym, że po prostu zamieszkam z dala od was Mikey. Jaki moja wolność ma sens, jeżeli wciąż jestem kontrolowana na każdym kroku? – stwierdziłam spokojnie wywołując u niego jeszcze większe zdziwienie. Patrzył na mnie tymi swoimi szeroko otwartymi i błyszczącymi oczyma. Nie widziałam tego, choć czułam jego wzrok na mojej skórze. – Dlaczego on wciąż mnie pilnuje? – zapytałam, gdy na poprzednie pytanie odpowiedział mi ciszą.

- On po prostu...

- Nie ufa mi. – stwierdziłam otwarcie. Poczułam to jak jego ciało zesztywniało tuż obok mnie. – To właśnie chciałeś powiedzieć. – otworzyłam oczy przyglądając się mu. Miał naciągnięty na włosy obszerny kaptur dużego, szarego swetra. Miał podwinięte rękawy przez co mogłam obserwować tatuaż zdobiący jego przedramię. Twarz miał wykręconą w grymas gdy patrzył na mnie nie do końca wiedząc co powiedzieć.

Meeting evil || a. irwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz