Rozdział 26

1.7K 230 113
                                    

    Dylan zwinnie przeskoczył po dwa schodki, wspinając się na piętro ogromnego domu. Brodie był na wyciągnięcie jego ręki i już prawie złapał go za ramię, jednak w ostatniej sekundzie rękaw jego bluzy mu się wyślizgnął.

– Kurwa, Thomas! – krzyknął cały zielony ze złości. Nie myśląć zbyt wiele, wybił się z ostatniego schodka i skoczył na chłopaka, łapiąc go za ramiona i obaj przewrócili się na podłogę.

– Uh – jęknął boleśnie blondyn, gdy ciężkie ciało Dylana upadło na jego i prawie pogruchotało kości.

W momencie wyślizgnął się zwinnie spod chłopaka i podpełzł do drzwi łazienki.
Zdezrientowany Dylan kompletnie nie rozumiał co się właśnie działo. Dlaczego Brodie przed nim uciekał? Przecież w jego twarzy widział dosłowne przerażenie!

Był tak wściekły, że kompletnie nie kontrolował swoich odruchów. Złość całkiem przejęła nad nim władzę i za nim zdążył powstrzymać samego siebie, jego pięść wyleciała w powietrze i uderzyła prosto w twarz, bezbronnego Thomasa.
Na moment zapanowała cisza. Nikt z dołu nie przyleciał na górę, żeby sprawdzić co się dzieje. Nie było też słychać żadnych głosów, rozmów ani krzyków.
Trwali w bezruchu i chyba obaj zastanawiali się co tu się przed chwilą wydarzyło.

Dylan sam był zdziwiony swoim czynem, ale zaraz po tym jak uderzył blondyna, cała złość i gniew z niego wyleciały. Poczuł się całkowicie wyprany z negatywnych emocji. Teraz tylko gapił się szeroko otwartymi oczami na Brodiego, który był tak samo zaskoczony jak on.
Dopiero po chwili chłopak zauważył jak z wargi Thomasa sączy się strużka krwi, i dopiero wtedy dotarło do niego co zrobił.

– Przepraszam – szepnął, ale tylko tyle wystarczyło, żeby Thomas zerwał się z podłogi i szybko wszedł do łazienki. Chciał też zamknąć za sobą drzwi na zasówkę, ale Dylan mu nie pozwolił i zwinnym ruchem wślizgnął się do środka, i oparł plecami o drzwi.

– Możesz stąd wyjść? – syknął przez zęby blondyn nawet na niego nie patrząc. Dokładnie zaczął oglądać rozciętą wargę.

– Nie – szepnął Dylan i zamknął za sobą drzwi na zamek.

Żaden z nich nie odezwał się przez dobre pięć minut, a atmosfera panująca w pomieszczeniu była tak ciężka i niezręczna, że chłopak zastanawiał się, czy by stamtąd nie wyjść i mieć w dupie Brodiego i jego humorki.
Przyglądał się z uwagą jak jego chłopak przemywa ranę, a potem majstruje coś z ręcznikiem papierowym, by zatamować lejącą się krew. Nie mógł już dłużej patrzeć na jego bezradność i na trzęsące się ręce.

Odbił się lekko od drzwi i podszedł do umywalki, przy której stał Thomas. Wyrwał mu z rąk papier i chwycił jego podbródek w dwa palce.

– Jesteś idiotą – powiedział mu prosto w twarz, ale jego głos był przepełniony ogromnym żalem i smutkiem. Po złości nie było już śladu. Spojrzał na rozciętą wargę i nagle zaczęły się w nim budzić wyrzuty sumienia. Tak naprawdę nie chciał zrobić mu krzywdy. Działał w emocjach i nie za bardzo panował nad sobą. Chciał teraz cofnąć czas i rozegrać to całkiem inaczej.

– Ty też – odezwał się nagle Brodie, krzywiąc lekko z powodu naciągnięcia rany na ustach.

– Ja? – zdziwił się chłopak. Rzucił rolkę ręcznika gdzieś za siebie i sięgnął po zwykły frotowy ręcznik do wycierania rąk – Masz, tym przyłóż – Polecił mu, po czym bardzo delikatnie musnął palcami podbródek Brodiego. Ten spojrzał na niego w ten sposób, że Dylan nie wiedział, czy ma uciekać, czy najlepiej sam strzelić sobie w głowę.

– Jesteś idiotą, bo tu przyjechałeś – mruknął, patrząc mu w oczy.

– Przecież sam tego chciałeś – odpowiedział i mimowolnie uśmiechnął się lekko.

Jesteś moim oczkiem w głowie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz