Rozdział dwudziesty dziewiąty

781 44 1
                                    

Od tygodnia ból rozdziera mi serce, każdego dnia na nowo. Dzień który powinien być najpiękniejszym w całym moim życiu stał się najgorszym. Traciłam siły na wszystko. Dosłownie. Nie chciałam jeść, pić, rozmawiać z kimkolwiek, nawet płakać. Nie miałam siły na to, by żyć, a wyprórające żyły poczucie winy nie ułatwiało sprawy. Dlaczego nie dałam Finnowi tego czego chciał? Bo byłam głupia. Nie miałam nadzieji na to, że któregoś dnia będzie lepiej, że uśmiechne się jeszcze choćby raz. Nic do mnie nie przemawiało. Troska przyjaciół, zamartwianie się Stefana, codzienne wizyty doktor Fell. Kazania na temat dobra dzieci też nie robiło mi różnicy. Po prostu leżałam w swoim łóżku i wpatrywałam się w zdjęcie mnie i mojej mamy. Tak całymi dniami. Nie odrywałam wzroku od fotografii chyba, że musiałam wypić szklankę krwi przyniesioną przez męża. Jadnak mimo, iż byłam totalnie nie obecna to zauważyłam zniknięcie Damona. Od dnia zabójstwa mojej matki nie pojawił się obok mnie nawet na krok.
-Alice, proszę cię spójrz na mnie- poprosił Stefan dziś rano. Nie zareagowałam.-Od tygodnia mam wrażenie, że cię straciłem mimo, że nadal tu jesteś. Proszę odezwij się. Ranisz mnie swoją obojętnością. Tym całym egzystowaniem. Jedno spojrzenie, błagam- zignorowałam to. Zasnęłam.
-Alice Willson?- podeszła do mnie kobieta, łudząco przypominająca mi mamęm
-Mama?
-Nie, proszę oskarżona. Ja nie mam córki- nwet głos mają ten sam. Ale zaraz, zaraz. Jaka oskarżona? Znajdowałam się w sali sądowej. Na miejscu przestępcy.
-Zostaje pani skazana na wieczną udrękę, za odebranie najbliższym tego co najcenniejsze. Zabrać ją- ogłosił sędzia. Nie to jest jakiś koszmar.
-Mamo, proszę!!!- zawołałam szarpiąc się.
-Moje córka nigdy nie dała by sobie zniszczyć życia, a jeżeli nie, to nie zrobiłaby tego swoim najbliższym- powiedziała mama, w roli prokuratora. Zostałam wyprowadzona z sali i strącona do odchłani rozpaczy.
Przecierając oczy zwlokłam się z łóżka. Za drzwiami usłyszałam rozmowę.
-Może on byłby w stanie przemówić jej do rozsądku- zasugerowała dr. Fell.
-Od momentu ślubu go nie widziałem. W domu nie pojawił się wcale- odparł Stefan. Czyli dotyczyło to Damona.-A szukanie go nie ma najmniejszego sensu. Jeśli wyczuje obecność któregoś z nas to ucieknie.
-W takim razie co robimy? Alice nie może się dłużej zachowywać.
-Ja jestem bezradny. A nie sądzę, by ktokolwiek inny zdołał ją przekonać- ostrożnie rozwarłam drzwi. Mój widok musiał być strasznie przerażający, bo im obojgu rozszerzyły się oczy. Mówiąc słowo "przepraszam" przytuliłam się do męża. Czułam tylko jego usta we włosach.
-Idź się przebierz, zrobię śniadanie- polecił. Jak powiedział tak zrobiłami.
Chwilę później siedziałam w kuchni i zajadałam się jajecznicą oraz tostami.
-Co cię skłoniło do zmiany nastawienia?- zapytał szatyn.
-Zostałam oskarżona i skazana za odebranie wam radości życia. Tobie, twojemu bratu, Elenie, Allanowi, Rebecke, Klausowi- odpowiedziałam.- Obok ciebie były trzy wolne miejsca, które miały zająć nasze dzieci.
-Dobrze, że wróciłaś z tego zawieszenia- westchnął.
-Słyszałam twoją rozmowę z dr. Fell- zagadnęłam. Chłopak głośno nabrał powietrze w płuca. Chwyciłam go za dłoń.
-Damon gdzieś przepadł...- zaczął.-A ilość ofiar jakie za sobą zostawia sugeruje, iż zatracił człowieczeństwo.
-To dlaczego nie czuję bólu?- zapytałam.
-Teraz najwyraźniej nikogo nie zabija, a wcześniej nie czułaś nic- wyjaśnił i wtedy pczułam rozrywający ból nad nadgarstkiem. Na swetrze pojawiła się plama krwi. Odsunęłam materiał i zobaczyłam odciśnięte zęby wokół mojej dłoni.
-Serio? Dlaczego nie szyja?- zapytałam żartobliwie.
-Bo wie, że rani ciebie- odparł przyglądając się mojej ręce.
-Najwyraźniej zostało mu jeszcze trochę mózgu- zaśmiałam się.
-Musimy go znaleść, zanim cię wykończy- powiedział.
-Wpadliście na jakieś ślady? Zaklęcie lokalizujące?
-Żadnych poszlak, a czar nie działa.
-Najwyraźniej ktoś nie chce byśmy go znaleźli- rzekłam, wpadając na pewien pomysł. Jednak spodziewając się jak chłopak może na to zareagować, nie powiedziałam mu o tym.
-Co?- spytał patrząc na mnie uważnie.
-Zastanawiam się nad tym, jak zamierzacie sprowadzić go do domu?- odparłam.
-Nie mam pojęcia, najpierw trzeba go zlokalizować.
-Zawsze ty go tu ściągnałeś?
-Ratowałem go z praktycznie każdych tarapatów.
-Nie znudziło ci się?
-To mój brat. Nie zostawię go. On zresztą też. Choć czasem mu odwala.
-Mam pewną propozycję...- zaczęłam.
-Zamieniam się w słuch- aż pochylił się bliżej mnie.
-W całym, tym pokręconym połączeniu jesteś położony niżej od Damona. Jeśli ktoś będzie cię krzywidził...
-On będzie to czuł. Nie zadziała- założył od razu.- Wie, że chcemy jego powrotu.
-W końcu przyjdzie, żeby zakończyć swoje cierpienie- dodałam.
-Dobry plan. Ale zapomniałaś, że jeżeli ktoś krzywdzi nas, to ty też cierpisz.
-Nie jeżeli to ja zadaję ból- powiedziałam cicho.
-I tu jest hak. Nie chcesz zadawać mi bólu. Prawda?- zapytał.
-Oczywiście, że nie.
-Ale to jedyna droga- mruknął i wstał od stołu.
_____________________________________________
Dzięki za przeczytanie. I jak sądzicie, czy Alice i Stefanowi uda się sprowadzić Damona do domu? Czy aby Alice na pewno pozbierała się po śmierci mamy?
Zostawiam was z tymi pytaniam, a pamiętajcie, że w pisaniu książek jestem nieobliczalna....
Autorka

Wciąż wierzę | The Vampires DiaresOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz