*Stefan*
Po skończonych lekcjach tak jak mówiłem się z Damonem pojechałem do szpitala odebrać Alice. Problem w tym, że nie potrafiłem jej znaleźć. Telefonu nie odbierała. Na drodze stanęła mi doktor Fell.
-Nie wiesz może gdzie jest Alice?- zapytałem.
-Wyszła zaraz po wizycie- odparła ze stoickim spokojem. Za tym tonem wyczułem coś dziwnego. Przyjrzałem jej się i postanowiłem wrócić do domu.
*dziesięć minut potem*
W rezydencji było cicho jak nigdy. Co oznaczało, że nikogo w niej nie ma. Wszedłem do salonu i na stoliczku gdzie trzymamy alkohol znalazłem kartkę.
Macie się nie martwić. Mam coś ważnego do załatwienia. Wrócę zanim nadejdzie zmierzch. Alice.
Dziewczyna nie pocieszyła mnie tym liścikiem. Zaniepokojłem się jeszcze bardzie. Zastanawiało mnie tylko jedno. Gdzie poszła? Co musiała zrobić? Z racji tego, że słońce miało zajść lada chwila przygotowałem Alice kolację.
Mając nadzieję, że nie skonsumuje tego Jer poszedłem do swojego pokoju, by przelać wszystkie wspomnienia do pamiętników. Teraz zrozumiałam, że spalenie poprzednich było błędem. Kilka chwil później usłyszałem trzask drzwiami i dźwięk charakterystycznych kroków. Wyjrzałem przez okno. Słońca już dawno nie było na horyzoncie.
-Spóźniłaś się- powiedziałem z wyrzutem wchodząc do pokoju dziewczyny.
-Przełkniesz to- odparła wyraźnie zła.
-Co się stało?- zapytałem.
-Ten niedorajda życiowy bije moją matkę- powiedziała siadając na łóżku.
-Ojciec Allana?
-Niestety. Byłam dzisiaj tam- przyznała.
-I co?
-A co ciebie, przepraszam bardzo, interesują moje problemy?
-Myśle, że mam cenne informacje, które mogą ci się przydać w tej sprawie. Ale skoro mam się nie interesować... Trudno.
-Jakie informacje?- łyknęła haczyk.
-Najpierw kolacja- przyniosłem jej przygotowane wcześniej jedzenie i usiadłem obok.
-To jest szantaż- chciała się bronić.
-Nie mów mi, że nie lubisz- uśmiechnięła się na widok talerza. Chwilę potem postawiła go pustego obok mnie.
-Teraz mnie wysłuchasz- poleciłem na co brunetka przewróciła oczami.
-I tak prędzej się nie dowiem- skomentowała Alice.
-Ostatnio zachowywałem się jak szczeniak. Chciałem cię za to przeprosić i powiedzieć, że biorę na siebie całą odpowiedzialność związaną z zakładaniem i posiadaniem rodziny.
-Mocne słowa- usłyszałem głos Alaricka. Mężczyzna stał oparty o framugę otwartych drzwi.- Właściwie to przyszedłem do Damona.
-Nie wrócił jeszcze do domu- powiedziałem.
-Radziłbym w końcu wrócić do szkoły i nadrobić zaległości. Wszyscy ciężko pracują, a ty się obijasz- rzekł nauczyciel patrząc na Alice.
-Taki miałam zamiar- odpała spokojnie dziewczyna.
-Razem ze Stefanem i Eleną przygotowujecie projekt na koniec szkoły. Radzę wam się pośpieszyć, jeśli chcecie go zaliczyć- powiedział i odszedł.
-Idealny moment sobie wybrał- mruknąłem zły wychodząc z pokoju.
-Dziękuję- powiedziała Alice.
-Mi? Za co?- zapytałem odwracając się do niej.
-Za trzy małe istotki, które mogę obdarować bezgraniczną i bezwarunkową miłością- uśmiechnęła się dotykając swojego brzucha. Zaraz, zaraz.
-Trzy??!
-Teraz boisz się odpowiedzialności?- zapytała.
-Nie, ale marzyłem chociaż o jednym dziecku. A w prezecie dostaje trójkę- powiedziałem wyobrażając sobie trzy małe brzdące biegające po ogrodzie mojej rezydencji. Mimowolnie uśmiechnąłem się.
-Poniekąd sam je sobie sprezentowałeś- odparła.-Teraz przynieś mi notatki z zeszłego tygodnia, bo jak nie zaliczę szkoły to nie będzie tak kolorowo.
Zrobiłem to o co poprosiła mnie dziewczyna, a potem tłumaczyłem jej wszystkie nie zrozumiałe zagadnienia. Muszę przyznać, że wspólna nauka dobrze mi zrobiła. Patrząc na Alice taką skupioną, zadowoloną i uśmiechniętą czułem ciepło na sercu. W końcu dziewczyna zmęczona położyła głowę na moim ramieniu i zwyczajnie zasnęła. Delikatnie położyłem ją na łóżku, przykryłem kołdrą i gasząc światło wyszedłem z pokoju. Po umyciu się, położeniu się zanim zdążyłem zamknąć oczy usłyszałem wrzask...
*Alice*
Dusiłam się, nie mogłam złapać powietrza w płuca. Wszystko zaczynało mnie boleć. Moje ciało płonęło z bólu. W końcu po nogach spłynęła mi krew. Upadłam.
-Jak mogliście?- zapytałam zanim straciłam świadomość.*Damon*
Razem ze Stefanem w jednakowym czasie dotarliśmy do pokoju Alice. Dziewczyna wierciła się na łóżku, a ręce miała zaciśnięte wokół własnej szyi, twarz miała całą zsiniałą. Wiedząc, że jej nie obudziły poszedłem do łazienki i w prysznicu odkręciłem lodową wodę. Stefan przyniósł dziewczynę na rękach i razem z nią wszedł pod strumnień. Oboje patrzyliśmy jak Alice powoli się uspokaja i opuszcza ręce wzdłuż ciała. Z każdą chwilą podnosiłem temperaturę wody przekręcając kran. Kiedy brunetka otworzyła oczy udałem się do pokoju brata by przynieść mu coś suchego do przebrania. Potem poszedłem zrobić dla nich coś ciepłego do picia.
-Co się dzieję?- do kuchni weszła zaspana Elena.
-Alice ma koszmary- odparłem zalewając kubki wrzątkiem.
-Pomóc wam jakoś?
-Nie, możesz iść spać- pocałowałem ją w czoło i wróciłem do pokoju Alice. Siedziała wtulona w Stefana z przerażoną miną, a po policzkach spływały jej łzy. Obu podałem ciepłą herbatę.
-Wszystko będzie dobrze. Nic ci nie grozi- powiedział Stefan jedną ręką obejmując dziewczyne.
-Tu już nie chodzi tylko o ten sen- wychlipiała.
-A o co?- zapytałem.
*Alice*
Kiedy zrozumiałam sens swoich słów pojęłam, że sama się wsypałam. Wzięłam się w garść i stłumiłam łzy.
-Macie mi obiecać, że nie zamknięcie mnie tu jak w więzieniu i nie zabronicie nawet się ruszać- zażądałam.
-Obiecuje- przyrzkł Stefan.
-No dobra- powiedziałem nie wiedząc na co się pisze.
___________________________________________Dzięki za przeczytanie. Zostawcie po sobie jakiś ślad.
Autorka.
CZYTASZ
Wciąż wierzę | The Vampires Diares
FanfictionW tej opowieści poznajecie historię nieśmiertelnej, nastoletniej Alice. Jej życie przewaca się o 180 stopni gdy poznaje braci Salvatore i rodzeństwo Mikaelson'ów. Pozostaje tylko jedno pytanie. Jak długo potrwaj jej życie? Na potrzeby tego opowiadan...