W napięciu wyczekiwaliśmy jakichkolwiek informacji co do dzieci.
Dr Fell cały czas wpartywała się w ekran, coś przybliżała, coś oddalała. Aż w końcu wzięła głęboki wdech.
-I co?- zapytałem zniecierpilwiony.
-Najprawdopodobniej to dziewczynka i dwóch chłopców- powiedziała w końcu. Alice zasłoniła twarz dłońmi, a ja pochyliłem się i pocałowałem ją w czoło. Na razie tylko tyle byłem w stanie zrobić. Jeszcze zanim opuściliśmy gabinet zapytałem czy nie ma rzadnych przeciwwskazań, aby Alice mogła latać samolotami.
Dziesięć minut później obejmując dziewczynę wyszliśmy ze szpitala. Wszyscy mijający nas uśmiechniętych, albo również się usmiechali, albo patrzeli na nas jakbyśmy spadli z księżyca.
-Co teraz robimy?- zapytałem zatrzymując się.
-Idziemy na zakupy- oznajmiła i pociągnęła mnie w stronę najbliższego sklepu. Jakiś czas później (czyt. trzy godziny) usiedliśmy w Mysitc Grillu i złożyliśmy zamówienia. Nadal trzymałem dziewczynę za dłoń. -Co powiesz na egzotyczne wakacje w ciepłych krajach?- zapytałem powabnie. -Codzienne kąpiele w morzu, picie soków z tropikalnych owoców i wylegiwanie się w przyjemnie grzejącym słoneczku- dodałem.
-I mówi to wampir, który bez pierścienia spala się w tym przyjemnie grzejącym słoneczku- zaśmiała się.
-Zepsułaś klimat...- skomentowałem.
-Szczerze wolałabym trochę pozwiedzać- rzekła.- Marzą mi się Włochy, Francja, Hiszpania, Anglia. Ogólnie rzecz biorąc Europa.
-Wszystko da się zrobić- powiedziałem, gdy kelner przyniósł nam zamówienia. Po obiedzie spacerkiem wróciliśmy do domu. Odniosłem zakupy dziewczyny do sypialni i wyszedłem do ogrodu gdzie znajdowała się Alice.
-Musimy wybrać imiona dla dzieci- oznajmiła.
-Zostawiam to dla ciebie- usiadłem na ławce obok niej.
-Nie chcę sama podejmować tej decyzji- powiedziała ze skwaszoną miną.
-Nie mieszam się w to.
-Okey- ustąpiła, o dziwo.- Ale...- no tak jak zwykle haczyk.- Jak nie będą chciały zmienić swoje obrzydliwe imiona to zwalę na ciebie. Powiem że to ty je wybrałeś.
-Nie zrobisz tego...
-Uwierz, że zrobię. I to z przyjemnością- posłała mi perlisty uśmiech.
- W takim razie niech będzie- zgodziłem się.
-Kocham cię, wiesz?- oparła się o moje ramię.
-Kiedyś coś tam mi mruknęłaś w ten dising- zachichotałem.
-Anabella, Nathaniel i William Salvatore. Co ty na to?- zapytała.
-Przepiękne, Alice Salvatore- wyszeptałem jej do ucha.
-Też tak uważam- odparła. Wtem zadzwonił jej telefon.
*Alice*
Spojrzałam na wyświetlacz.
-Witaj, Niklausie- powiedziałam przykładając urządzenie do ucha.
-Dlaczego nie uraczyłaś nas swoją obecnością na obiedzie?- zapytał.
-Pytasz jakby cię to naprawdę obchodziło- nie wierzyłam w jego szczere intencje.
-Sugerujesz mi, że nie interesuję się swoją siostrą, która tak wiele dla mnie robi? Przecież to niedorzeczne.
-Najstarsze istoty świata, a zachowujecie się jak niedojrzałe małolaty. Przepraszam, przecież ty zatrzymałeś swój rozwój w wieku młodzieńczym. Zadzwoń jak dojrzejesz. Przy okazji powiedz Elijah, żeby zabrał swój samochód z pod mojego domu. Z poważaniem- rozłączyłam się.
-Wy to się ubóstwiacie- zaśmiał się szatyn.
-Mówi to ten, który przez sto sześćdziesiąt lat był na celowniku swojego brata- zawtórowałam mu.
-Dystans, który tworzysz między nimi a sobą jest wynikiem strachu- stwierdził.
-Miesiąc temu jedno z tego szalonego rodzeństwa wyrwało serce mojej mamie, wcześniej mnie porwało i przetrzymywało w szczerym polu, przy okazji zmusiło Damona do wyssania mnie z krwi, natomiast mój bliźniaczy brat zabił mi ojca, a tobie i Elenie zniszczył związek. Naprawdę nie mam się czego bać- skomentowałam sarkastycznie.
-Chodź tu- zamknął mnie w szczelnym uścisku.
-Ja nie chcę was stracić. Ciebie, dzieci, Damona, Allana, Eleny. Teraz jesteście całym moim życiem. Ostatnio nawet boję się wyjść z domu, przeraża mnie jakikolwiek dźwięk. Jedyne miejsce gdzie byłam sama, to wczoraj na cmentarzu u mamy. Wyszłam pod wpływem emocji i adrenaliny, a potem ledwie do domu trafiłam, bo cały czas miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, że ktoś za mną idzie. Nie jetem w stanie przewidzieć czy jutro, na przykład, Klaus nie będzie potrzebował sługusa, bez uczuć, w postaci ciebie, albo czy Kol przypadkiem nie pourywa wam głów.
Przecież oni są nieobliczalni.
-Nic nam nie gozi, spokojnie. Wszystko będzie dobrze- powiedział.
-Wyjedźmy gdzieś z tąd. Gdziekolwiek, byle dalej od Mystic Falls- poprosiłam.
-Spakuj się, zarezerwuje nam bilety na jakiś najbliższy lot do Europy.
-A dokumenty? Wizy? Paszporty?- spytałam.
-Nie będą potrzebne- uśmiechnął się dwuznacznie. No tak, perswazja. Rozchmurzyłam się i weszłam do domu.
-Masz aż takie złe zdanie o moim tacie?- w salonie siedziała Hope.
-Nigdy nie pokazał mi się z lepszej strony. Jego rodzeństwo, z resztą też. Jak mam myśleć o nim inaczej? A drogimi prezentami mnie nie kupią. Co ty tutaj robisz?- spytałam.
-Właściwie to nic.
-I sama tu przyszłaś?
-Nudziło mi się w domu- powiedziała.
-Jesteś głodna?- zapytałam.
-Może trochę...
-To chodź, zrobimy sobie coś słodkiego do jedzenia- zaproponowałam.
____________________________________________
I jak wam się podoba? Czekam na wasze komentarze i gwiazdki
Autorka
CZYTASZ
Wciąż wierzę | The Vampires Diares
FanficW tej opowieści poznajecie historię nieśmiertelnej, nastoletniej Alice. Jej życie przewaca się o 180 stopni gdy poznaje braci Salvatore i rodzeństwo Mikaelson'ów. Pozostaje tylko jedno pytanie. Jak długo potrwaj jej życie? Na potrzeby tego opowiadan...