Rozdział 22

7.9K 508 43
                                    

#Sofia

Siedzę na placu zabaw z Meira i Dalią. Niestety to nam dzisiaj przypadła opieka nad tymi dziećmi diabła. Nie rozumiem jak coś tak małego może sprawiać tyle problemów. I nie myślicieli sobie że ja nie chcę mieć dzieci oczywiście że chcę jednak patrząc i pilnując ich, coraz bardziej mi się tego odechciewa. Naprawdę wolała bym już ćwiczyć z chłopakami co równało by się z tym że przez tydzień nie mogła bym się ruszać a moje ciało nagle zmieniło by kolor na sino-fioletowy. Więc chyba jednak, po chwili zastanowienia, dla własnego bezpieczeństwa wole zostać tutaj.

  Aktualnie czekam na Le'e, ta jak zwykle musi się spóźniać naprawdę przyjaźnie się z nią od małego i ciągle jest to samo. Najgorzej jest kiedy np. jest ważna narada czy nagłe zebranie, a ona będąc córką przywódcy stada musi się nagle na nim pojawić. Wtedy to lepiej nie zbliżać się do niej bo może się to skończyć źle, naprawdę bardzo źle. Ona z Axelem w charakterze są jak dwie krople wody po prostu identyczni, a to wszystko wszystko wina genów ich ojca. Natomiast z wyglądu i zachowania niczym siebie nie przypominają, to jest czasem naprawdę przerażające, jak można być tak do siebie niepodobnym.

  W całej watasze od paru dni mowa jest tylko o jednym. Luna. Parę dni temu każdy z nas poczuł nagle dziwną energię, spokój i poczucie bezpieczeństwa, nie wiedzieliśmy o co chodzi ani co się z tym wiąże dopiero następnego dnia Maia powiedziała nam że Axel znalazł swoją mate. Od tamtego czasu nikomu nie może zejść uśmiech z twarzy. Wszyscy zastanawiają się jak wygląda, kim jest może wampirem, wilkiem, wróżką, a może człowiekiem? Wszystkich zżera ogromna ciekawość. 

   Wczoraj starałam się w raz z Leą dostać się na piętro Alfy i ją poznać. Niestety kiedy tylko stanęliśmy na jego piętrze on dosłownie zniósł nas z powrotem na sam dół, przy tym warcząc ciągle, że jak jeszcze raz nieproszone tam wejdziemy to już nie będzie taki miły oraz plótł jeszcze jakieś takiego typu pierdoły.

   Krążą jednak plotki od Omeg które były w ich pokoju, że Luna jet przepiękna, lecz zanim tu trafiła była bardzo źle traktowana. Już sam ten fakt wystarczył aby wywołać u nas jeszcze większą ciekawość a zarazem i niepokój. Każdy wilk już od małego, czuje tak naprawdę niezrozumiałą nawet dla niego samego, więź z Luną. Jest ona taką jakby ostoją, kimś do kogo możemy udać się choćby z najmniejszą błahostką, chcąc się wyżalić czy zwyczajnie porozmawiać i wiemy, że nie odrzuci nas tylko postara się pomóc czy coś wytłumaczyć. Dlatego jeśli coś złego jej się stanie, lub stało wszyscy czują jakby zawiedli, tak samo jest w przypadku Alfy, nasze wilki obwiniają się dopuściły do tego, że coś im się stało.

  Dobra na razie nie będę się zadręczać bo to tylko plotki które wcale nie muszą być prawdą. Wyrzuciłam z głowy wszystkie nieprzyjemne myśli, zamknęłam oczy i postanowiłam się chwile zrelaksować w towarzystwie wrzasku dzieci, paplaniny Meiry i Dali, ale co najważniejsze i najprzyjemniejsze w promieniach cieplutkiego słońca.

  O boże właśnie tego było mi trzeba, jeszcze ten przepiękny otumaniający zapach, mięty i piwonii coś cudownego, mogła bym tak już siedzieć w nieskończoność. Ej...chwila jakie piwonie one u nas nie rosną...mięta przecież tak samo. W jednej sekundzie otworzyłam oczy i zaczęłam rozglądać się na wszystkie strony w poszukiwaniu osoby od której bił ten niebiański zapach.

  Bingo znalazłam. W drzwiach wejściowych do ogrodu stała oszałamiająca dziewczyna. Drobna, niziutka, mimo że była dość mocno wychudzona widać było, że kształty to ona ma. Jej bladą prawie pergaminową twarz okalały złote blond włosy, jednak tym co się chyba najbardziej wyróżniało były jej oczy ogromne i błękitne. Prześliczna nic więcej na ten temat nie można powiedzieć. Dziewczyna ruszyła w stronę placu zabaw, rozglądając się na wszystkie strony. Wyczułam, że jest ona człowiekiem to trochę dziwne, żeby sama tu przyszła ludzie nie wiedzą o naszym istnieniu tak jest lepiej zarówno dla nich jak i dla nas. Jednak w jej zapachu było coś jeszcze, zaciągnęłam się jeszcze raz i dopiero wtedy to do mnie dotarło. Był na niej zapach Axela. I dopiero wtedy do mnie dotarło, boże ja chyba naprawdę nie myślę. To jest Luna. Teraz wszystko by się zgadzało. Jest piękna tak jak mówiono, jest człowiekiem co by pasowało do tego, że Axel dwa razy bardziej martwi się o nią, co jest oczywiście zrozumiałe oraz to co najbardziej niepokoi wydać jej siniaki i to, że naprawdę jest bardzo chuda.

  Szturchnęłam szybo dziewczyny i wskazałam na dziewczynę, one zaciągnęły się powietrzem, do nich całe szczęście dotarło to szybciej niż do mnie i prędzej zdały sobie sprawę z kim mają do czynienia. Popatrzyły się na mnie z rozdziawioną buzią, szybko pokiwałam zgodnie głową i po tym sygnale w ekspresowym tempie chwyciły za komórki. No tak te dwie wszystko muszą od razu oznajmić.

  Powróciłam wzrokiem na Lunę i zauważyłam, że siedzi na ziemi a dzieciaki okrążyły ją ze wszystkich stron, a niektóre nawet upatrzyły sobie miejsce na jej plecach czy kolanach. Przeuroczy widok widać, że ma dryg do dzieci i bardzo dobrze. Podniosła się na nogi i pomaszerowała z dziećmi w stronę domków na drzewie. W pewnym momencie zachwiała się i myślałam, że runie na ziemię już, nawet z Meirą i Dalią które cały czas trajkotały poderwałyśmy się z ławki jednak po chwili odzyskała równowagę i ruszyła dalej. W niedługim czasie dotarły do domków i tyle można było już ich widzieć.

  Z dziewczynami z powrotem zajęłyśmy się gadaniem tylko tym razem już wiadomo na jaki temat. Lea dalej się nie zjawiła, kurcze ta to ma poczucie czasu. Gadanie przerwał nam przeraźliwy ryk Alfy oo coś się szykuję.

#Axel

  Dalej stoję jak ten osioł po środku kuchni. Mój wilk odkąd ona sobie poszła nie daje mi spokoju i tylko mówi jaki to ja beznadziejny jestem. Okej to już wiem więc mógłby powiedzieć coś innego. Wreszcie po dłuższej chwili ocknąłem się i spojrzałem na zegar. Cholera zawiesiłem się na ponad czterdzieści minut, no pięknie. Pokręciłem tylko głową i ruszyłem w stronę naszej sypialni, muszę zobaczyć jak bardzo jest źle.

  Kiedy tylko przekroczyłem jej próg zobaczyłem, że pokój jest w takim samym stanie jak go zostawiliśmy. Lekko zdenerwowany poszedłem w stronę garderoby lecz za jej drzwiami widniała pustka. Ostatnim miejscem do którego mogła się tu udać była łazienka, lecz tam również nikogo nie było. Kiedy uświadomiłem sobie, że jej nigdzie nie ma z mojego gardła wydostał się ryk pełen z jednej strony bólu i smutku, a z drugiej wściekłości. Gdzie ona do jasnej cholery mogła zniknąć. Zacząłem węszyć szukając gdzieś jej zapachu. Jest. Pędem ruszyłem za zapachem który z każdym krokiem przybierał na sile. Wyszedłem na dwór i zdziwiłem się, że sama tutaj wyszła. Nie byłem zadowolony z tego faktu, gdyż w każdej chwili mogło by się coś jej stać. Mógł ją ktoś zaczepić, albo straciła by przytomność i co by było?

  Idąc przez plac zabaw zdziwiłem się bo jeszcze niedawno była tu chmara dziec, a teraz nikogo. Kierowany dalej zapachem doszedłem do domków na drzewie. Z największego, najsilniej było czuć jej zapach. Wspiąłem się po drewnianej drabince, a później przeszedłem przez mały mostek i zerknąłem przez okno.

  A więc tu siedzi moja zguba. Martuś siedziała na środku dywanu i coś opowiadała, natomiast dzieciaki albo siedziały wokół niej, albo na niej.

  I mimo tego, że obraz przede mną był rozczulający, to oj kochanie nie ładnie tyło tak uciekać......

=========================================================

Jestem nie zginęłam.

Rozdział tak naprawdę średnio mi się podoba, ale cóż.

W najbliższym czasie planuje maraton więc jak chcecie to piszcie.

Rozdział 1235 słów.

         Do zobaczenia!

Droga przez mękiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz