Telefon co kilka sekund agresywnie wibrował w mojej dłoni informując mnie o połączeniach przychodzących z prywatnego numeru. Siedziałam po turecku na łóżku, podrzucając urządzenie. Zastanawiałam się dłuższy czas czy nie zadzwonić do Zoe, żeby poinformować ją o tym, że zrobiłam sobie wolne i wyjechałam do mojej ciotki. Jednak gdyby zapytała mnie na jak długo nie miałabym pojęcia co jej odpowiedzieć. Westchnęłam i postanowiłam zejść na dół. Z kuchni dobiegała cicha rozmowa reszty domowników. Gdy tylko mnie zobaczyli – zamilkli. Jedyną osobą, która się odezwała był Michael.
- Głodna? – uśmiechnął się dłonią wskazując mi wolny stołek barowy obok niego. Wstał i na czysty talerz nałożył mi jajecznicę z patelni. Podziękowałam mu cicho, siadając na wskazane mi miejsce.
- Dzisiaj mamy kilka spraw do załatwienia więc nie będzie nas kilka godzin – oznajmił Luke. Podniosłam na niego wzrok i rozejrzałam się po pozostałych. Wszyscy mieli wzrok utkwiony w swoich talerzach. Miałam wrażenie, że to dotyczyło ich wczorajszej rozmowy gdy wyszłam. Nie uśmiechało mi się zostać samej w tym wielkim domu. Wciąż nie czułam się tam do końca swobodnie. Obawiałam się każdego mojego ruchu, że coś zrobię nie tak.
- Mam pytanie, a raczej bardziej stwierdzenie – odezwałam się niepewnie. Wszyscy zaciekawieni spojrzeli na mnie, wyczekując tego co miałam im do powiedzenia. – Nie wiem jak wy, ale ja mam pracę i nie mogę tak po prostu jej porzucić. Muszę wracać do Sydney, do firmy – trójka chłopaków spojrzała po sobie. Każdy zaczął się zastanawiać. W pomieszczeniu nastała głucha cisza. Słyszałam tylko mieszające się oddechy.
- Masz prawo jazdy? – zapytał Luke. Skinęłam głową, potwierdzając pytanie. Nie do końca znałam jego zamiary i to na co wpadł. – No to mamy rozwiązanie. Pożyczę ci jeden z moich wozów i będziesz dojeżdżała. Do Sydney jest godzina drogi – Calum z Michael'em rzucili mu groźne spojrzenia.
- Mieliśmy jej pilnować, a nie dawać wóz by zasadził jej kulkę gdy będzie prowadziła – ofuknął go Cal, ściągając Hemmings'a twardo na ziemię. On jedyny wydawał się w tym momencie myśleć najtrzeźwiej.
- Też tu jestem – odezwałam się, gdy bez problemu wspomniał o tym, że mogłam zginąć na każdym kroku. I choć zdawałam sobie z tego sprawę wizja tego zrobiła się o wiele gorsza gdy zostało to wypowiedziane na głos. Ciemnooki rzucił mi krótkie spojrzenie.
- Codziennie któryś z nas będzie cię zawoził i kręcił się po okolicy kontrolując sytuację – powiedział. Luke z Michael'em spojrzeli po sobie i kiwnęli głową z uznaniem tego za idealny pomysł. – Ale to za tydzień, teraz mamy za dużo do zrobienia. Zadzwoń do firmy i weź wolne – skinęłam głową.
W ciszy dokończyliśmy śniadanie, po którym od razu wyszli załatwiać sprawy. Nie pytałam nawet dokąd jadą i o której wrócą. Wiedziałam, że zadawanie im tego typu pytań jest po prostu bezcelowe, dobrze zdawałam sobie sprawę, z tego, że mi nie odpowiedzą. Pozmywałam naczynia i wróciłam do przypisanego mi pokoju. Zabrałam telefon z pościeli. Nabrałam głęboko powietrze w płuca widząc ilość nieodebranych połączeń od prywatnego numeru. Przewróciłam oczami, uśmiechając się przy tym pod nosem i wybrałam numer przyjaciółki. Odebrała niemal natychmiast.
- Powinnam cię teraz udusić. Zdajesz sobie z tego sprawę? – zaśmiałam się cicho. – To nie jest nic śmiesznego, Macklemore – oczami wyobraźni widziałam jej poirytowaną minę.
- Tak, wiem, przepraszam. Po prostu wyjechałam do ciotki i potrzebuję tydzień wolnego. Muszę się zregenerować – usłyszałam ciche westchnienie Zoe.
- Jeżeli potrzebujesz. Przecież ty jesteś właścicielką firmy.
- Ale ty tam dowodzisz – odpowiedziałam. – Chyba zatrudnię cię jako mój zastępca. Dobrze radzisz sobie z ogarnianiem tego całego gówna – dodałam.
CZYTASZ
Meeting evil || a. irwin
Fanfiction❝ Bo kiedy patrzysz w otchłań, otchłań zaczyna patrzeć w ciebie... ❞ ©Muffy_2001 kwiecień 2017 Wszelkie prawa zastrzeżone.