Rozdział IX

1K 69 6
                                    

– Dzień dobry, kochanie! – Silne ramiona oplotły mnie w pasie, a na szyi poczułam delikatne muśnięcie wargami. Uśmiechnęłam się szeroko i wtuliłam się w męża wdychając jego zapach. Staliśmy na tarasie naszego wymarzonego domu w samych szlafrokach, jednak żadne z nas nie przejmowało się sąsiadami. To była chwila tylko dla nas. Delikatny powiew wiatru na twarzy i silne męskie ramiona obejmujące moją kibić, to wszystko, czego potrzebowałam, żeby czuć się szczęśliwa. Spełniona. Potrzebna.

– Wróć do mnie – wyszeptał mi do ucha. Odwróciłam się i spojrzałam na niego pytająco.

– Przecież tu jestem i nigdzie się nie wybieram – powiedziałam stanowczo.

– Wróć, Amando. Potrzebuję cię. – Twarz Luke'a zaczęła się rozmazywać. Patrzyłam na oddalającego się mojego męża, ale nie byłam w stanie go zatrzymać. A on powoli cofał się w głąb mieszkania. Wyciągnęłam bezradnie ręce w jego kierunku z niemą prośbą w błyszczących od łez oczu.

– Wróć...

– Amanda, chcesz iść ze mną do lasu? – Czyjaś ręka mocno mną zatrzęsła. Wstałam gwałtownie, przecierając oczy i próbując cokolwiek kontaktować. Znów śnił mi się Luke. Zawsze prosi żebym wróciła. A ja nawet nie chciałam odchodzić.

Znajdę sposób, obiecuję.

– Halo, rejestrujesz już? – To Ykhar wciąż próbowała mnie przywrócić do rzeczywistości. Zamrugałam kilka razy powiekami rozpaczliwie podejmując próby przypomnienia sobie, o co mnie prosiła. Coś z lasem... Chyba. Brownie wciąż patrzyła wyczekująco.

– Możesz powtórzyć?

– Zapytałam, czy chciałabyś mi towarzyszyć w wędrówce do lasu, aby nazbierać trochę owoców.

– Myślałam, że wszystko, co tu rośnie, nie nadaje się do jedzenia – wtrąciłam sennie. Dziewczyna tylko westchnęła zniecierpliwiona.

– Opowiem ci wszystko po drodze. Idziesz? – Ykhar, ani żaden inny mieszkaniec krainy, nie mógł już sam wybrać się do lasu. Miiko wydała zarządzenie, które jasno mówiło, że każdy, kto ma potrzebę udać poza mury schroniska, ma obowiązek to zgłosić i zabrać ze sobą jednego członka Straży Obsydianu. Więc praktycznie i tak nie miałam wyboru, jeśli brownie zdążyła już zgłosić chęć misji i podać imię osoby towarzyszącej. Nie, żebym nie miała ochoty iść z Ykhar na spacer po lesie. Szybko zatem zerwałam się z łózka.

– Tak, tak, tylko szybko się ubiorę i możemy iść – zaczęłam się nerwowo rozglądać po pokoju w poszukiwaniu ubrań. W akompaniamencie cmoknięć dziewczyny, szybko ubrałam się i uczesałam. Gdy tylko wstałam z krzesła, szybko wyszła z pokoju. No cóż, chyba naprawdę jej się śpieszy. Zamknęłam sypialnię na klucz i dołączyłam do niej.

– Ej, a poczekasz chwilę, żebym mogła chociaż zrobić sobie kanapkę? – zapytałam z cichą nadzieją. Mój żołądek potwierdził moje słowa.

– Nie. – Momentalnie oklapłam, jednak aż mi się uszy zatrzęsły, gdy rudowłosa wyciągnęła z koszyka kanapkę z miodem. – Bo zrobiłam już ci śniadanie – zaśmiała się. Z wdzięcznością przyjęłam od niej jedzenie i radośnie wgryzłam się w kromkę.

– Dżęki – powiedziałam z pełnymi ustami. Ykhar widocznie bardzo się spieszyło, gdyż całą drogę, od kwatery aż do bramy, prawie musiałam za nią biec.

– Ufff... Teraz możemy trochę zwolnić – wysapała, łapiąc się za klatkę piersiową. Spojrzałam na nią niepewnie.

– Eee... Ykhar? – zaczęłam ostrożnie – Dlaczego tak szybko wyszłyśmy z kwatery?

Wbrew sobie |Eldarya|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz