Rozdział XV

168 14 1
                                    

Po tym rozdziale, reszta będzie dłuższa... tak, będzie więcej akcji.

Miałam dziwny sen, dobrze że zaczął dzwonić budzik.
- Jin... błaaagam~ wyłącz.- mruknęłam. Po chwili nie słyszałam tego irytującego dźwięku. – Dziękuję, kocham Cię.- uśmiechnęłam się z nadal zamkniętymi oczami. Poczułam jak gładził mnie po głowie, potem zjechał na policzki. Otworzyłam oczy i ujrzałam mojego Oppę... a myślałam, że to sen... hi hi.
- Dzień Dobry, kotku. Po co tak wcześnie? Jest sobota.- patrzył na mnie tymi czarującymi oczami.
- Ponieważ, jestem umówiona ze znajomymi z Uniwersytetu. Mamy zrobić razem projekt psychologiczny. – rozciągnęłam się leżąc. Podniosłam się i dałam mu soczystego buziaka, w jego słodkie i kuszące usta. Potem wstałam, wyjęłam ubrania i weszłam do łazienki.
- Zrobię śniadanie!- usłyszałam krzyk chłopaka. Boże, jak ja go kocham. Po porannej rutynie i ubraniu się wyszłam z łazienki. Zeszłam na dół. Zobaczyłam resztę jeszcze śpiącą. Szczerze? Jak oni się tu kurczę zmieścili. A mniejsza o to. Poszłam do kuchni. Wow! Śniadanie pierwsza klasa, jak zawsze. Jadłam przy wysepce kuchennej z Jinem.
- Jakie plany?- Jin.
- O dziewiątej jestem umówiona z tą gromadką w kawiarni, potem idziemy razem do biblioteki Uniwersyteckiej. Zajmie nam to pewnie pół dnia. Potem musze iść do galerii po nowe ubrania. Wiesz brzuch rośnie. – uśmiechnęłam się do niego. On to odwzajemnił. Po zjedzeniu śniadania z Oppą obudziliśmy resztę. Co było do przewidzenia, że Yoongiego się nie da wybudzić. Więc wzięłam szklankę z wodą i po prostu bez zastanowienia wylałam ciecz na jego twarz. Od razu się obudził. Nic mi nie zrobi. Hehe...
Spojrzałam na zegarek była 7:40. Pora się zbierać, pewnie będą korki, taksówka na mnie czekała. Pocałowałam Yoongiego w policzek, a Jina bardziej namiętnie.
- To pa!- pomachałam im.- A, jak coś macie klucze zapasowe, tutaj w przedpokoju.- i wyszłam. Wsiadłam do taksówki, podałam kierowcy adres i ruszyliśmy. Tak jak się spodziewałam, korki. Psia krew, by to. Gdy dotarłam na miejsce było już po dziewiątej. Weszłam do kawiarenki i zobaczyłam moje grono.

Angielski
- Hej, wybaczcie ale korki to jakaś masakra.- zdjęłam torebkę i usiadłam obok Miny.
- Luz, nie ma jeszcze Roberto. Napisał, że się spóźni bo też stanął w korku. – odpowiedziała Klara.
- Ich posrało, jest dziewiąta a ulice zapchane, gorzej niż w Stanach.- napuszył się Daiman (czyt. Dejmen).
- Kiedy, ty byłeś w Stanach?- spytał się go Mark (nie, to nie ten z Got7).
- Jakieś półtora roku temu, na wyjeździe służbowym. Mówię poważnie tam o dziewiątej jest o połowę mniej samochodów na drogach o tej porze niż w tym kraju. Ugh.- Daiman, ona zawsze narzeka. On narzeka częściej niż ja. Czasami zastanawiam się jak ja z nim jeszcze wytrzymałam. Nagle do środka było słychać huk. Odwróciliśmy się w tamtą stronę i zobaczyliśmy Roberto. A na ziemi jego rzeczy, teczka, papiery i inne pierdoły w tym telefon.

Polski
- No, rzesz kurwa.- tak, Roberto jest polakiem tak jak ja. Jego imię wzięło się od polskiego imienia Robert. Można w sumie się domyśleć.

Angielski
- Wyrażaj się.- warknęłam prześmiewczo. Ten tylko próbował mnie zgromić wzrokiem. Mina i Mark wstali i pomogli mu to pozbierać. Po czym dołączyli do nas. – Już? Ochłonąłeś?- spojrzałam na niego.
- Co się tak patrzysz?- spytał ze zdziwieniem.
- Źle zapiąłeś koszulę.- prychnęłam, na co ten szybko się poprawiał, a Mark razem ze mną zaczęliśmy się lekko śmiać. Ten znowu nas zgromił wzrokiem. No, przepraszam bardzo, ale ta scena była niczym wyciągnięta z jakiejś taniej komedii. Serio, mówię. Wyobraźcie to sobie. To naprawdę śmieszne. Po wypiciu kawy, ja wypiłam świeżo wyciskany sok poszliśmy do biblioteki Uniwersyteckiej. Tam się już bardziej skupiliśmy. Nawet spotkaliśmy naszego Profesora, który dał nam ten projekt. Był zadowolony, że wzięliśmy ten projekt na poważnie, ponieważ był u innych i po tym jak minął tydzień, oni nic nie mieli. My za to mieliśmy już połowę, a termin oddania projektu mieliśmy za tydzień. Hehe. Być prymusem. Serio. Ja nie chodziłam do szkoły, a miałam wysoki wynik na egzaminie kwalifikującym na ten kierunek. Można było zdobyć maks 300 punktów, ja zdobyłam 280 punktów, Mark- 281 pkt, Mina- 290 pkt, Roberto- 275 pkt, a Deimen był najbliżej 297 pkt. Reszta naszej zgrai miała pomiędzy 275-290 pkt. Więc prymusi z nas. Nie wiem czemu, ale odkąd jestem w bibliotece czuję się obserwowana. Może to moja obsesja, a w sumie nie ważne. . Byłam ze znajomymi. Zachciało mi się jeść, więc postanowiłam pójść kupić sobie coś do jedzenia, poszła ze mną jako obstawa Mina. Kochana jest. Powiedziała, że mnie samej nie zostawi z ciążą zagrożoną. Jak ja ją kocham. Miałam ochotę na pączka. Nie wiem czemu, a nie chwila... wiem czemu. Zachcianki się zaczynają. Kierowałyśmy się w stronę biblioteki, a ja pod rodzę skonsumowałam dwa pączki. Tak to już jest. Popiłam dużą ilością wody. Przed wejściem do pomieszczenia odwróciłam się i nikogo nie było.

Angielski
- Co jest? Coś się stało?- Mina.
- Myślałam, że ktoś za nami idzie... a dobra nie ważne. Chodźmy jestem już przewrażliwiona.- Mina się zaśmiała i weszłyśmy do środka. Resztę godzin spędziliśmy biblioteka, toaleta i spożywczy niedaleko. Wychodząc z biblioteki zaczął mi dzwonić telefon.

Koreański
- Hej, kochanie. Jestem pod twoim Uniwersytetem. Chodź.- wow! Wielkie WOW! Ale skąd on?? A no tak przecież to jedyny największy Uniwersytet w Londynie. Głupia ja. Pożegnałam się ze znajomymi i poszłam przed budynek.
- Oppa~!- wtuliłam się w niego. Jak nie wiecie jak mi tego brakowało.
- Chodź, zrobiłem już zakupy, chłopaki czekają na nas. Jak tam projekt?- objął mnie w tali i zaczęliśmy się kierować do samochodu.
- Dobrze, jeszcze dwa, trzy takie spotkania i będzie on skończony. . A poczekaj muszę do toalety.
- Dobrze, ja tutaj poczekam.- pocałował mnie w czoło. A ja pognałam do toalety. Gdy wychodziłam już z niej znowu to poczułam. Odwróciłam się... zamroziło mnie kilka metrów ode mnie stał mężczyzna ubrany cały na czarno z maską na twarzy i czapką z daszkiem. Ruszyłam do wyjścia, słyszałam jak biegł za mną. To mi przypomniało mój jeden ze snów. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Jina.
- Jin! Pomóż, on chce mnie zabić!- poczułam coś twardego, po czym upadłam na podłogę. Nie mogłam złapać oddechu. Znowu, jak w moim śnie. Niedaleko mnie był mój telefon, słyszałam głos Oppy, ale nie miałam siły krzyknąć. Poczułam jak ktoś mnie podnosi, próbowałam się wyrwać, ale na marne, brakowało mi sił. Przyłożył mi jakąś szmatkę do ust i nosa. Przycisnął, że byłam zmuszona do wdychania. Momentalnie, oczy mi opadały. A potem...

...Ciemność...


Ucieczka Ci w niczym nie pomoże - BTS ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz