Rozdział trzydziesty trzeci

645 42 3
                                    

W piżamach siedzieliśmy przy kominku, w salonie, na parterze. Usłyszałem świst. Coś przebiegło mi przed oczami. Natychmiast podniosłem się do pionu. Alice zrobiła to samo. Cos pojawiło sie za nami i zniknęło. Żona uniosła dłoń i usłyszałem pisk oraz stłumiony huk. Zza sofy wystawały znajome blond włosy.
-Możesz puścić. Nie trzeba jej krzywdzić- położyłem brunetce rękę na ramieniu. Po chwili wampir rzucił się na mnie. Nawet się nie broniłem.
-Lexi! Kopę lat- dołączył do nas Damon.
-Możesz łaskawie zejść z mojego męża?- usłyszeliśmy głos Alice. Blondynka zdębiała. No tak. Ona nic nie wiedziała. Gdy postawiliśmy się do pionu przedstawiłem dziewczyny sobie.
-Co tu robisz?- zapytałem przyjaciołkę. -Miałam coś do załatwienia w okolicy. Widzę, że ostatnio sporo się u ciebie wydarzyło.
-Długa historia- uciąłem krótko.
-Wiesz Blondi... Stefan jak coś robi to raz a porządnie. Miał okazję na dziecko, to machnął sobie trzy za jednym zamachem- zaśmiał się Damon, a dziewczyny mu zawtórowały.
-Ty najwyraźniej jesteś słaby w te klocki, skoro przez sto siedemdziesiąt lat nie sprawiłeś sobie ani jednego- uciszyła go Alice.
-Auć- syknęła blondynka.
-Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi- mruknął niezrozumiale. Usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Wstałem z fotela i poszedłem otworzyć. W progu stała Rebeka.
-Ja przyszłam do siostry- oznajmiła.
-Wejdź- zaprosiłem ją. Gdy tylko weszliśmy do salonu zobaczyłem jak Alice cała się spina. W jej oczach wypatrzyłem strach.
-Cześć- odezwała się Pierwotna.
-O co chodzi? Streszczaj się bo jestem zmęczona- odparła chłodno.
-Wpadniesz do nas jutro na pojednawczy obiad?- zapytała. -Oboje jesteście zaproszeni- spojrzała w moją stronę.
-Mamy już plany na najbliższe dni- powiedziała Alice, chwyciła się za obojczyk i wrzasnęła. Z pod jej ręki zaczęła wypływać krew. Kolejny wrzask i tym razem czerwona plama pojawiła się na jej udzie. Błyskawicznie znalazłem się obok dziewczyny podtrzymując ją przed upadkiem. Brunetka uniosła rękę i skierowała ją na swoją szyję. Czarami lekko rozcięła sobie gardło. Momentalnie poczułem spływającą ciecz. Damon poszedł do swojego pokoju, zmienić bluzkę, a Rebeka pognała gdzie pieprz rośnie.
-To może ja wpadnę kiedyindziej- Lexi również zniknęła. Wziąłem żonę na ręce jak pannę młodą i zaniosłem do sypialni. Z łazienki zabrałem zwilżony ręcznik i starałem, śpiącej już dziewczynie, krew z gardła. Ignorując jej nakaz położyłem się obok niej i zasnąłem.
-Naprawdę?- zapytałem podnosząc się z podłogi.
-Tak to jest, jak się mnie lekceważy- odpowiedziała Alice zanosząc się śmiechem.
-W sumie to możesz mnie tak budzić co dzień- stwierdziłem, w duchu chytrze się uśmiechając.
-Dlaczego?- o to chodziło.
-Bo cię kocham- odparłem zamykając dziewczynie usta pocałunkiem. Alice położyła ręce na moim karku i przeciągnęła mnie bliżej.
-Ja też cię kocham- odpowiedziała odrywając się na moment. Dalszą część zabawy przerwało nam pukanie do drzwi.
-Czego?!!- zawołaliśmy jednocześnie.
-Śniadanie- kiedyś urwę mojemu bratu łeb. Na prawdę. Przysięgam.
-Nieee- jęknęła drzewczyna.
-Co się dzieję?- zapytałem zaniepokojony.
-Nie mam się w co ubrać. Wszystko jest za małe na mnie- pożaliła się. Wybuchnąłem śmiechem.
-To nie jest śmieszne- skarciła mnie.
-No nie.
-To przestań się śmiać! Co ja mam teraz zrobić?- zapytała bezradnie siadając na łóżku.
-Coś ci przyniosę- powiedziałem i błyskawicznie znalazłem się z swoim pokoju. Z szafy wziąłem swoje dresowe spodnie i czarną koszulkę na badaniach. Do tego dobrałem bluzę z kapturem. Oczywiście wszytko w największym rozmiarze jakie miałem. Zaniosłem rzeczy dziewczynie. Ubrani zeszliśmy do kuchni, gdzie reszta mieszkańców kończyła jeść śniadanie. -Alster, pomyliłaś szafy?- zapytał Damon widząc dziewczynę w moich ciuchach.
-Zmieniam inicz- odparła niemrawo.
Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy pochłaniać wszystko co zostało wystawione. Potem przyniosłem nam po szklance krwi. Jakiś czas później wyszliśmy z domu by na czas zdążyć do lekarza.
-Co to za samochód?- spytałem czekając na dziewczynę. Ta chwilę się zastanawiała, po czym powiedziała:
-Podarek pojednawczy od Elijah.
-Pojednawczy?- zdziwiłem się.
-Za tą akcję dwa tygodnie temu- odpowiedziała krótko. Wziąłem ją za rękę i spacerkiem udaliśmy się w kierunku miasta.
-Jak się czujesz?- zapytała dr Fell Alice gdy weszliśmy do gabinetu.
-Fizycznie nie jest najgorzej, psychicznie trochę słabo- odparła.
-Potrzebujesz jakiejś pomocy specjalisty?- dopytała.
-Nie, bardziej by mi się przydało jakieś oderwanie od rzeczywistości.
-A jak z maluchami?
-Ostatnio zaczynają się rozpychać- zaśmiała się dziewczyna.
-Przepisze ci jeszcze witaminy- lekarka wyciągnęła z szuflady recepty i coś w nich zapisała. Podała mi kartkę, a Alice kazała stanąć na wadze. -Nie przysyłaś ani kilkograma od ostatniej wizyty- powiedziała dr Fell.-Dzieci rosną a ty chudniesz w oczach. Połóż się- wskazała fotel i skinęła do mnie ręką pozwalając mi podejść. Chwyciłem żonę z rękę i razem wpatrywaliśmy się w ekran monitora do badania USG.
-Wygląda na to, że wszystko jest w najlepszym porządku. Dzieciaki rozwijają się prawidłowo- uśmiechnąłem się. Usłyszeliśmy dźwięk bicia ich malutkich serduszek. Alice pociekła łzy szczęścia po policzkach. Mi również oczy się zeszkliły.
-Chcecie poznać płcie dzieci?- zapytała pani doktor.
-Tak- powiedzieliśmy jednocześnie.
-W takim razie spójrzmy...
____________________________________________
Hej ho! I jak wam się podoba? Szczerze, nie sądziłam, że Alice będzie umiała tak zgasić Damona.
Czekam na wasze komentarze i sugestie co do dalszych rozdziałów.
Autorka

Wciąż wierzę | The Vampires DiaresOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz