Rozdział XXVII

628 52 15
                                    

Ciemność...

Otaczała mnie ciemność. Nie byłam w stanie otworzyć oczu. Nie byłam w stanie się poruszyć. Ze wszystkich stron napierała na mnie siła, nie pozwalająca na żaden ruch. Czy ja umarłam?

Pomyślałam o Luke'u. O osobie, która była mi najbliższa. A potem mnie zdradziła.

Czy tak musi być zawsze? Osoby, którym zaufam, które pokocham, mnie wykorzystają?

Nie zawsze.

Kto to? Co to za głos? Znam go.

Otwórz oczy.

Tyle że nie mogę. A może wcale nie próbowałam?

Mocno się skupiłam na czynności, którą miałam zamiar wykonać. Nacisk czerni coraz bardziej mi doskwierał, ale po chwili wysiłku udało mi się.

To wcale nie była czerń. To był wszechotaczający błękit. Powoli zamrugałam, aby przyzwyczaić wzrok do blasku.

Przede mną stała piękna kobieta. Jej ciało mieniło się wszelkimi możliwymi kolorami. Oczy, tak podobne do moich, intensywnie się we mnie wpatrywały.

Nareszcie cię spotkałam, moja droga Amando.

Mimo, że kobieta nie poruszała ustami, to wiedziałam, że to ona jest autorką tych słów. Próbowałam jej odpowiedzieć, jednak nie mogłam otworzyć ust.

Jesteś nadzieją dla tego świata.

Ja – nadzieją? Przecież umarłam. Jest tylko ten błękit i ona.

Wsłuchaj się w swoje serce.

Mimochodem zauważyłam, że nacisk na moje ciało zelżał, miałam teraz wrażenie, że unoszę się w powietrzu. Powoli odzyskiwałam władzę nad ciałem. Na próbę poruszyłam dłonią. Wtedy też spostrzegłam, że jestem naga, choć, o dziwo, wcale mnie to nie zawstydziło. Kobieta ciągle na mnie patrzyła. Chciałam jej odpowiedzieć, ale gdy otworzyłam usta, nie wydobył się z nich żaden dźwięk.

Wsłuchaj się w swoje serce.

Wsłuchać się w serce. Tylko, że ono już dawno zostało złamane. Nie posiada już głosu.

To Luke je zniszczył.

Między miłością a nienawiścią jest bardzo cienka linia. Musisz odróżnić, po której stronie znajdują się twoje emocje.

I wtedy go usłyszałam. Brzmiał, jakby mówił do mnie przez ścianę. Ale jednak doskonale wiedziałam, co mówi i kto mówi.

Wołał mnie.

***

Wojownik dosyć brutalnie rzucił ciałem Leiftana o ziemię. Chłopak jęknął głucho. To cud, że w ogóle jeszcze żył. W chwili, gdy poczuł na swoim gardle ostrze, pomyślał, że to koniec. Jednak jego przeciwnik szybko zabrał miecz, a później szarpnął go, jak worek ziemniaków, by rzucić go wprost pod nogi Ashkore'a. Spojrzał na niego ze szczerą nienawiścią w oczach. Mężczyzna tylko zaśmiał się drwiąco.

– Och, Miiko spójrz, jaka jesteś beznadziejna. Zobacz, z jaką łatwością złapaliśmy ciebie i twojego kochasia – powiedział, śmiejąc się wniebogłosy. Leiftan z niemałym trudem odwrócił się za siebie. Związani do siebie plecami, na ziemi siedzieli Miiko, Kero i Ykhar. Wszyscy w poszarpanych ubraniach i z licznymi zadrapaniami. Chłopak podejrzewał, że sam nie wygląda wcale lepiej. Obok nich, na prowizorycznym powozie stał Kryształ. Cel jego podróży. Gwałtownie spróbował się podnieść, jednak niemal natychmiast upadł. Dopiero teraz zauważył, że jest skrępowany.

Wbrew sobie |Eldarya|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz