Rozdział I

1.6K 121 8
                                    

Ale mnie boli głowa. Nieźle musiałam się spić. I wytańczyć chyba również, bo całe ciało miałam obolałe, jakby coś wielkiego po mnie przejechało. Lekko uchyliłam oczy, aby natychmiast je zamknąć. Nagły dopływ światła wzbudził we mnie nagłe nudności. Chyba nie będę chciała obejrzeć nagrania z wesela. Ciekawe, która godzina.

Na oślep zaczęłam szukać telefonu na szafce nocnej. Dopiero dźwięk tłuczonego szkła zmusił mnie do otwarcia oczu.

Ughh... za jasno! Zaraz chwila... czy to szpital?

Rozejrzałam się dookoła. Białe ściany, biały sufit, białe łóżka, białe szafki. Zerknęłam na swoją półkę. Zastawiona była nieskończoną ilością buteleczek, z których jedna właśnie wylegiwała się na podłodze i uwalniała swą zawartość.

– Och, obudziłaś się wreszcie – usłyszałam szorstki głos z mojej prawej strony. Stała tam młoda dziewczyna, zapewne pielęgniarka.

– Taaak... Co się właściwie ze mną... – nagle dotarło do mnie co zobaczyłam. Dziewczyna miała srebrną skórę i jasnoniebieskie włosy. A przede wszystkim...

– Spałaś prawie trzy dni – ...miała spiczaste uszy. Zaraz, chwila, co? To ile ja w końcu wypiłam? Niestety mruganie nie pomagało a ból głowy jeszcze bardziej mi doskwierał.

– Moja głowa... – jęknęłam.

– Na półce powinnaś mieć eliksir przeciwbólowy – powiedziała ta dziwna pielęgniarka i podeszła do mojego łóżka. – A raczej miałaś – dodała, wskazując palcem na resztki płynu na podłodze. Odruchowo osunęłam się od niej, co nie uszło uwadze dziewczyny.

– Ludzie... – pokręciła głową z niesmakiem. – Idę po Miiko. Nie ruszaj się stąd – poleciła i szybko wyszła.

Aha.

Co to do cholery było?!? Kim była ta szalona kobieta i kim był ten szalony ordynator, że pozwolił jej wykonywać zawód pielęgniarki?

Dobra, jedyne wyjście to uciekać stąd jak najszybciej. I jak najdalej. Zsunęłam nogi z łóżka i gwałtownie wstałam. To był błąd. Porządnie zakręciło mi się w głowie i ruszyłam na spotkanie z podłogą.

Do którego jakimś cudem nie doszło. Poczułam w pasie czyjeś dłonie, które potem położyły mnie z powrotem na łóżko.

– Spokojnie, księżniczko. Ewelein kazała ci się nie ruszać – właściciel dłoni odgarnął mi włosy z czoła. – Miałaś wstrząśnienie mózgu, ziemia w najbliższym czasie nie będzie twoją przyjaciółką. Ale ja mogę być twoim przyjacielem – dodał ze śmiechem. Moim "wybawicielem" okazał się dobrze zbudowany czarnowłosy chłopak o bladej cerze i srebrnych oczach. Poza strojem nie z tej epoki wyglądał całkiem normalnie... dopóki nie zauważyłam kłów.

Mój pisk pewnie było słychać w okolicach stu kilometrów od szpitala. Ponownie prawie spadłam z łóżka i ponownie chłopak mnie złapał.

– Nie dotykaj mnie! – pisnęłam i odsunęłam się jak najdalej.

– Ej, spokojnie, ja nie gryzę... jeszcze – chyba polubił mój krzyk. – Okej, okej, chorych nie ruszam, dobra? – uniósł ręce ku górze. – Ale nie powinnaś tak krzyczeć. Robisz złe wrażenie. – powiedział kiwając głową w kierunku drzwi.

Albo wzięłam sobie jego radę do serca, albo krzyk już nie wystarczał, aby określić moją rekcję na widok ludzi stojących w progu.

Jeśli pseudo pielęgniarkę uważałam za dziwną, to widząc towarzyszącą jej drugą kobietę, powinnam mieć już dawno stwierdzone skrzywienie psychiczne i wylądować w wariatkowie. Chyba, że jestem w wariatkowie. Otóż postać przede mną miała długie czarne włosy, z pomiędzy których wyrastały czarne, uszczypnijcie mnie, lisie uszy. Piękny obraz omamów dopełniały cztery lisie ogony wesoło machające sobie na wszystkie strony. Obok niej stał koleś–wiedźmin, opalony na złoty brąz, o długich białych włosach i złotych oczach. Za nimi kręcił się nerwowo niski chłopak w okularach. No i miał granatowe włosy. No i ogon. I RÓG. Fajnie.

– Jestem Ewelein – pielęgniarka powoli do mnie podeszła i gestem kazała czarnowłosemu spadać, co też niechętnie uczynił. Razem z nią podeszła ta z ogonami. – Pamiętasz cokolwiek?

Czy pamiętam cokolwiek? Byłam w takim szoku, że ledwie co pamiętałam swoje imię. Błagam, wypuście mnie z tego domu wariatów.

— Nie jesteś w żadnym domu wariatów – głośno i wyraźnie, jak do małego dziecka, powiedziała pielęgniarka. – Ale zanim udzielimy ci informacji, musimy się upewnić, że nie jesteś szpiegiem. Dlatego, opowiedz na moje pytanie: czy pamiętasz, jak się tu znalazłaś?

Okej, to ma sens. Co pamiętam?

No, pamiętam ślub, pamiętam, jak Luke się do mnie uśmiechał, gdy tata prowadził mnie do ołtarza...

Luke...

– Nie... – wyszeptałam, otwierając szeroko oczy z przerażenia. – Luke... on dostał... ranny.... trzeba go znaleźć... opatrzyć – bełkotałam. Nagle wszystko przestało mieć znaczenie; nie obchodziło mnie gdzie się znajduję, ani co to za dziwny zjazd cosplayerów. – Luke. – złapałam niczego się nie spodziewającą pielęgniarkę za przód bluzki. – Gdzie jest Luke? Co z nim? Odpowiedz mi! – zażądałam. Nieważne, że wyglądają, jakby się urwali z przedstawienia, ja MUSZĘ wiedzieć, co z Lukiem. Ale Ewelein tylko pokręciła głową.

– Znaleźliśmy tylko ciebie. Oprócz ciebie w lesie nie było nikogo.

Ale wokół kościoła nie było żadnego lasu. Więcej, to był sam środek miasta.

– Mocno dostałaś w głowę i odurzono cię chloroformem.

Przed oczami stanął mi obraz ręki szybko zakrywającej moje usta.

– Gdzie ja jestem? – czy naprawdę chciałam to wiedzieć?

– Jesteś w Eldaryi, krainie faery.

Wbrew sobie |Eldarya|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz