Rozdział dwudziesty czwarty

842 51 0
                                    

*Alice*
Obudziłam się z wielkim bólem głowy. Jedyne co pamietałam to, to że pochłaniałam jabłko
i nagle nastała ciemność. Podniosłam rękę chcąc przyłożyć ją do plasującej skroni, ale uniemożliwiły mi to kajdany na rękach. Nagle drzwi do pokoju w którym przebywałam otwarły się, a zza nich wyszedł Finn, "słodko" się uśmiechając.
-Po co te cergiele?- zapytałam zła.
-Uniemożliwiłem ci dostęp do magi, jak na razie- odpowiedział. Zaśmiałam się gorzko.
-Magię to ja pochłaniam- rzekłam. Nic nie jest w stanie mnie powstrzymać- dodałam i jednym ruchem rąk zrzuciłam żelastwo z nadgarstków. Potem machnięciem palca złamałam mężczyźnie kark. Ignorując wszystkie dolegliwości wybiegłam z pokoju, a potem z domu i znalazłam się w szczerym polu. Nagle usłyszałam czyjeś kroki.
-Stój albo skończysz marnie- powiedziałam unosząc dłoń.
-Ja przychodzę ci z pomocą, a ty masz zamiar mnie zabić?- zapytał młody chłopak.
-Gdzie jesteśmy?- spytałam łagodniej.
-Daleko od jakiegokolwiek miasta- odparł chłopak.
-Jak ci na imię?-
-Josh.
-Miło cię poznać- uśmiechnęłam się. Wtem z domu wyszedł rozwścieczony Finn.
-Miałeś jej pilnować, a nie ucinać sobie pogaduchy- krzyknął.
-Jesteś z nimi?- spytałam.
-Mają tak myśleć- wyszeptał. Skinęłam głową.
-Uprzedzałam, że ze mną się nie zadziera- zwróciłam się do pierwotnego. Najpierw połamałam mu wszystkie możliwe kości, potem rzucałam nim o każde możliwe drzewo. Gdy w końcu mi się znudziło, podniosłam mu temperaturę krwi i przyprawiłam o ból głowy, nie do wytrzymania. Wampir ledwo dyszał, a wiedząc, że bez ludzkiej krwi szybko się nie pozbiera odeszłam w przeciwną stronę.
-Zaczekaj!- zawołał za mną młody chłopak.
-Na co?- zapytałam nie zatrzymując się.
-Jak się ocknie, to mnie zabiję- poskarżył się.
-Nawet cię nie tknie- odparłam.
-Skąd wiesz?-spytał.
-Bo wtedy wydałby na siebie wyrok śmierci- rzekłam wiedząc, że Finn mnie słyszy.
-Ale przecież jego nie można zabić....
-Wszystko da się zrobić. Dla chcącego nic trudnego- obejrzałam się i zamknęłam oczy. -Trafisz do domu?
-No jasne.
-To ja wracam do siebie- powiedziałam i uniosłam ręcę.
Z hukiem wpadłam na coś miękkiego. Nie miałam jeszcze zbyt dużo czasu na ćwiczenie czaru teleportacji. Teraz leżałam na podłodze, a raczej na Stefanie, który leżał na podłodze.
-Wybacz- powiedziałam gdy wreszcie podnieśliśmy się.  Chłopak nawet się nie odezwał tylko, bez żadnych odgródek zgarnął mnie w swoje ramiona. Odwzjemniłam uścisk.
-Nie ma to jak zagadka sama się rozwiązuje- odezwał się Damon.
-Zagadka?- zapytałam.
-Nie mogliśmy cię zlokalizować, ale Stefan miewał sny, o swoim starym domu i czymś tam jeszcze, a kiedy właśnie wpadł na to gdzie jesteś, ty sama do nas wróciłaś- wyjaśniła Elena.
-I to z hukiem- zachichotał Damon.
-Ile mnie nie było?- spytałam.
-Tydzień- odpowiedział niebieskooki.
Finn przez siedem dni trzymał mnie w stanie ledwo przytomnym.
-Przpomnijcie mi przy następnej okazji, że Finn jest mi coś winien- poprosiłam.
-Do usług- nagle podłoga znów zbyt szybko zaczęła się przybliżać. Jednak nie dotknęłam jej. Po raz kolejny wylądowałam na brunecie.
-Jesteś strasznie osłabiona- stwierdził niosąc mnie do pokoju.
-Tydzień nic nie jadłam- przyznałam.
-Żartujesz?
-Tyle wisiałam między snem z rzeczywistością.
-Zaraz nam coś przyniosę- powiedział i wyszedł. Chwilkę później wrócił z tacą z kanapkami i trzema kubkami. Dwa wypełnione były krwią, a trzeci sokiem z jabłek. Z lekkim zawachaniem sięgnęłam po szklankę z krwią i upiłam łyk.
-Współczuję wam- powiedziałam skwaszona.- To jest ochydne.
-Lepsze od krwi z wiewiórki- zaśmiał się Damon przechodzą obok mojego pokoju.
-Serio, macie aż tak wyczulony słuch?- spytałam.
-Zależy.
-Od czego?
-Czy tego chcemy. Damon lubi czasem podsłuchiwać- mruknął.
-Rozchmurz się- poprosiłam. Po skończonej kolacji nadal rozmawialiśmy na przeróżne tematy. Poznawaliśmy się i tak dalej. W końcu myślę, że każda matka chce wiedzieć kim jest ojciec ich dzieci. Ale ciągnęło mnie do niego też z innej strony.
-Mam dalej wypełniać swoje zadanie, jako twojego obrońcę snów?- zapytał.
-Jeśli chcesz- odparłam, podniosłam się z łóżka, z szafy wyjęłam piżamę i poszłam do mojej łazienki wziąć prysznic. Gdy wróciłam w pokoju unosił się lekki zapach męskiego płynu do kąpieli, a Stefan siedział na materacu w luźnej koszulce na ramiączkach i dresach. Położyłam się obok niego, a po chwili zostałam szczelnie opatulona kołdrą.
-Kiedy cię nie było, co wieczór przychodziłem spać- opowiedział. Odwróciłam się twarzą do chłopaka. W jego oczach widziałam niesamowitą radość i chyba nawet coś więcej, ale nie byłam w stanie tego określić.
-Wywróciłaś mi w głowie- zatkało mnie. Nie odezwałam się ani słowem. Po prostu patrzyłam jak jego twarz zbliża się do mojej. Zamknęłam oczy gdy nasze usta się zetknęły.
____________________________________________
Witajcie w kolejnym rozdziale tejże opowieści. Alice z hukiem wraca do domu, ale czy to koniec jej zmartwień? Na co jeszcze powinna być gotowa i czego się spodziewać?
Dziękuję za przeczytanie i jak zwykle czekam na wasze komentarze i gwiazdki
Autorka

Wciąż wierzę | The Vampires DiaresOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz