Rozdział IV

1.2K 89 44
                                    

W więzieniu wcale nie było fajnie. Zimno, mokro, a klatka, w której Jamon mnie zamknął, była tak ciasna, że mogłam w niej przebywać tylko w pozycji siedzącej.

Spędziłam tu już chyba kilka godzin, gdyż odczuwałam nieprzyjemne skurcze żołądka. Po wyjściu ze szpitala, nie zdążyłam zjeść śniadania. Cóż, może Ykhar albo Alajea coś mi przyniosą. Jeśli Miiko im pozwoli w ogóle przyjść.

Wciąż zastanawiałam się, czym zawiniłam. Bo naprawdę chodziło tylko o to, że chciałam dotknąć kryształu? Nie moja wina, że zaczął mnie przyciągać do siebie. W tamtej chwili nie byłam w stanie panować nad sobą. Liczył się tylko on. Jednak dla nich jest chyba czymś w rodzaju świętości, bo innego wytłumaczenia nie mam.

Dźwięk klucza w zamku przerwał moje rozmyślania. Nareszcie mnie uwolnią. Albo chociaż nakarmią.

– Amando? – usłyszałam nieśmiały szept Ykhar. W tej chwili nikogo bardziej nie wielbiłam od niej. Wiedziałam, że mnie nie zawiedzie.

– Tutaj jestem – zauważyłam nikły blask świeczki, którą brownie niosła w jednej ręce. W drugiej natomiast trzymała kawałek chleba.

– Wszystko w porządku? – Ykhar nie przyszła sama. Za nią stał ten blondyn, który powstrzymał mnie przed dotknięciem kryształu. – Och, wybacz, nie przedstawiłem się. Jestem Leiftan.

– Przyszliście mnie uwolnić, tak? – nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam, zmuszona siedzieć wciąż w tej samej pozycji. Ykhar i Leiftan jednocześnie pokręcili głowami.

– Miiko nie pozwoliła nikomu cię odwiedzać. Wymknęłam się z pokoju, bo wiedziałam, że od rana nic nie jadłaś i pomyślałam, że jesteś bardzo głodna, więc wcześniej odłożyłam trochę jedzenia z mojego przydziału i postanowiłam, że ci go dam, ale przy wejściu do lochów natknęłam się na Leiftana... – powiedziała wszystko jednym tchem. Naprawdę, podziwiam tę dziewczynę.

– A ja postanowiłem jej potowarzyszyć – dokończył blondyn. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, a Ykhar z niepokojem. – Nie zawsze akceptuję, to co Miiko uważa za słuszne – dodał i uśmiechnął się, patrząc mi prosto w oczy. Mam nadzieję, że w blasku świecy nie widać mojego rumieńca. – Poza tym, już jej prawie przeszło. Jutro chce znowu z tobą porozmawiać.

– Fajnie, tylko żeby znowu się nie zakończyło tak, że ląduję w więzieniu... – powiedziałam z przekąsem. Leiftan zaczął mi się uważnie przyglądać. Czułam się, jak na prześwietleniu rentgenowskim. Bardzo niekomfortowo.

– Co się właściwie wydarzyło w Sali Kryształu? – zapytał nagle. – Wyglądałaś jakbyś była w transie – Przełknęłam nerwowo ślinę.

– Bo, tak jakby... Byłam w transie. Kryształ... on mnie przyciągał... ja... ja nawet nie k–kontrolowałam tego, że i–idę w jego kierunku... – wydukałam. Pomyślałam, że uznają mnie za wariatkę, ale, o dziwo, nie wyśmiali mnie. Patrzyli na mnie w skupieniu. Poczułam się trochę pewniej. – Dziękuję, Ykhar – powiedziałam nagle, unosząc w górę kawałek chleba, który mi przyniosła. Dziewczyna zarumieniła się tak, że widać to było nawet w mdłym blasku świecy. Uśmiechnęłyśmy się do siebie porozumiewawczo.

– Ykhar, powinniśmy już iść. Mogą zauważyć, że nas nie ma, a ja miałem pełnić wartę – powiedział nagle Leiftan. Króliczyca nerwowo mu pokiwała głową

– Tak, chyba masz rację. Trzymaj się Amando – dotknęła przez pręty moją dłoń. – Nie martw się, nie będziesz siedziała tu wiecznie, obiecuję – Złapałam ją przez kraty za rękę w niemym wyrazie wdzięczności. Chyba zrozumiała, bo odwzajemniła gest, smutno się uśmiechając.

Wbrew sobie |Eldarya|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz